Byłam dzisiaj u kotów dwa razy, dostały 2 puszki 400 g, suche i 30 dkg surowej wątróbki- myslę że się najadły... Obserwowałam białego dokładnie- ma wielki apetyt, zjadł karmę z antybiotykiem, ładnie się umył po jedzeniu, jest ciekawski i wszędzie porusza się truchtem. Wypił tez sporo wody. Zdecydowałam ze do lekarza pójdzie po świętach, wtedy będę mogła mieć go w domu, kontrolować co je itp. Wierzę że skoro przetrwał zimę, wytrzyma jeszcze parę dni...
mam nadzieję... Myślałam długo nad tym czy nie pojechać z nim do weta wcześniej, ale istnieje niebezpieczeństwo ze zwierzak raz złapany do kontenerka a następnie wypuszczony drugi raz tak chętnie nie podejdzie. Ja nie mam klucza do bramy i to koty podchodzą do ogrodzenia gdzie na nie czekam. Jeśli zechcą zwiać na działki nic nie mogę zrobić.
Najfajniejsze w tym wszystkim jest to, że mój TŻ zaczął się mocno przejmować zwierzakami
i bardzo chce mi pomóc.
Może to dlatego, że zobaczył (tak jak i ja zresztą) że wolno bytujące koty to nie tylko wspaniali mali łowcy którzy „jakoś sobie radzą” ale przede wszystkim duża dawka kociego nieszczęścia. I jaki to ogromny kontrast do szczęśliwych i zadbanych kotów domowych które widzimy w domach naszych przyjaciół.
Trzymajcie kciuki.