Zdążyła wybrzmieć sprawa ze znamionami, chorobami i innymi nieszczęściami. W domu panował pełen spokój i porządek, wprowadzili się nowi gości (w tym ludzcy, bo mój brat) i się zaczęło...
Najpierw Radek przestał jeść a zaczął robic kupę w kuchni na podłodze... Dzień później sie wyjasniło - w paszczy pełen koszmar
Temperatura ciała 37*C. Nie damy rady już, musimy usunąć wszystkie zęby. Dwa lata omijalismy przeznaczenie i bujaliśmy się z plazmocytarnym zapaleniem dziąseł, ale w koncu kot mi sie wykończy. Jesteśmy umówieni na całkowitą resekcję do dr. Turosa na 29 sierpnia. Boję się jak cholera, bo Radek niemłody, trzuska średnia, on wybredny żaciowo i jak potem będzie jadł??? Ale cóż poradzę. Zakaz sterydów, bezmocz po wiekszosci przeciwbolowych, tak nie nie da żyć.
Potem Megi. Najpierw zaczęła się drapać po advokacie, który jej zaaplikowałam w zeszłym tygodniu. Rozdrapała uszy do krwi. Potem zaczęła wymiotować, ale jak na kota z nieswoistym zapaleniem jelit to jej się zdarza od czasu do czasu. Cała reszta picia, jedzenia i kuwety była w normie. A w niedzielę, bo jakże by inaczej, zaczął jej się kaszel i zaczęłam wyglądać jakby w ciąży była...Daje głowę, że nie jest.
No i poszlismy do weta z oboma, no i Radek dostał metacam (znów i drżałam, ale tylko to było pod ręką) a Megi...Megi została zdiagnozowana i ma wodę w płucach, worku osierdziowym i otrzewnej. Pojechaliśmy szybko na zdjęcie, kot jakby nie ten, zero waleczności. Zdjęcie potwierdziło płyny, więc akcja z antybiotykiem, furosemidem w końskich dawkach i sterydem. Szmery w płucach i sercu. Podejrzenie wady serca. Podpytałam o wątrobę, bo Mega miała nawracające stany zapalne, ale bez USG i echo nic się nie zdziała.
Oczywiście przed wolnym wtorkiem NIKT, słownie NIKT, nie zgodził sie na przyjąć na echo. Obdzwoniłam 17 lecznic, w tym dr.Niziołka i dr Garncarz. Terminów zero. Mieliśmy robić jutro w lecznicy obok, ale udało mi się wyprosić na jutro wizyte i na echo i na USG w Multivecie. Przy okazji pełne badania krwi zrobię.
Acha, i jeszcze wczoraj wylądowaliśmy na Puławskiej w całodobowej, bo kot dostawał takich skurczy, że nie mógł chodzić ani prostować łap. Furosemid ją wypłukał. Oczywiście codziennie kontynuacja leczenia z poniedziałku. Kot kładzie się na boku, rusza tynymi łapkami jakby próbowała pływać w powietrzu, strachu się najadłam bardzo.
Na koniec Sadzy (pani Pies),której ledwo udało mi się zakaźną biegunkę wyleczyć w zeszły czwartek, dziś w nocy znów dostała wodnistej biegunki i od 3 rano do 8 byłyśmy na dworze 14 razy. Jak tylko jej przejdzie to trzeba porządnie kał zbadać, co prawda ona nie jest fanką ulicznej zywności, ale kto wie co polizała w trawie...
Odpukać Leja i tymczasy trzymają się dobrze.
Kciuki za chorowitki potrzebne. Za mnie też możecie potrzymać, bo gonię resztką sił, a pieniążki odłożone przez ostatnie 3 miesiące na weta, już wydałam. Dobrze, że miałam.
W tym miejscu muszę jeszcze serdecznie podziękować Marzenia i Baltimore za nieustanną troskę o moje zwierzaki, dobre rady i chęć pomocy. Dziewczyny, jesteście W I E L K I E