Obserwuję ten wątek i bardzo los kici mnie ścisnąl za serce. Oczywiście nie zamierzałam nawet myśleć o tym, żeby ją przygarnąć, bo przecież mam już jedną bidę, nie mogę, dość często zdarza mi się wyjeżdżać na dłużej - więc muszę zabierać inwentarz ze sobą - co jest dość upierdliwe, moja sierota słabowita.... i tysiąc innych ale.
Sądziłam, że taka piękność (mam słabość do szylkretek odkąd - też oczywiście niechcący, stałam się opiekunką swojej 11 lat temu) mimo kalectwa szybko znajdzie opiekuna i swój domek.
A tu nic... A ja coraz bardziej czuję to jej spojrzenie na sobie. Ale zaraz, zaraz, na pewno nie, przecież nie 10-letnią kotkę - jeśli juz, to młodszą - bo dokocenie zaczęło mi chodzić od jakiegoś czasu po głowie. Lecz z drugiej strony - jak widzę jakie szleństwa wyprawia regularnie 11letnia moja - to zastanawiam się, kto wymyślił, że w tym wieku zaczyna się kocia starość.
No i kaleką - nie przeraża mnie kalectwo samo w sobie, ale niech się coś stanie - wszyscy dobrze wiemy, ile kosztuje specjalistyczne leczenie weterynareyjne. Ale diabeł w środku podpowiada, że przecież zawsze jakoś się udawało - i chyba nie ma podstaw by sądzić, że taki kot będzie wymagał częstszej opieki weterynaryjnej, niż każdy inny.
Ogólnie nie tak miało być, ale zaczynam się łamać....
Gagucia, wysyłam Ci pw.