Teraz rozumiem
Mnie tam się pomysł z wizytami przed i po adopcyjnymi podoba. Pierwszą, jak już pisałam, wykorzystałam na chociażby zapytanie o roślinki, jakie miałam, pod kątem bezpieczeństwa dla kotka. Wizyty poadopcyjnej nigdy się nie doczekałam - mimo, że takowy zapis mam w akcie adopcyjnym. Myślę, że po prostu fundacja nie ma czasu na takie wizyty. Jestem w stanie zrozumieć ludzi, którzy swój dom traktują jako twierdzę i wizyt DT w domu sobie nie życzą, ale to jest chyba najwspanialszy sposób na to, żeby dowiedzieć się jak najwięcej o bezpieczeństwie swojego zwierzaka.
Podobają mi się też warunki w akcie adopcyjnym - typu szczepienia, kastracja, zabezpieczenie okien i balkonów. W moim akcie adopcyjnym spełnienie tych warunków było jasno określone datami. Troszkę to się nie sprawdziło, bo kotek nie mógł być po raz pierwszy zaszczepiony w wyznaczonym czasie - był osłabiony i wet zadecydował o podawaniu preparatów na wzmocnienie przed szczepieniem, co trochę trwało i dopiero, gdy wet uznał, że kotka można już bezpiecznie zaszczepić - tak się stało. Datę osiatkowania balkonu miałam wyznaczoną na 15 października - kotka adoptowałam 10 września. Nie dałam rady w tym terminie osiatkować balkonu z powodów finansowych i nikt tego nawet nie sprawdził. Balkon osiatkowałam zaraz po zimie. Tego też nikt nie sprawdził. Ale gdyby nie taki zapis w akcie adopcyjnym - to pewnie bym o tym osiatkowaniu za szybko nie pomyślała - no chyba, że trafiłabym na forum Miau
To co mnie natomiast zaskoczyło i przeraziło w moim akcie adopcyjnym to zapis: "strony ustalają karę umowną za niedotrzymanie warunków umowy na kwotę 3 000,00 zł płatną w terminie 7 dni na pierwsze wezwanie Stowarzyszenia".
Nie spodobał mi się również fakt, iż kociak trafił do mnie bez żadnej, nawet najmniejszej rzeczy z domu adopcyjnego - zabawki, czy też kocyka - za co oczywiście zapłaciłabym. Czytałam, że taka pamiątka pozwala kociakom łatwiej przeżyć trudne chwile związane z nowym domem. Moim zdaniem DT powinny zadbać o przekazanie DS jakiegoś przedmiotu, z którym kotek wcześniej miał kontakt. Oczywiście DS powinno za ten przedmiot zapłacić.
I jeszcze o rozmowach telefonicznych. Właśnie podczas tych rozmów i szefowa Stowarzyszenia, a potem Pani z DT, do którego numer mi podała ta szefowa, wydały mi się bardzo oschłe i nieprzyjemne. Czułam się, jakbym była jakimś niechcianym intruzem, który dzwoni celem organizacji napadu na to Stowarzyszenie właśnie. Było to bardzo dla mnie nieprzyjemne. Przy pierwszym kontakcie oko w oko, gdy pojechałam do DT, początkowo Pani nadal była bardzo oschła. Całkowicie się zmieniła, gdy przyniosła kotki i zobaczyła moją na nie reakcję. Lody zostały przełamane. Pani okazała się bardzo miłą osobą. Zatem pierwsze - zwłaszcza telefoniczne wrażenie, często działa niekorzystnie dla obu stron - dzwoniących i zainteresowanych kotkiem również.
I jeszcze, co do wydawania kotków do domów z dziećmi. Sama dzieci nie mam, jestem osobą samotną. Jednak, gdy miałam lat 12 moi rodzice przygarnęli psiaka. Byłam przeszczęśliwa, do szkoły szłam na 8 rano a wstawałam przed 6.00 (jako 12-latka) wyprowadzać psiaka na długi spacer. Nikt mi tego nie nakazywał, sama byłam z tego powodu przeszczęśliwa. Takie poranne spacery realizowałam aż do 18 roku życia. Jako dziecko doskonale wiedziałam, że zwierzaki są jak ludzie - tak samo je boli, tak samo chorują, czasami się boją i tak samo się cieszą. Nikt mnie tego specjalnie uczyć nie musiał, mimo, że wcześniej zwierzaka nie mieliśmy. Dlatego fakt, że ktoś chce adoptować zwierzaka do domu, gdzie są dzieci nie zawsze musi być taki zły. To chyba po prostu wyświechtany stereotyp.
I tak na sam koniec. ASK@ piszesz: "Moje wszystkie ogłoszenia zawierają imię kota, wiek, informacje o szczepieniach i testach i ew kastracji". Jak pisałam wcześniej, w ogłoszeniu stowarzyszenia - tym nieaktualnym - było tylko zdjęcie kotka i dane fundacji. W przypadku kotka zaadoptowanego, w akcie adopcyjnym miejsce na jego imię było wykropkowane (mimo, że w akcie adopcyjnym jest zdjęcie Bila). Gdy zapytałam o imię, Pani z DT powiedziała po chwili wahania: Pani wpisze Czarnuszek. Tak też wpisałam. Pomyślałam sobie wtedy, że mój Bil chyba nigdy wcześniej nie miał imienia. Również miejsce na jego wiek było puste. W trakcie adopcji Pani z DT powiedziała - "Pani wpisze 2 miesiące, chociaż dokładnie nie wiadomo ile ma".