Droga przebiegła bezproblemowo.
Na samym początku było troszkę płaczu, ale szybko minął i mała pasażerka większą część drogi przespała.
W domu postawiliśmy transporter na podłodze i otworzyliśmy drzwiczki.
Pięć zaciekawionych nosów natychmiast znalazło się w środku - no, przynajmniej próbowało, bo gabaryty wejścia nie pozwoliły na zaspokojenie grupowej ciekawości.
Po chwili dyskusji i przepychanek wejście zostało na tyle odsłonięte, że mały przybysz mógł wkroczyć na swe nowe włości.
Reakcje towarzystwa były następujące -
Żaba: Spadaj, smarkaczu, a w ogóle, to mam sprawy na szafie.
Gaja: Hhhhhh! (Przez adresatkę kompletnie zignorowane, co biedną Gaję nieco zdziwiło)
Luna: Ojojoj, a co to? Powąchać można? A łapką? Ojej, oddaje!
Malutka: Ktoś ty? Hmmm, ciekawe, ciekawe, obwąchamy, pooglądamy... No wiesz, nie po nosie mówię!
Mały Potwór: Co!? To ma być kot!? Nieeee! Atakuje!? Ratunku!!! Ale od kogo go wyglądać, pewnie mnie już nie kochają...
I tak to dalej poszło.
Skierka (imię zyskane dzięki temu, że zachowuje się jak żywe srebro) w przeciągu pół godziny od znalezienia się w obcym, wielkim domu pełnym obcych kotów zdążyła:
Zjeść pokaźny posiłek, nahyhykać wielce bojowo na podchodzących zbyt blisko obserwatorów, rozpocząć zwiedzanie mieszkania od latania po nim z zadartym ogonkiem, odkryć drzewko i natychmiast wtarabanić się po belce na górę, gdzie odstawiła dzikie harce na szafie i obrać sobie Luniaczka jako wymarzony obiekt polowań.
Gdy wykończeni drogą w końcu poddaliśmy się i zgasiliśmy światło, Skierka szybciutko wspięła się na łóżko, przytuliła mi się do twarzy i spała tak do rana.
Rankiem (czyli po niecałych trzech godzinach) nastąpiło radosne powitanie, żądanie śniadania i natychmiastowa jego konsumpcja w towarzystwie pozostałych kotów.
Pod naszą nieobecność (relacja mojej mamy która wychodzi później) drzewko zostało w pełni podbite, a kociczka materializowała się co chwila w różnych punktach mieszkania a to polując na myszkę, a to na własny ogon.
Gdy wróciłem z pracy Skierka była pierwszą witającą, wspinała się na spodnie, opowiedziała cio się działo w ciągu dnia i stwierdziła TE MISKI SĄ PUSTE!
Krótko mówiąc - zachowuje się jakby mieszkała z nami od zawsze, nie wykazuje cienia lęku ani respektu przed nikim i niczym, jest niesamowicie ruchliwa, pozostałe koty albo ją polubiły, albo zostawiają w spokoju, a w razie przypuszczonej na nie szarży ewakuują się na z góry upatrzone pozycje, Małego natomiast po części przeraża, po części fascynuje (w szybkim tempie proporcje zmieniają się na korzyść opcji drugiej).
Nas podbiła natychmiast i bezgranicznie