Merlin

Drogie Forumowiczki i Drodzy Forumowicze!
Jako świeżo upieczona "mama" nie mogę się powstrzymać przed założeniem wątku Nowemu Członkowi Mojej Rodziny
Od czego zacząć...? Najlepiej od początku.
Moja przygoda z kotami zaczęła się trzy lata temu, od adoptowanej Lolity - boskiej tricolorki, w której żyłach płynie perska krew. Od pierwszej chwili Lolita była moim oczkiem w głowie - kochanym, wiernym, pięknym... Aż do 19-ego maja tego roku, kiedy moje Cudo zostało ukradzione. Nie przebolałam tego do dziś i nie przeboleję nigdy.
22-ego maja znalazłam w mojej szafie trzy czarne Maleństwa - jeszcze niewidome Dzikuski. Tydzień później, tym razem za płotem - kolejną trójkę Czarnuszków. Odchowaliśmy Je (razem z naszą Pandą - Pierwszą Pieską Kocią Mamą IV RP
) i wydaliśmy dobrym Ludziom.
Jeden z Nich, Wielka Głowa (a raczej, jak się okazało po czterech miesiącach, WielkoGłowy
) został zaadoptowany przez mojego Narzeczonego, Łukasza (Kurta). Teraz ma pięć miesięcy i jest ogrooomny. Przypuszczamy, że to nie Kot, lecz Puma i boimy się, co będzie za rok
Tak więc zostałam bez Kotków. I jakoś, po tragedii z Lolitą, nie miałam odwagi na kolejną adopcję... Przeglądałam jednak nieśmiało Forumowe wątki. Najpierw był Vincent - na pewno Go pamiętacie. Kiedy Go zobaczyłam, całego w wapnie, odłożyłam na bok sentymenty. Jednak się nie udało...
Później przeczytałam o biednej, malutkiej Tricolorce, umierającej na jednym z wrocławskich śmietników. Na drugi dzień okazało się, że było za późno, by Jej pomóc...
I wtedy...
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?p=2510906#2510906
Ten pieprzyk, te cętki... Miłość od pierwszego wejrzenia
Choć na początku nie myślałam serio o adopcji, to wątek Anilli stał się najczęściej wybieraną stroną w mojej wyszukiwarce internetowej.
Oczywiście, od początku męczyłam Łukasza zachwytami nad małą Merlin (została tak przez nas nazwana jeszcze przed decyzją o tym, że damy Jej domek - no, bo jak inaczej można nazwać Kocią Ślicznotkę z pieprzykiem pod noskiem?
A spolszczyliśmy, żeby Jej woda sodowa do głowy nie uderzyła
). Cały czas nie mogłam jednak podjąć ostatecznej decyzji... Aż pewnego dnia, a dokładnie w sobotę 6-ego października, zarządziliśmy z Łukaszem wyprawę: Katowice – Będzin – Żory – Będzin – Katowice.
Na miejscu, czyli w Żorach, zostaliśmy bardzo mile przyjęci przez Anillę, u której poznaliśmy Jej dwie piękne tricolorki oraz dowiedzieliśmy się, że znalazła Merlin oraz jej rodzeństwo (które już szczęśliwie znalazło domki) na swoim balkonie. Pogadaliśmy chwilkę, wzięliśmy Malutką do autka i pojechaliśmy do Będzina, gdzie spędziła szaloną noc z WielkoGłowym, a następnie wróciliśmy do mnie, do Katowic.
I właśnie tak Merlin zamieszkała w moim Domku.
O jej charakterze, brykaniu, fajności i miziastości mogłabym opowiadać dniami, a już się mocno rozpisałam, także inne opowieści zostawiam na później. Dziś zakończę na przedstawieniu Postaci
A więc… Proszę Państwa, oto Merlin:

Jako świeżo upieczona "mama" nie mogę się powstrzymać przed założeniem wątku Nowemu Członkowi Mojej Rodziny

Od czego zacząć...? Najlepiej od początku.
Moja przygoda z kotami zaczęła się trzy lata temu, od adoptowanej Lolity - boskiej tricolorki, w której żyłach płynie perska krew. Od pierwszej chwili Lolita była moim oczkiem w głowie - kochanym, wiernym, pięknym... Aż do 19-ego maja tego roku, kiedy moje Cudo zostało ukradzione. Nie przebolałam tego do dziś i nie przeboleję nigdy.
22-ego maja znalazłam w mojej szafie trzy czarne Maleństwa - jeszcze niewidome Dzikuski. Tydzień później, tym razem za płotem - kolejną trójkę Czarnuszków. Odchowaliśmy Je (razem z naszą Pandą - Pierwszą Pieską Kocią Mamą IV RP

Jeden z Nich, Wielka Głowa (a raczej, jak się okazało po czterech miesiącach, WielkoGłowy


Tak więc zostałam bez Kotków. I jakoś, po tragedii z Lolitą, nie miałam odwagi na kolejną adopcję... Przeglądałam jednak nieśmiało Forumowe wątki. Najpierw był Vincent - na pewno Go pamiętacie. Kiedy Go zobaczyłam, całego w wapnie, odłożyłam na bok sentymenty. Jednak się nie udało...

Później przeczytałam o biednej, malutkiej Tricolorce, umierającej na jednym z wrocławskich śmietników. Na drugi dzień okazało się, że było za późno, by Jej pomóc...

I wtedy...
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?p=2510906#2510906
Ten pieprzyk, te cętki... Miłość od pierwszego wejrzenia

Oczywiście, od początku męczyłam Łukasza zachwytami nad małą Merlin (została tak przez nas nazwana jeszcze przed decyzją o tym, że damy Jej domek - no, bo jak inaczej można nazwać Kocią Ślicznotkę z pieprzykiem pod noskiem?


Na miejscu, czyli w Żorach, zostaliśmy bardzo mile przyjęci przez Anillę, u której poznaliśmy Jej dwie piękne tricolorki oraz dowiedzieliśmy się, że znalazła Merlin oraz jej rodzeństwo (które już szczęśliwie znalazło domki) na swoim balkonie. Pogadaliśmy chwilkę, wzięliśmy Malutką do autka i pojechaliśmy do Będzina, gdzie spędziła szaloną noc z WielkoGłowym, a następnie wróciliśmy do mnie, do Katowic.
I właśnie tak Merlin zamieszkała w moim Domku.
O jej charakterze, brykaniu, fajności i miziastości mogłabym opowiadać dniami, a już się mocno rozpisałam, także inne opowieści zostawiam na później. Dziś zakończę na przedstawieniu Postaci

A więc… Proszę Państwa, oto Merlin:






