Tę koteczkę obserwowaliśmy od dawna. Widywaliśmy ją prawie codziennie, jak siedziała przy drodze, naprzeciwko domu profesora, o którym wiedzieliśmy, że ma koty - co najmniej dwa, i zauważyliśmy też u niego dwóch kocich lokatorów: biało-czarnego i biało-srebrzystego czy też biało-burego. Ale z tą koteczką cos było nie tak: sterczła przy drodze nawet w drobnym deszczu, gdy szliśmy do pracy lub z niej wracaliśmy. I zaczęliśmy się martwić: może ona nie ma domu? może jej do domu nie wpuszczają? może jest tylko przez profesora dokarmiana, a żyje sobie tak na wolności? A w końcu zaczęliśmy się z nią troszkę zaprzyjaźniać - przychodziła na wołanie i dawała się głaskać, co parę razy uczyniliśmy.
I pewnego dnia koteczka przybiegła do nas, gdy otwieraliśmy furtkę wychodząc do pracy. Nakarmiliśmy ją, a kicia po prostu zamieszkała w naszym ogródku, przed frontem domu, gdzie regularnie dostaje jedzonko i gdzie wystawiliśmy jej budkę, z której chyba na razie nie korzysta.
Kilka razy zanosiłem ją do sąsiada profesora, ale zawsze do nas wracała. I w końcu poszedłem do niego na rozmowę - okazało się, że kicia ma już 13 lat, że była ulubioną kotką jego córki, która jakiś czas temu zmarła. I potem ta kotka jakoby "trochę zdziczała". Uzgodniliśmy, że skoro kicia "sobie nas wybrała" i "do nas przylgnęła", to możemy ją wziąć, a u profesora zawsze będzie dla niej miejsce.
A więc - weterynarz, bo nie wiadomo, co taka kicia może mieć za paskudztwa, któe mogłyby przejść na nasze kocurki. To było w poniedziałek, przedwczoraj: wterynarz powiedział, że ona może miec więcej niż 13 lat nawet, wyrwał jej ząb z naroślą kamienia raniącą dziąsło, zaaplikował na karczek jakiś środek na pasożyty wenętrzne i zewnętrzne, dał gentamycynę do zakraplania oczek, co też 2x dziennie czynimy. I powiedział, że za 10 dni można ja połączyć z innymi kotkami. Kicia jest wesoła, chętnie je i wygląda coraz lepiej, bo wydawała się wychudzona. Weterynarz zaleca tylko szczepienie na wściekliznę (w tym wieku).
Charakterystyczne, że trzyma się furtki, tak jak przedtem siedziała przy drodze, tak jakby czekałą na tę swoją panią, która już nie wróci. Zastanawiamy się, jak ją w końcu delikatnie przeflancować do domu, tzn. na nasze piętro, żeby nie było tu zbyt dużego szoku, bo ona wyraźnie nawykła do przebywania na dworze.
Kicia jest śliczna: właściwie ma futerko szylkretowo-białe, ale troszkę specjalne - ma rozmyte plamy i łatki bure z rudym, a łapki białe. W efekcie jej futerko ma rózne przechodzące w siebie odcienie, od żółtawego, poprzez rudy, miedziany, do czarnego czy prawie czarnego. Na paluszkach prawej przedneij łapki, białych, jest jeszcze bura plamka.
Wszelkie Wasze rady i wskazówki - mile widziane.