Strona 1 z 24

TOSIA w nowym domku :)))))) Za TM [*] 3.11.2020

PostNapisane: Czw lip 05, 2007 17:19
przez Anka
Początek Tosinej historii u mnie jest na str.8 tu: http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=61 ... ight=tosia
Dzisiaj byłam z nią na RTG. Diagnoza? Kicia miała złamaną lewą przednią łapkę w łokciu, odłamał się taki zaczep do którego przytwierdzone są mięśnie i ścięgna odpowiedzialne za pracę łapki. Dlatego nie używa tej łapki. Rana, którą leczono jako powierzchniową, to było otwarte złamanie, uraz od wewnątrz ostrym końcem złamanej kości. Teraz opcje są dwie. Jedna to zostawić tak jak jest. Kicia będzie już zawsze chodzić na trzech łapkach, ta czwarta będzie niemal nie użyteczna. Jest też opcja druga - operacja. Niestety ok. miesiąc po urazie to sporo, nie wiadomo, czy się uda. Polega na wmontowaniu sztucznego zaczepu w miejsce złamanego wyrostka i podczepienie do niego urwanych mięśni i ścięgien. Ryzyko niewiększe niż przy każdej oeracji pod narkozą. Koszt spory :( . U mojego weta 400 zł (drogie dwie części ze szlachetnego metalu chyba). Zastanawiałabym się też nad operacją u weta z Tczewa (super ortopeda), ale byłoby napewno jeszcze sporo drożej. Musiałabym piorunem zbierać, bo wprawdzie mogę to zaraz zrobić na kredyt (mam coś na karcie), ale i tak szybko musiałabym oddać, bo potem procenty mnie zjedzą. I tak żyję w tej chwili na kredyt :( . Myślę o jakichś cegiełkach, bazarkach, aukcjach, już sama nie wiem. Ten mój powiedział, że jeśli tylko będę miała widoki na te pieniądze, to zrobi mi wierząc, że potem zapłacę. To dlatego, że mnie zna. Za 3-4 tygodnie operacja nie będzie miała sensu, bo z każdym dniem szanse maleją. Zdjęcia w tej chwili nie mam, zostało w lecznicy. Gdybym zdecydowała się na tego z Tczewa, jasno powiem o tym mojemu, wezmę też zdjęcia, ale nie chciałam dzisiaj, bo to była ta druga lecznica, był szef lecznicy, niezręcznie mi było. Mojego szanuję bo mam za co.
Doradźcie.

PostNapisane: Czw lip 05, 2007 17:52
przez Anka
Zapomniałam dodać, że kciuków też potrzebujemy. Za łapkę i za dobrą decyzję. Po prostu nie wiem, czy decydować się na dużą, kosztowną operację z niewiadomymi sznsami :? . Tosia jest słodka.
Może ktoś ma jakieś doświadczenia, proszę, napiszcie.
I wogóle raźniej mi będzie jak ktoś się odezwie. Chociażby ot tak.

PostNapisane: Czw lip 05, 2007 19:10
przez iwcia
Aniu patrząc na "moje" połamańce ja bym ryzykowała operację.
Nie koniecznie u tego drozszego weta, czasami Ci mniej znani sa równie dobrzy co Ci bardziej znani, to zależy jak podchodza do pacjenta.
Niestety finansowo nie moge pomóc :( , za dużo mam tymczasów, ale poszukam czegoś na bazarek.

Za dobra decyzję :ok:

PostNapisane: Czw lip 05, 2007 19:21
przez Anka
Iwciu, chodząc z psem pomyślałam to samo. Tzn. że zdecyduję się na opeację. Zaraz. A co do weta... ten "mój" potrafi powiedzieć, że w czymś nie czuje się kompetentny, że wolałby skierować do specjalisty. Więc skoro spokojnie się podejmuje, to znaczy wie co mówi.
Za każdą pomoc bazarkową będę bardzo wdzięczna. Proszę w imieniu Tosi.

PostNapisane: Czw lip 05, 2007 21:05
przez Anka
Nadal myślę o Tosi. Jest młodziutka, będzie miała z rok, maksymalnie dwa. Życie przed nią. Tym bardziej warto zrobić wszystko, żeby pomóc jej w odzyskaniu sprawności łapki. Jak się nie uda - trudno. Ale przynajmniej będzie wiadomo, że się próbowało. Koszta mnie nieco przerażają, ale mam nadzieję, że jakoś się uda i z tym.
W tej chwili przednia łapka Tosi jest prawie cały czas podkulona. Czasem przez moment jakby się na niej zlekka podeprze, ale raczej jej nie prostuje. Nie wygląda, żeby cały czas ją coś bolało, ale łapkę przed dotykaniem chroni. U weta była super grzeczna. Bez żadnego problemu pozwoliła się ułożyć i spokojnie leżała. Jak już będzie gotowa do szukania domku na stałe to ktoś otrzyma skarb :D - pięknego, grzecznego, uroczego kota :D
Ale narazie łapka. No i sterylka. Tak w tej chwili pomyślałam, żeby to połączyć, ale nie wiem, czy to dobry pomysł :?

PostNapisane: Czw lip 05, 2007 21:16
przez Anka
A historia Tosi jest taka:
Tosia żyła na jednym z gdańskich podwórek. Ludzie w okolicy byli różni, jak wszędzie. Na szczęście była grupa takich, co koty dokarmiają. Ale i tacy, co krzywdzą też byli :( . Tosia żyła sobie spokojnie swoim kocim życiem. Aż pewnego dnia mieszkająca tam dziewczyna zobaczyła, że koteczka kuleje. Przy bliższych oględzinach okazało się, że ma też brzydką ranę na łokciu. Była to dobra dziewczyna, więc wzięła okaleczoną koteczkę do siebie i zaniosła do weterynarza. Niestety nie miała dużo pieniędzy i może dlatego pani weterynarz nie przyłożyła się do leczenia kotki. Ograniczyła się tylko do gojenia rany i podawania antybiotyku. Poza tym obmacała koteczkę i orzekła, że żadnego złamania nie ma 8O i że prześwietlenie nie potrzebne, po co płacić. Rana goiła się baaardzo długo, koteczka na łapkę nie stawała, tyle tylko, że miała spokojny dom. Niestety i to miało się skończyć. Sprawy dziewczyny pokomplikowały się, musiała się wyprowadzić i nie mogła koteńki zabrać ze sobą na pomieszkiwanie u koleżanki. Wtedy właśnie dowiedziałam się o koteczce i zdecydowałam, że skoro mam wolne jedno miejsce na tymczasa (złożyłam, że mogę jednorazowo mieć dwa), to może przyjść do mnie. Koteńka na dzień dobry powiedziała mi, że nazywa się Tosia, więc tak zostało. A dalej to już wiecie :)

PostNapisane: Czw lip 05, 2007 22:19
przez iwcia
Aniu z tą sterylka przy okazji naprawiania łapki to może byc różnie. Powinien zdecydować weterynarz, to zalezy od kondycji w jakiej jest kicia i od tego w jakim stanie jest ta łapka i ile będzie trwała sama operacja łapki.

PostNapisane: Czw lip 05, 2007 23:34
przez natur11
Anka, ja jestem za operacja
pomoge ci zrobic aukcje bazarkowe
nazbieramy jakos, ale to moze trwac niestety, moze afn lub inna fundacja zalozy a my stopniowo bedziemy splacac z bazarkow?

PostNapisane: Pt lip 06, 2007 8:10
przez iwcia
Aniu napisałam do Słonko, może Miodzio pomoże Tosi.

PostNapisane: Pt lip 06, 2007 10:19
przez Slonko_Łódź
Oczywiście ja jestem za- Miodzio pomoże (Miodek Patron Połamańców ;) ).


Mnie dr Ewa powiedziała kiedy chciałam Suffkę ciachnąć przy okazji wyciągania gwoździa z łapy, że się takich rzeczy nie robi razem. Nie chcę teraz kłamać bo nie pamiętam dokładnie ale chodziło chyba o septykę ran i możliwość zainfekowania jednej rany bakteriami z drugiej albo coś w tym stylu.... Nie pamiętam bo nie miałam szansy na żadną dyskusję- "nie i koniec" było :lol:

PostNapisane: Pt lip 06, 2007 18:32
przez Tosza
Ja usłyszałam to sama, jak chciałam robić zęby i sterylkę.

PostNapisane: Pt lip 06, 2007 19:47
przez Anka
Dziewczyny, nie wiem, jak dziękować :1luvu: . Jestem wzruszona i niesamowicie wdzięczna zarządzającym Funduszem Miodzia. Jak tylko posustalam wszystko, to zacznę wystawiać różne rzeczy na Bazarku, aby spłacić Miodziową pożyczkę. Będę wdzięczna, gdy ktoś pomoże.
Już dzwoniłam do weta z decyzją, żeby wiedział, że ma ściągnąć coś tam potrzebne do takiej operacji. Przy okazji lepiej zrozumiałam, na czym będzie polegać operacja i ryzyko że może sie nie udać. To nie będzie jakis sztuczny zaczep, to ten odłamany wyrostek będzie jakoś przytwierdzony do reszty kości aby się zrósł. Ryzyko jest takie, że się nie zrośnie po tak długim czasie. Ale może się zrosnąć, jakoś specjalnie przygotowuje się powierzchnie kości, żeby ułatwić zrastanie. Operacja będzie chyba za tydzień w piątek, chociaż ostatecznie będę wiedziała w poniedziałek. W tym czasie chcę zbadać krew Tosi, bo gdyby, odpukać, np. nerki (jest młoda, wygląda na zdową, myślę że nie), to pytanie, czy ryzykować dość długą narkozę.
Po operacji Tosia około tygodnia będzie kotkiem specjalnej troski. Tzn. trzeba będzie bardzo uważać na łapkę, może ją boleć i będzie na środkach przeciwbólowych itd. Pierwsze dwa dni po operacji postaram się być z Tosią w domu (dogadam się napewno z Izą bez problemu :D ), ale potem będę wychodzić. No i w nocy też tydzień nie będę stale czuwać, nie dam rady. Dlatego marzy mi się klatka wystawowa. Tak bez specjalnych nadziei - ma ktoś pożyczyć? Bo u nas w schronisku teraz jak wysyp maluchów to każda na wagę złota, nie mogę wziąć na jakiś czas. Myślałam już nawet o kupnie, w końcu pożyczałabym i służyłaby i innym, ale to znowu na Allego ok. 180 zł :(
Zobaczymy. ardzo bym chciała, żeby się udało i żeby Tosieńka miała funkcjonalną łapkę.

PostNapisane: Pt lip 06, 2007 20:56
przez ania_36
Ja mam klatkę od Izy, taką dla królika , ale w sumie powierzchnie ma większą niż ta wystawowa.
Siedziała w niej kotka bez łapki z maluchami.
Ale teraz się już uspokoiła i nie ucieka, więc siedzą luzem w szopie i klatka jest wolna. Co prawda myslałam, żeby po sterylce ją w tej klatce przetrzymać, ale może się uda luzem w szopie.
Ona nie ma łapki, więc jest mało skoczna i krzywdy sobie nie powinna zrobić.
Tylko musisz dogadać się z Izą.

PostNapisane: Pt lip 06, 2007 21:14
przez Anka
Królicze mamy też w kociarni, wiem jakie. Zastanawia mnie jedno - góra w nich nie jest za mocno przytwierdzona do dołu, ot takie na wcisk. Maluszkom to wystarcza. Ale czy dorosły kot jeśli zechce wyskoczyć, to nie podniesie całej góry sobą?
A ta Izy też ma przyszłościowo miejsce w kociarni dla maluszków.

PostNapisane: Pt lip 06, 2007 21:17
przez ania_36
Klatka ma przymocowaną górę do dołu za pomocą 2 uchwytów, ale ja dodatkowo przywiązałam sznurkiem obie części.
Myślę, że nikt z niej nie wyjdzie.