Czarnulka w sobotę idzie do swojego domu i swojego Viteza:))

Widzę, że już na ten temat i w tej atmosferze coś powstało w LEPIEJ USYPIAĆ (cd Forumowego sumienia) ale zrealizuję plan i zakładam nowy wątek
Jak pisałam - gnała mnie ku Czarnulce radość wielka (z pierwszego spotkania), jeszcze większa była rozpacz, gdy do niej dotarłam. Biegała po ogródku jak źrebak za matką. Matka, gdy mnie zobaczyła, skok w krzaki a mała została dokładnie tam gdzie stała, drąc się w niebogłosy. Nie wiedziała, nie WIdziała gdzie uciekać.
Ma 2 miesiące, wygląda na półtora, czarniutka, białe kłaczki w uszkach.
A oprócz tego .... miała cały pyszczek zapluty ropą z obu oczek, wyglądała dosłownie jakby ją jakiś ptak oblaptal. Do tego oba oczka są koszmarnie spuchnięte.
Złapałam to-to z a kark i do weta. Już wiecie, że jednego oczka nie da się uratować. O drugie będę walczyć jak lwica. Dziś okulista.
Tuż po wizycie u weta zadzwoniłam do Viteza - Mam Twoją Czarnulkę - Extra - Ale nie ma jednego oka i nie wiadomo, co z drugim - Przyjadę.
Przyjechał, zanim jeszcze ją zobaczył wyciągnął RC dla babyików i frontline - Taka pierwsza wyprawka dla mojej kici
Dusza niemal na ramieniu, rozgonione myśli o Tżecie w sytuacji , gdyby Vitez odmówił., przecież jej nie wypuszczę na podwórko. Sprawa niezbyt klarowna - gość chce kota - kotkę, czarną a ja mu pokazuję wychudłego szczurka z zalepionym pyszczkiem i wyłupiastymi niby-oczami, które mają marną szansę na ujrzenie światła (fotka jutro bo naprawdę chwyta za serce).
A tu gość wyciąga do niej rękę, głaszcze i zaczyna na głos myśleć co to i jak w przyszłości będzie, kiedy, jak przewieźć, jak oswoić ze starszą kicią. A potem powtarza - Ona jest moja!
O rany......
Kicia jest fukająca - nie ma się co dziwić, nie widzi (na razie!), słyszy , że coś się zbliża więc na wszelki wypadek symuluje atak. Ale dziś rano mruczała mi na kolanach !!!. Ma całkiem niezły apetyt. Muszę uważać, aby brzuszek nie wpadł w szok. Jest przesłodka przy wszelkich zabiegach . Nie drapie, nie wyrywa się, tak jakby wiedziała , że to dla jej dobra. A przecież nigdy wcześniej człowiek jej nie dotykał. Zakładam, że boli ją okrutnie to grzebanie w oczkach (przypomnijcie sobie uczucie jak wam rzęsa wpadnie do oka), są zapuchnięte, niemal nie widać nic po powiekami, ale wiem, że jedno oczko tam jest. Siedzi kruszynka w klatce na miękkim kocyku. Moje dwie pantery pełnią wartę za drzwiami i ciekawość je zżera bo słyszą jedynie słabe pomiaukiwanie z drugiej strony.
Zostanie u mnie do czasu nabrania odporności przez kicię Viteza. Za 10 dni wyjeżdżam na mały urlopik ale czarnulka będzie pod opieką mojej siostry ( podobnie było w przypadku Gacka, któremu dawano 2 dni, leczyłam go, potem podczas mojego wyjazdu siostra, no i jest u niej do dziś)
Po wizycie u Garncarza nastąpi mały up-date historyjki
DZIĘKI VITEZ
Jak pisałam - gnała mnie ku Czarnulce radość wielka (z pierwszego spotkania), jeszcze większa była rozpacz, gdy do niej dotarłam. Biegała po ogródku jak źrebak za matką. Matka, gdy mnie zobaczyła, skok w krzaki a mała została dokładnie tam gdzie stała, drąc się w niebogłosy. Nie wiedziała, nie WIdziała gdzie uciekać.
Ma 2 miesiące, wygląda na półtora, czarniutka, białe kłaczki w uszkach.
A oprócz tego .... miała cały pyszczek zapluty ropą z obu oczek, wyglądała dosłownie jakby ją jakiś ptak oblaptal. Do tego oba oczka są koszmarnie spuchnięte.
Złapałam to-to z a kark i do weta. Już wiecie, że jednego oczka nie da się uratować. O drugie będę walczyć jak lwica. Dziś okulista.
Tuż po wizycie u weta zadzwoniłam do Viteza - Mam Twoją Czarnulkę - Extra - Ale nie ma jednego oka i nie wiadomo, co z drugim - Przyjadę.
Przyjechał, zanim jeszcze ją zobaczył wyciągnął RC dla babyików i frontline - Taka pierwsza wyprawka dla mojej kici
Dusza niemal na ramieniu, rozgonione myśli o Tżecie w sytuacji , gdyby Vitez odmówił., przecież jej nie wypuszczę na podwórko. Sprawa niezbyt klarowna - gość chce kota - kotkę, czarną a ja mu pokazuję wychudłego szczurka z zalepionym pyszczkiem i wyłupiastymi niby-oczami, które mają marną szansę na ujrzenie światła (fotka jutro bo naprawdę chwyta za serce).
A tu gość wyciąga do niej rękę, głaszcze i zaczyna na głos myśleć co to i jak w przyszłości będzie, kiedy, jak przewieźć, jak oswoić ze starszą kicią. A potem powtarza - Ona jest moja!
O rany......
Kicia jest fukająca - nie ma się co dziwić, nie widzi (na razie!), słyszy , że coś się zbliża więc na wszelki wypadek symuluje atak. Ale dziś rano mruczała mi na kolanach !!!. Ma całkiem niezły apetyt. Muszę uważać, aby brzuszek nie wpadł w szok. Jest przesłodka przy wszelkich zabiegach . Nie drapie, nie wyrywa się, tak jakby wiedziała , że to dla jej dobra. A przecież nigdy wcześniej człowiek jej nie dotykał. Zakładam, że boli ją okrutnie to grzebanie w oczkach (przypomnijcie sobie uczucie jak wam rzęsa wpadnie do oka), są zapuchnięte, niemal nie widać nic po powiekami, ale wiem, że jedno oczko tam jest. Siedzi kruszynka w klatce na miękkim kocyku. Moje dwie pantery pełnią wartę za drzwiami i ciekawość je zżera bo słyszą jedynie słabe pomiaukiwanie z drugiej strony.
Zostanie u mnie do czasu nabrania odporności przez kicię Viteza. Za 10 dni wyjeżdżam na mały urlopik ale czarnulka będzie pod opieką mojej siostry ( podobnie było w przypadku Gacka, któremu dawano 2 dni, leczyłam go, potem podczas mojego wyjazdu siostra, no i jest u niej do dziś)
Po wizycie u Garncarza nastąpi mały up-date historyjki
DZIĘKI VITEZ