FFA - już nie bezimienne cudo - Sebrna Peri szuka domku :))
W połowie długiego weekendu telefon od Justyny - wpadła na moment do domu z działki, pod blokiem mała ciężarna koteczka.... Zaraz musi wracać na działkę, tam goście, rodzina, u niej lecznica nie pracuje... A koteczka maleńka i już bardzo gruba....
Nie ma co myśleć - Justyna łapie kotkę, ja lecę na Bełchatów, ona na Łodź, spotykamy się w drodze, biorę koteczkę.
Kotka została na kilka dni w lecznicy - miała początki zapalenia oskrzeli, została wyleczona, wysterylizowana.
Wczoraj w lecznicy chciałam ją wyjąć z klatki - słyszę, ostrożnie, bardzo dzika, ale ja wiem lepiej, Justyna przecież złapała ją na ręce - no i ganialiśmy małą po szpitaliku, w końcu lekarz złapał ją przez grube rękawice, zapakował do kontenera.
W domu wypuściłam w łazience, ustawiłam jedzonko i kuwetkę, wyszłam na kilka godzin. Wracam - małej nie ma. Zdenerwowana zaglądam w różne dziury - mało ich w łazience, wszystko obudowane. Znalazłam w końcu - w przewodzie wentylacyjnym!!! Wyciągnęłam, zostałam przepisowo skasowana - jak ją ta Justyna wzięła rękami? - ale nie puściłam.
Wieczorem posiedziałam z nią w łazience, trochę trzymając na kolanach, zaliczyłam jeszcze rysę od łokcia do nadgarstka
Mała na pewno nie jest domowa, jest dzika, ale nie agresywna - bardzo wystraszona. Tak wystraszona, że płacze - to nie przenośnia, leciały jej łzy z oczu kiedy wypuszczałam ją z kontenera, kiedy próbowałam uspokoić po wyciągnięciu z komina i kiedy pierwszy raz wzięłam na ręce poprzytulać.
O urodzie koteczki trudno pisać - postaram się zrobic fotki
Cudna - prawdziwe jaśniutkie sreberko w białych pończoszkach
Nie ma co myśleć - Justyna łapie kotkę, ja lecę na Bełchatów, ona na Łodź, spotykamy się w drodze, biorę koteczkę.
Kotka została na kilka dni w lecznicy - miała początki zapalenia oskrzeli, została wyleczona, wysterylizowana.
Wczoraj w lecznicy chciałam ją wyjąć z klatki - słyszę, ostrożnie, bardzo dzika, ale ja wiem lepiej, Justyna przecież złapała ją na ręce - no i ganialiśmy małą po szpitaliku, w końcu lekarz złapał ją przez grube rękawice, zapakował do kontenera.
W domu wypuściłam w łazience, ustawiłam jedzonko i kuwetkę, wyszłam na kilka godzin. Wracam - małej nie ma. Zdenerwowana zaglądam w różne dziury - mało ich w łazience, wszystko obudowane. Znalazłam w końcu - w przewodzie wentylacyjnym!!! Wyciągnęłam, zostałam przepisowo skasowana - jak ją ta Justyna wzięła rękami? - ale nie puściłam.
Wieczorem posiedziałam z nią w łazience, trochę trzymając na kolanach, zaliczyłam jeszcze rysę od łokcia do nadgarstka
O urodzie koteczki trudno pisać - postaram się zrobic fotki
Cudna - prawdziwe jaśniutkie sreberko w białych pończoszkach
