Justyna30 w kawalerce są większe szanse na to, że się do Was przekona niż w dużym mieszkaniu. Taki mały metraż jest bardziej odpowiedni dla oswajania strachulca, bo kotka jest na Waszą obecność niejako skazana. Wyobraź sobie jakie by miała pole do popisu (czyli alienowania się) w dużym mieszkaniu.
Baw się z nią zabawką na wędce, u mnie najlepiej spisuje się pawie piórko. Możesz też spróbować zwykły sznurek (tylko taki dość gruby) związany na końcu w węzełek. Możesz skracać ten sznurek w miarę jak kot będzie czuł się swobodnie i w ten sposób bawiąc się będzie musiał podejść coraz bliżej człowieka.
My Rózię przyjęliśmy z całym dobrodziejstwem inwentarza, czyli wiedzieliśmy od początku jaka jest. Co prawda na początku próbowaliśmy, zupełnie nieodpowiednich w przypadku strachulca metod, takich jak oswajanie na siłę. Naczytałam się w owym czasie różnych rzeczy na forum
Po tym jak Rózia zesikała się po siebie ze strachu daliśmy sobie spokój. Choć rzeczywiście na początku była tak przerażona, że nie wyrywała się i siedziała na kolanach. Kiedy zrozumiałam, że nie tędy droga postanowiłam poszukać fachowej literatury o kotach, o którą naprawdę trudno w tym kraju
Nabyłam książkę Vicky Halls "Koci Detektyw" i zaraz na wstępnie, wbrew temu co radziła autorka, przeczyłam najpierw rozdział o kotach nadmiernie wystraszonych, a dopiero potem resztę. Do tej książki należy podchodzić z dystansem np. autorka jest zdania, że kot powinien wychodzić, a chronienie go przed niebezpieczeństwami komunikacyjnymi jest naszym egoizmem
i inne takie. Jednak rady czysto behawioralne zaliczam do trafionych.
Co do Rózi. Przez pierwszy rok po prostu unikała nas, a my pozwoliliśmy jej być niczego w zamian nie oczekując. Zabranie jej do weta, to był spory problem, ale nauczyliśmy się jak z nią postępować. Zagoniona do kąta zmienia się w kłębek strachu i można z nią robić wszystko, podobnie z podawaniem lekarstw w zastrzyku (doustnie jest spory problem). Rózia miewała "przebłyski", z których można było się domyśleć, że lubi głaskanie, ale bardzo się boi. Rózia boi się gdy duża wyprostowana sylwetka człowieka zbliża się do niej i zawsze wtedy ucieka. Czujność traci gdy jest zaspana i nie chce się jej ruszać z miejsca. Długo można było zbliżyć się do niej tylko w takiej sytuacji.
Odmiana nadeszła za sprawą jednego z moich tymczasów - Nikusia. Nikuś także jest nieśmiałym kotem, ale nie aż takim strachulcem jak Różyczka. Nikuś był bardzo zahukany przez stado moich tymczasowych kociaków. Całe dnie spędzał w szafie, ośmielał się tylko rano. Nie pamiętam już jak do tego doszło, ale ustalił się zwyczaj, że Nikuś przychodził rano miziać się na dywanie, gdy okna są jeszcze zasłonięte i nie zaczął się harmider związany z karmieniem kotów. Wtedy okazało się, że Różka jest małą, wredną zazdrośnicą
Jak zobaczyła, że Nikuś jest głaskany, to stwierdziła, że ona też chce. Ponieważ Nikuś okazywał raczej słabość psychiczną i szybko wycofywał się, Rózia wręcz czasem go odganiała od głaskania. Pomimo, że Nikuś jest już od dawano w swoim domu, to poranny zwyczaj miziania kotów na dywanie pozostał. Rózię co rano można wygłaskać, nadstawia dupkę i boczki, czasem nawet brzuszek. Wreszcie mogę dotykać tego jedwabistego futerka
Ludzie, którzy mają normalne koty nie doświadczają takich radości.
Justyna30, rozpisałam się o Rózi, żeby Ci uświadomić jak pokręcone koty można kochać, a nie po to żebyś myślała, że tak samo będzie z Twoją kotką.
Pamiętaj: każdy kot jest inny. I nie wiem jak to jest z kotami. Wciąż mnie zaskakują, pomimo, że już ze 20 przewinęło się przez nasz dom.