Moja opowieść o Okruszku.

Idąc szeroką ulicą wieczorem, ujrzałam nagle małego kociaka. Był tak malutki, niczym okruszek. Patrzył na mnie przestraszony swoimi świecącymi żaróweczkami. W pierwszej chwili wydawał mi się zdrowy, ale gdy zrobił parę kroków, zobaczyłam że mocno kuleje i pomiaukuje. Pobiegłam szybko do domu po transporterek. Na szczęście mój dom był niedaleko. Po chwili byłam już z powrotem. Kociaczek był tam nadal i ciekawie patrzył co robię.
Gdy przestał się mną interesować, obeszłam go cichutko, a kiedy byłam już tuż zanim capnęłam go delikatnie za kark i włożyłam szybko do transportera.
Okruszek miauczał żałośnie. Serce zaczęło mi walić, ale wiedziałam, że to dla jego dobra.
Weterynarz pod moim blokiem był już zamknięty, więc nie było innego wyjścia. Okruszek pomieszka u mnie wraz z moimi 4 kotami przez parę dni. Zaniosłam go do osobnego pokoju, gdzie przebywali już podobni goście jak Okruszek. Wyjęłam z szafki dwie miseczki i małą kuwetkę ze żwirkiem. Do tego posłanko i parę zabaweczek. Moje 4 ciekawskie kociska- Koko (2 lata), Sam (3 lata), Deko (6 lat) oraz Łupinka (1,5 roku) były bardzo zainteresowane nowym przybyszem. Odgoniłam je, po czym zaniosłam kociaczka w transporterku do przygotowanego pokoju. Otworzyłam drzwiczki transporterka, ale Okruszek bał się wyjść. Zostawiłam go w ciszy i spokoju zobaczyłam mojego TŻ. Domyślał się, o co chodzi. Puściłam do niego tylko oko, a on podszedł i spytał:
- Aniu, co to zwierzak tym razem?
- Mały kociaczek. Nazywam go Okruszek. Jest taki malutki... Z resztą sam zobacz.- Uchyliłam drzwi. Mój TŻ spojrzał i pocałował mnie w policzek, po czym wrócił do robienia sobie kolacji. W świetle Okruszek okazał się trikolorkiem. Malutkim trikolorkiem. Widzę, że je. Na szczęście miałam alarmową saszetkę z jedzonkiem dla kociąt. Smakuje mu.
Zgasiłam górne światło w pokoju Okruszka, zostawiając tylko lampeczkę i lekko uchylone okno.
Zrobiłam się zmęczona. Była już późna pora. Skoczyłam szybko pod prysznic i wskoczyłam do łózka. Zobaczymy co przyniesie jutro...
CDN.
Gdy przestał się mną interesować, obeszłam go cichutko, a kiedy byłam już tuż zanim capnęłam go delikatnie za kark i włożyłam szybko do transportera.
Okruszek miauczał żałośnie. Serce zaczęło mi walić, ale wiedziałam, że to dla jego dobra.
Weterynarz pod moim blokiem był już zamknięty, więc nie było innego wyjścia. Okruszek pomieszka u mnie wraz z moimi 4 kotami przez parę dni. Zaniosłam go do osobnego pokoju, gdzie przebywali już podobni goście jak Okruszek. Wyjęłam z szafki dwie miseczki i małą kuwetkę ze żwirkiem. Do tego posłanko i parę zabaweczek. Moje 4 ciekawskie kociska- Koko (2 lata), Sam (3 lata), Deko (6 lat) oraz Łupinka (1,5 roku) były bardzo zainteresowane nowym przybyszem. Odgoniłam je, po czym zaniosłam kociaczka w transporterku do przygotowanego pokoju. Otworzyłam drzwiczki transporterka, ale Okruszek bał się wyjść. Zostawiłam go w ciszy i spokoju zobaczyłam mojego TŻ. Domyślał się, o co chodzi. Puściłam do niego tylko oko, a on podszedł i spytał:
- Aniu, co to zwierzak tym razem?
- Mały kociaczek. Nazywam go Okruszek. Jest taki malutki... Z resztą sam zobacz.- Uchyliłam drzwi. Mój TŻ spojrzał i pocałował mnie w policzek, po czym wrócił do robienia sobie kolacji. W świetle Okruszek okazał się trikolorkiem. Malutkim trikolorkiem. Widzę, że je. Na szczęście miałam alarmową saszetkę z jedzonkiem dla kociąt. Smakuje mu.
Zgasiłam górne światło w pokoju Okruszka, zostawiając tylko lampeczkę i lekko uchylone okno.
Zrobiłam się zmęczona. Była już późna pora. Skoczyłam szybko pod prysznic i wskoczyłam do łózka. Zobaczymy co przyniesie jutro...
CDN.