Strona 1 z 2

BluMka już w pełni formy, zabieg przeszedł do historii

PostNapisane: Wto maja 13, 2003 9:38
przez lady_in_blue
Stało się. A własciwie stanie się, bo na razie jedyny konkret jest taki, że moja śliczna mała kicia została umówiona na zabieg - w najbliższy piątek o 15.30 w "Czterech łapach". Generalnie jestem dobrej mysli, zwłaszcza po relacji Margarity, ale jednak się denerwuję. Dlatego proszę o wszelkie rady, wskazówki, przypomnienia. Od razu mam dwa pytania:
1. do wielokotnych - jak przetrzymać kicię bez jedzenia od czwartku wieczorem do piątku po połóudniu tak żeby nie zagłodzić obu kotów?
2. czy ktoś może ma do pożyczenia albo wie gdzie można nabyć/jak można zrobić skuteczny kaftanik?

PostNapisane: Wto maja 13, 2003 9:45
przez migaja
1. bimis dostawal jedzenie w lazience zeby bimisi nie bylo smutno, ze ona nie je.
2. bimisia dostala kaftanik w lecznicy w ktorej byla operowana. byl to kawalek nogawki od kalesonow. mysle, ze jak dostarczysz material to operujacy lekarz wytnie otwory i ubierze kicie odrazu po zabiegu.

PostNapisane: Wto maja 13, 2003 13:10
przez ipsi
:ok: :ok: :ok:

PostNapisane: Pt maja 16, 2003 9:19
przez lady_in_blue
To już dzisiaj.... Strasznie sie stresuję. Dziś rano nie mogłam spojrzeć w oczy kotu, który był bardzo zdziwiony, czemu nie dostał rano jeść. Drugi kot dostał jeść w łazience. No, czuję sie strasznie, bo one czują, że coś się dzieje.... :(

PostNapisane: Pt maja 16, 2003 9:29
przez moni_citroni
Trzymam kciuki, bedzie dobrze!

mnie tez to niedlugo czeka :roll:

PostNapisane: Pt maja 16, 2003 9:42
przez Aniutella
Aniu, bedzie dobrze. Koteczka jest w jak najbardziej właściwych rękach :lol:
Przygotuj się tylko, że przez najbliższe dni będzie w gorszej formie, wypytaj dokładnie kiedy i co ma jeść (chyba suchego na początku nie może), kiedy dać jej pić itp.
Pozdrawiam serdecznie

PostNapisane: Pt maja 16, 2003 13:47
przez lady_in_blue
Uh, za kwadrans wychodzę z pracy i gnam do domu a następnie do miejsca przeznaczenia :? Dzięki za wszystkie kciuki, pewnie bardziej mnie sie przydadzą. W poniedziałek - sprawozdanie z rekonwalescencji bohaterki dnia, niektórzy pewnie usłyszą jutro na spotkaniu.
Żołądek mam scisnięty w pięść.... Mimo że wiem i jestem przekonana, że to dla jej dobra....

PostNapisane: Pt maja 16, 2003 13:51
przez odynka
3mam kciuki... będzie dobrze - niedawno tez to przechodziliśmy :lol:

PostNapisane: Pt maja 16, 2003 13:58
przez Keskese
:ok: będzie dobrze :)

Laluśka, jako, ze inteesowała się szwami, miała kubarczek. Zrobiłam go z rękawa, starej, elastycznej bluzki. Dziurki na 4 łapki i było ok ;)

PostNapisane: Pt maja 16, 2003 20:00
przez ani
Trzymamy :!:
&&&&&&&&&&&&&&&&&&&
Nas też to wkrótce czeka :cry:

PostNapisane: Pon maja 19, 2003 10:24
przez lady_in_blue
Dzieki za wszystkie kciuki, były bardzo skuteczne :!: Dzisiaj BluMka już jest trzeci dzień po, pierwszy raz została w domu tylko z Budyniem.
Ale po kolei. W piątek po południu pognałam do domu, zapakowałam małą w transporterek, Budyniowi sypnęłam chrupek (od rana nie jadł) i biegiem do lecznicy. Tam na miejscu pani Beata sprawdziła, ze BluMka nie jest uczulona na narkozę, kicia dostała zastrzyk, została zapakowana do transporterka i tyle ją widziałam. Wyszłam. Poszłam do apteki po bandaż-rękaw, który miał odegrać rolę kaftanika (za radą Margarity). Poprosiłam o taki bandaż, a pani mnie pyta, czy to ma być na ręke, noge, coś innego, a ja jej na to, ze na kota... :roll: I w końcu wziełam taki co się nakłada na klatke piersiową, czyli dość szeroki. Posnułam się po okolicy, potem poszłam na kawke i ciasteczka do Margarity (wielkie dzięki za duchowe wsparcie :) ), przy okazji zobaczyłam Tosie, która była cięta tą samą ręka miesiąc temu, więc trochę się uspokoiłam. Po m/w godzinie od wyjścia z lecznicy zadzwonił telefon. Pani doktor powiedziała, ze kicia już jest po, że wszystko w porządku, żadnych zmian nie miała, wszystko bardzo ładnie, tylko ma silną koprostaże i jak nie zrobi kupy do niedzieli, to mam jej podac parafinę. No, i najważniejsze - że o 18 mogę kicię odebrać. O 18 więc się zjawiłam, kicia już była obudzona, ale zasypiała znowu. Wziełam transporterek i poszłyśmy sobie piechotką (pół godzinki) przez park do domu. W drodze BluMka rozglądała się bardzo ciekawie, kręciła się po klatce. W domu otworzyłam transporterek, wyszła, niepewnym krokiem poszła do drugiego pokoju, spróbowała wskoczyć na wersalkę, nic z tego, zapiszczała żałośnie. Podbiegł Budyń, nafukała na niego, więc go odgoniłam... Wróciła do transporterka, Budyń próbował ją od góry wyłuskać, musiałam go pogonić, przyniosłam małej miseczkę z wodą, Budyń się przypiął i wychłeptał połowę. Potem kicia dzielnie pomaszerowała do kuwety, zrobiła jedno i drugie, wróciłą do transporterka. Budynia z TZ wysłałam na spacer, siedziałam przy małej i czytałam, wyszła na materac, leząła, laziła... Po powrocie Budynia chciala isc do drugiego pokoju, ale że ją zaczepiał -schowała sie pod wersalkę. Wyciągnięta stamtąd wskoczyła sama na wersalkę. Wieczorem przeniosłam ją do sypielni, tam ułożyła się na podłodze na spodniach TZ i tak przespała całą noc. Rano próbowała wchodzić na fotel i na wersalkę, ale nie miała siły, brana na ręce popiskiwała. Na Budynia dalej prychała. Przed południem dostała pierwsze jedzonko, zjadła bardzo szybko i chętnie, pobiegala troszkę i.... chwila nieuwagi, a kicia już w kuchni na szafce pod sufitem.... Pospała tam w spokoju trochę, potem ją zdjelismy (bała się sama zejść), poszła na balkon na słoneczko, gdzie Budyń lizał ją po głowie i nie fukała na niego. O 16 stwierdziłam, że stan kici jest taki, że mogę gnac na spotkanie forum, a ogony zostaną z TZ. Wróciłam o 23-ej i wszyscy byli cali zdrowi, radzą sobie :wink: Mała spała na legowisku, więc tylko przeniosłam ja razem z nim do sypialni, spała spokojnie i cichutko całą noc. Rano Budyń zrobił nam pobudkę i głosno domagał się najpierw jedzenia, potem dokładki. BluMka wstala nieco poźniej, zjadła, łaziła trochę, ale generalnie nigdzie nie wskakiwała, a jak już nawet - to nie zeskakiwałą, widać było, że mierzy każdy krok... Kaftanika nie zakładaliśmy, jak zbytnio si interesowała szwem, odwaracałam jej uwagę, w koncu przestałą się interesowac. Po południu byliśmy umówieni ze znajomymi. Co by tu z kotami....? Małej samej szkoda mi zostawić, z Budyniem - trochę starch (wczoraj był wyraźnie zazdrosny o przywileje i zainteresowanie), zapakowałam koty do dwóch transporterków. Na miejscu kiciunia siedziaął na parapecie i u mnie na kolanach, kontrolnie obeszął mieszkanie. Budyń szalał z kicią-rezydentką (o czym później i w innym watku). Po powrocie BluMka na legowisko i do sypialni, Budyń do transporterka sam wlazł i tak kicie przespały cała noc, nawet nie reagując na moje wtsanie, przyszły dopiero do kuchni, jak nakładałam jedzenie. BluMka jeszcze bardzo ostrozna, nie wskakuje i nie zeskakauje, została na wersalce w pokoju. Szwu nie rusza, więc bez kaftana. Aha, szew jest podskórny, widać tylko jeden supełek. No i slad ma jakieś dwa centymetry. W nastepny poniedziałek mamy się kontrolnie pokazać. Trochę mnei niepokoi to BluMkowe nieskakanie i ostrożnośc, ale moze tak ma byc....( w zasadzie to lepiej, prawda?)

PostNapisane: Pon maja 19, 2003 10:32
przez Majorka
Dobrze, że już po wszystkim... Dobrze, że tak dokładnie to opisałaś. W piątek Miś idzie na cięcie, a za jakiś miesiąc Mi-Norka. Najbardziej się boję tego, jak mu spojrzeć w oczy kiedy będzie głodował...

PostNapisane: Pon maja 19, 2003 10:33
przez Margarita
Ciesze sie, ze wszystko dobrze, zreszta nie moglo byc inaczej :)
Co do nieskakania ( jest takie slowo ?? ) to chyba lepiej, niech sie Kiciuni wszystko ladnie goi w spokoju.

BTW Aniu, a Ty skakalabys po szafkach 3 dni po operacji :wink: ?

Pozdrawiam cieplo
Margarita

PostNapisane: Pon maja 19, 2003 10:34
przez lady_in_blue
Majorka pisze:Najbardziej się boję tego, jak mu spojrzeć w oczy kiedy będzie głodował...

Tak, w piątek zdecydowanie to mnie najbardziej dręczyło. Z kocurkiem trochę szybciej (co nie znaczy, że nie przeżywałam, jak Budyń został w lecznicy to wpadłam w regularną histerię, jechalam autobusem i lzy mi leciały) - w piątek rano był kastrowany, w niedzielę już spacerował...

PostNapisane: Pon maja 19, 2003 10:36
przez lady_in_blue
Margarita pisze:BTW Aniu, a Ty skakalabys po szafkach 3 dni po operacji :wink: ?


Właśnie raczej nie (pisze raczej, bo znam siebie :wink: ) i tym sobie tłumaczę jej ostrożność. Ale rano chodził z podniesionym ogonem....