Miałam urlop, specjalnie wzięty na sterylizację, a że jestem "internautką" tylko w pracy (niestety), nie mogłam na bieżąco radzić się Was, jeśli chodzi o moją kochaną Szelutkę . Miałam co prawda już wcześniej ponagrywane niektóre wątki z tego forum o sterylkach i muszę przyznać, że czytałam je po kilkanaście razy i prawie zawsze udało mi się znaleźć w nich jakąś radę na moje wątpliwości. Dziś chcę się tylo pochwalić, że wszystko poszło dobrze, Szelma czuje się naprawdę znakomicie, aż sama się nie mogę nadziwić, że tak stosunkowo lekko to zniosła . Właściwie najgorszy był tylko pierwszy dzień, i to nie wtedy, kiedy była pod wpływem narkozy, ale potem, kiedy już znieczulenie ją puściło. Mniej więcej po 12 godzinach od zabiegu, kiedy już mogła utrzymać się na nogach bez zataczania się, zaczęla się zachowywać, jak gdyby nigdy nic, jakby nie miała tego dnia operacji, jakby nie miala w brzuchu dziury na pięć centymetrów. Ona po prostu zaczęła skakać . Gdy to zrobila pierwszy raz, myślałam, że umrę ze strachu o nią. Potem zaczęliśmy ją pilnować, a ona patrzyła na nas, jak na głupich, na dręczycieli, którzy nie wiadomo czemu ją prześladują i łażą za nią krok w krok. I nawet zaczęła nas oszukiwać: udawała, że właśnie kładzie się spać, a jak tylko na chwilkę odwróciliśmy swoją uwagę, to hop i już była na stole, albo na oknie. Byla nie do ujarzmienia. Dziwię się ciągle, że nic sobie nie zrobiła, nie porwała sobie szwów, ani nie straciła równowagi przy tych skokach. A zaraz potem zauważyła szwy i zaczęła je rwać; nie lizać, ale od razy szarpać i wyrywać. To był jeden z gorszych dni w moim życiu, upociliśmy się z tezetem i myślelismy, ze tak już będzie przez 10 dni. Nie bardzo podobał mi się pomysl z kaftanikiem, ale nie było wyjścia. Tezet na poczekaniu wyciął kaftanik z koszulki bawełnianej, wiązany na pleckach. Dzięki niemu przeżyliśmy pierwsze dwa dni w miarę spokojnie (oprócz ustawicznych skoków Szelmy na meble, których niestety nie dało się opanować). Na trzeci dzień na próbę zdjęliśmy kaftanik, bo malutka była bardzo nieszczęśliwa i jakoś już nie rwała tych szwów. W każdym razie ma je wszystkie, a jutro idziemy na ich zdjęcie .
Aha, dopóki Szelma chodziła w kaftaniku, nie pamiętała zupełnie, po co są kuwety. Po jego zdjęciu amnezja ustąpiła.