Strona 1 z 11

Hemobartonelloza i jak to się wszystko potoczyło

PostNapisane: Pon lis 05, 2007 19:25
przez ogocha
Witam ponownie!
Chciałam Wam opisać historię pewnej małej kotki a właściwie na jej przykładzie opowiedzieć jak trudne bywa diagnozowanie niektórych chorób. Przeczytajcie (choć długie!)- może kiedyś Wam się przydać gdy już nie będziecie wiedzieć co kotu może być.
Na początku sierpnia zawitałam pierwszy raz na tym forum i prosiłam o dom dla chorej ślicznotki przypominającej norweżkę. (Link: http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=64035&highlight=).Oczywiście kotkę przygarnęłam sama (no bo kto mógłby oddać takie kochane maleństwo?).
Nazwałam ją Thalia. Była bardzo chora, ze zdiagnozowaną wadą serca i raczej nieciekawymi prognozami.
Do tego rozpoznania od początku byłam nastawiona sceptycznie (szmery serca, które raz się pojawiały a raz ich nie było - mało prawdopodobne). Poza tym dowiedziałam się, że niestety operacji serca u nas w Polsce nie robią - tym bardziej nastawiona byłam na szukanie innej przyczyny. Kocina czasami czuła się dobrze (jak na nią), tzn potrafiła się pobawić tak z pół godziny, jednak większość czasu spędzała w pozycji horyzontalnej. Biedactwo 50% swego czasu spędzała u weterynarzy - kroplówki, badania, nakłuwania brzucha aby odbarczyć ogromne wodobrzusze, usg... słowem wszystko co można zrobić. Nawet umówiona była na konsultację z Dr. Niziołkiem, specjalizujacym się w kardiologii ... ale do tego nie doszło. Tak naprawdę żaden z weterynarzy nie powiedzić co jej jest. Dlaczego kicia jest słaba, chudziutka (same kosteczki obciągnięte skórą), skąd u niej dusznośc. W kolejnych badaniach wyszło, że malutka ma potężną anemię - tylko 1,2 mln erytrocytów! Razem z Panią weterynarz podjęłyśmy decyzję o transfuzji, miała być już następnego dnia. Jednak Thalia tej konkretnej transfuzji nie doczekała. Wieczorem poczuła się bardzo źle, miała problemy z oddychaniem, zażółcenie powłok i śluzówek było bardzo nasilone. Obdzwoniłam wszystkich weterynarzy w Krakowie - nigdzie nie było krwi dla kota a sprowadzenie z banku ze śląska lub Warszawy mogło trwać nawet dobę. Na szczęście dorwałam jeszcze w internecie numer telefonu do kliniki weterynaryjnej pod Krakowem (internet - cudna sprawa!). Zadzwoniłam bo z opisu wynikało, że placówka na wysokim poziomie. I rzeczywiście - krew a właściwie koci dawca jest! Od razu zapakowałam małą do koszyka a mama w tym czasie zdążyła się przedrzeć przez korki (mama stomatolog przesunęła pacjentów na inny dzień i wcześniej wyszła z pracy - niektórzy stuknęli by sie w głowę, że tyle poświęcenia dla zwierzaka ale Wy chyba rozumiecie...). Thalia ledwo przetrwała podróż - miała okresy bardzo poważnych zaburzeń oddychania. W każdym razie - już na miejscu - pobrano krew do badania (erytrocyty - 600 tysięcy!!!!! -nie do wiary, ze przeżyła), oglądnięto ją w mikroskopie (hemobartonella widoczna na krwinkach czerwonych - paskudny pasożyt krwi, niszczący erytrocyty- stąd żółtaczka), bilirubina pod sufit, to samo AlAT i AspAT (ponad 10 razy podniesione), przetoczono krew (od kota Pedro :)), zrobiono USG i RTG (wątroba zajmująca prawie całą jamę brzuszną). Summa summarum - cud, że Thalia dotrwała! Po toczeniu krwi - kocina odżyła - ofukała panią weterynarz i chciała dać drapaka ze stołu. Niesamowite, zważywszy, że godzinę wcześniej ledwo oddychała i nie ruszała sie.
Potem było leczenie przez 3 tygodnie Doxycyclina i steryd. I wiecie co? Thalia z 800g przytyła do 1200g przez miesiąc! Wcale nie widać było żadnej choroby u niej - rozrabiała za 100 kociąt! Kontrola morfologii - pr. wątrobowe nadal podniesione ale erytrocyty 7 mln.
Po 2 tyg od skończenia leczenia - nawrót (kot słaby, osowiały, cały dzień śpi, brak apetytu, duszność, zblednięcie bądź zażółcenie powłok/śluzówek, anemia i ewentualnie szmery słyszalne nad sercem-mogą się pojawiać przy znacznej anemii ). Tym razem wiedziałam co jest grane i od razu włączyłam leki w odpowiednich dawkach. Thalia jeszcze przez tydzień ma mieć leczenie. Ma niesamowitą energię, wszędzie jej pełno, waży 1800g (wiek ok 4,5 m-ca) i jest strasznym żarłokiem. Martwię się czy znów nie będzie nawrotu - niestety do końca życia będzie nosicielem.
Teraz zaczniemy walke z grzybem - wiadomo antybiotyk i steryd - nic lepszego dla rozwoju grzyba (którym Thalia się uczciwie podzieliła z domownikami).
Tak więc batalię wygrałyśmy choć wojna toczy sie nadal!
A na koniec, może z własnych doświadczeń możecie mi odpowiedzieć, czy bywają koty, które nie daja sie do końca oswoić? Moje kociatko jest okrutnie płochliwe! Nie wiem czy to na skutek traumatycznych doznań u weterynarzy (ciągłe kłucia, kroplówki, itp) czy po prostu ma taki charakter. Ciekawe jest, że przychodzi sama do mnie na głaskanie (bo pieszczoch z niej jest straszny), na zabawę (moja ręka to jej worek treningowy) ale ja do niej podejść raczej nie mogę bo ucieka (w przypadku moich rodziców w ogóle nie ma mowy na zbliżenie sie na 5 metrów).
POzdrawiam,
Gośka

P.S. nie mam pojęcia jak się tu wkleja zdjęcia...

[/url]

PostNapisane: Pon lis 05, 2007 19:35
przez Prakseda
Straszne paskudztwo.
Moim zdnaiem jest wiele kocich chorób nie rozpoznanych. I wszystko zwla się np na fipa.
A co to za pasożyt krwi, z jakiej grupy?

PostNapisane: Pon lis 05, 2007 19:36
przez rambo_ruda
ogocha, brawa za przygarnięcie kotki. ja mojego też leczyłam na hemobartonellozę- tylko że leczony był tetracykliną w tabletkach, po 1/5 rano i wieczorem, ponad miesiąc- było to ponad rok temu i od tego czasu wszystko jest ok. może warto zmienić lek?

PostNapisane: Pon lis 05, 2007 20:53
przez ogocha
Prakseda - jest to mykoplazma - bardzo dożarty drobnoustrój :)) I masz rację albo myślą, że to FIP albo inny koci AIDS :) Ale dzięki temu dokształciłam się w weterynarii. Co ciekawe ludzka medycyna czasem pomaga a czasem wręcz przeciwnie :)))

r_r - Doxy jest z grupy tetracyklin. Daję jej najwyższe dawki 10mg na kg masy ciała 2xdziennie a teraz zmniejszam dawki sterydów (stosowane wprzypadku autoaglutyncji krwinek). Wg literatury tetracykliny powinno się stosować 2 - 3 tyg (za pierwszym razem 3 tyg była leczona). Tym razem ciągnę je przez miesiąc. Ale jesli swojego kociaka leczyłaś ponad miesiąc to nie wiem czy i mojej małej nie przedłużę kuracji. Z Thalią to trochę skomplikowana sprawa - ona naprawdę ledwo to przeżyła, stąd tez szybki nawrót. POnoć przy spadu odporności nawroty niestety się zdarzają. No nic mam nadzieję, że tym razem przynajmniej przez jakiś czas będzie zdrowa i bez leków!! :)))

Nie wiecie jak sie tu wstawia zdjęcia? Bardzo się chciałam małą Thalią pochwalić :))

PostNapisane: Pon lis 05, 2007 21:13
przez ogocha
bis! :oops:

PostNapisane: Pon lis 05, 2007 21:24
przez pixie65
ogocha pisze:Nie wiecie jak sie tu wstawia zdjęcia? Bardzo się chciałam małą Thalią pochwalić :))

:D Spróbuj tutaj:
http://www.upload.miau.pl/

albo tutaj:
http://www.fotosik.pl/

PostNapisane: Pon lis 05, 2007 22:06
przez ogocha
Pixie dzięki :)))
A oto Thalia

Krew dzikich przodków w pełnym ataku
Obrazek

Zbliżam się - no mercy!
Obrazek

Kot Baskervillów
Obrazek

Dla zmylenia przeciwnika bywam słodka :)
Obrazek





Czy te oczy mogą kłamać?
Obrazek

Pełny relaks... pokazuję swój półprofil. I pomyśleć, że to ten gorszy ;-)
Obrazek

(zdjęcia nieudane ale mnie bawią do łez)

Dobra... co to jest to, co robi "pstyk"? Na wszelki wypadek potraktuję łapą. (zauważcie jak szybko wykonuję ruch - łapa to ta plama po lewej stronie zdjęcia, a po Twojej prawej :)))...
Obrazek

... i jeszcze "toto" powącham
Obrazek

PostNapisane: Pon lis 05, 2007 22:22
przez pixie65
ogocha pisze:Zbliżam się - no mercy!
Obrazek


No nieeeenooooooooo...STRACH SIĘ BAĆ... :strach:


:lol:

PostNapisane: Pon lis 05, 2007 22:31
przez ogocha
fakt Pixie - święte słowa :lol:

PostNapisane: Pon lis 05, 2007 22:37
przez Siean
ooo... ale groźna kicia :D :D
Pewnie, że może być niego ostrożna - tyle kłucia w te biedne ciałko... Moje kociste tez się ostrożne zrobiły, jak z nimi parę razy do weta zajrzałam...

A co do hemobartonellozy - jakas jej odmiana podobno atakuje człowieka. Zimą 1997r. miałam przez kilka tygodni wyjątkowo upartą gorączkę, wyniki morfologii psuły się z dnia na dzień, w końcu wylądowałam na zakaźnym. Po dosłownie "końskich" dawkach antybiotyku i metronidazolu gorączka spadła. W tym roku zimą lekarz weterynarii, z którym rozmawiałam o Bubie (odeszła za Tęczowy Most jesienią 2006) i jej tragicznej anemii, powiedizał mi, że to mogła być właśnie hemobartonella.

PostNapisane: Pon lis 05, 2007 23:13
przez ogocha
Siean,
Przekopałam dostępną mi literaturę na temat hemobartoneli i nigdzie nie widziałam informacji o tym, że przechodzi na ludzi. Hmm - to widoczni musi być kazuistyka. Może to raczej była bartonella - to o czym wet mówił? No i Twoja gorączka i anemia innym patogenem była spowodowana?
Zresztą trudno teraz dojść do tego co to było. Ważne, że wyzdrowiałaś :) a wielka szkoda, że Twój kotek nie został w porę zdiagnozowany (to niekoniecznie świadczy o tym, że wet jest zły, po prostu wcale nie tak często zdarza się taki piorunujący przebieg hemobartonelli).

Pozdrawiam serdecznie,
Gośka

P.S. Czy ta nadmierna "ostrożność" Twoich kotków przeszła po jakimś czasie, czy tak im już zostało?

PostNapisane: Wto lis 06, 2007 7:51
przez rambo_ruda
Mi vet powiedział ze hemo jest chorobą odkleszczową- i faktycznie, wyszła przy badaniu krwi na choroby odkleszczowe. Ale co się namęczyliśmy to nasze, ponad miesiąc leczenia na niewiadomo-co i okrutna biegunka :(

PostNapisane: Wto lis 06, 2007 20:57
przez Siean
ogocha pisze:Siean,
Przekopałam dostępną mi literaturę na temat hemobartoneli i nigdzie nie widziałam informacji o tym, że przechodzi na ludzi. Hmm - to widoczni musi być kazuistyka. Może to raczej była bartonella - to o czym wet mówił? No i Twoja gorączka i anemia innym patogenem była spowodowana?
Zresztą trudno teraz dojść do tego co to było. Ważne, że wyzdrowiałaś :) a wielka szkoda, że Twój kotek nie został w porę zdiagnozowany (to niekoniecznie świadczy o tym, że wet jest zły, po prostu wcale nie tak często zdarza się taki piorunujący przebieg hemobartonelli).

Pozdrawiam serdecznie,
Gośka

P.S. Czy ta nadmierna "ostrożność" Twoich kotków przeszła po jakimś czasie, czy tak im już zostało?

Dzięki. Co do tego, czy była to hemobartonella, czy bartonella, to rzeczywiście teraz sprawa jest czysto teoretyczna :) Wet, który mi o tym powieidzał, stwierdził też, źe hemobartonelloza u kotów nie jest często właściwie diagnozowana, między innymi dlatego, że wykrywa się ją przy ręcznym rozmazie i trzeba w dodatku "wstrzelić się" w moment, gdy te całe mykoplazmy widać, bo raz się pojawiają, a raz jest ich po prostu za mało... I że do tej pory niewielu wetów się tą chorobą interesowało. On akurat się tym interesował.
Jak dokłądnie to przechodzi i czy to ta sama mykoplazma, nie powiem ci w tej chwili - rozmawialiśmy o tym w styczniu tego roku czy jakoś tak...
Buba... miała 13 lat... dwa razy ją z anemii wyciągnęliśmy, za trzecim nie dała rady...

A co do "ostrożności" - to nadal są. Wystarczy przejść się po mieszkaniu w wyjsciowych butach czy kurtce, by większość kotów po prostu znikneła. Tak na wszelki wypadek.

PostNapisane: Śro lis 07, 2007 0:28
przez ogocha
r_r - tak zgadza się odkleszczowa ale między innymi :) Choroba przenosi się też w czasie zabaw i matka może przenieść na kocięta. Na szczęście tylko zwierzaki o obniżonej odporności mogą na nią zachorować.

Sean, miałam szczęście bo trafiłam na wetkę, która też sie Hemob. interesowała i od razu zrobiła rozmaz i uwidoczniła te paskudztwa pod mikroskopem.
Jeśli chodzi o płochliwość - moja mała po prostu zwiewa na widok człowieka - wet powiedziała, że taki ma charakter i już. Choć wydaje mi się, że jest lepiej - można bliżej podjeść a nawet przejść obok i nie ma panicznej ucieczki.
Właśnie teraz Thalia szaleje po mieszkaniu. Lata z ogonem napuszonym i wygiętym w znak zapytania. Nie wiem czy to normalne (zawsze miałam psy) ale atakuje moją rękę albo nogę z zaciętością wartą lepszej sprawy. Jak się z nią troche potarmoszę, to odskakuje a potem jest atak ze zdwojoną siłą :) I jak już tak maksymalnie się rozbawi to wtedy sobie posapuje. Na początku myślałam, że to duszność ale to najprawdopodobniej wpływ ekscytacji :) O! właśnie Thalia zaatakowała swoje odbicie w lustrze (oczywiście posapując i coś tam do siebie mrucząc). Ciekawe co wyjdzie z tej bitwy bez szwanku: łepek Thalii czy lustro..

PostNapisane: Śro lis 07, 2007 9:54
przez Prakseda
Thalia cudo!!!
Uwielbiam buraski.
Życzę jej zdrówka.
I dzięki za wszystkie informację. Wydrukuję sobie i postudiuję. Oby nigdy nie musiała z Twoich doświadczeń korzystać, ale mająć mały koci azyl lepiej być świadomym zagrożeń.