Fredziu - biegaj po tęczowych łąkach [']

Pomóż rozpalić nadzieję… Fredziu ciągle wierzy
Wierzy, ze jego los się odmieni, że kiedyś nadejdzie ten dzień, w którym pod azylem zaparkuje jakiś samochód i wysiądzie Jego człowiek. Wejdzie, spojrzą sobie prosto w oczy, weźmie Frediego na ręce a Fredi zamruczy mu prosto do ucha i wyjdą razem.
Jest maj 2007 roku. Wchodzę do łódzkiego schroniska i zauważam jego. Każdy z nas ma coś swojego, niepowtarzalnego, coś czego nie da się nikomu z nas odebrać. Fredziu ma tylko numer, numer 59, niby nic a jednak to trzyma go jeszcze przy życiu, jeszcze go trzyma...
Fredziu, może to dziwnie zabrzmi, ale chyba wstydzi się swojego wyglądu... Czy ma szansę by go ktoś pokochał? On już w to nie wierzy, cichutko zasiada w koszyczku na kociarni i czeka na kolejny dzień, jeszcze czeka, choć już coraz mniej wierzy, że przyniesie on cos dobrego.
Fredziu, przerażony nieśmiało dziś zaryzykował bym go dotknęła i choć mój dotyk sprawił mu radość, szybko z niego zrezygnował. "Nie chcę się łudzić, przecież zaraz odejdziesz wracając do swoich spraw, zostaw mnie, nie rozpalaj nadziei..."
Nie mogę przestać o nim myśleć, o tym, ze gaśnie, odchodzi, wycofuje się… Szukamy mu intensywnie miejsca, w którym odzyskał by radość, szukamy Domu.
Mijają dwa tygodnie, Fredziu czuje się coraz gorzej, przestaje mieć ochotę na kontakt z człowiekiem, po prostu jest, jeszcze jest… Wtedy pojawia się światełko w tunelu. Fredzia przyjmuje fundacja Nasza Szkapa! Fredziu jedzie do azylu! Wszystko wygląda jak w bajce. Tego samego wieczora kiedy Fredziu dojeżdża do Naszej Szkapy znajduje dom! Ma być w azylu przez 3-4 tygodnie a potem wrócić powrotem do Łodzi. Ktoś Cię pokochał:)
Mijają tygodnie, miesiące, świat zaczyna pokrywać kołderka śniegu. Święta za pasem. Fredziu wraz ze swoimi fundacyjnymi kolegami patrzy przez oszronione szyby i czeka. I nie rozumie, że w życiu ludzi nic nie jest takie proste, że ten człowiek, już nie może dać mu Domu, ze świat ludzi jest taki skomplikowany…
„Idą święta wiesz?” – pyta Mamusi
„A co to są święta?” – Mamusi oczy robią się coraz większe i większe
„Święta są wtedy, gdy szyby pokrywają się szronem, kiedy Duzi mają w końcu czas i zasiadają wspólnie do stołu, kiedy szczęśliwe koty i psy siadają obok nich i dostają co lepsze kęski po kryjomu, a rumiane z przejęcia Dzieci otwierają swoje wymarzone prezenty. Ale wiesz, to nie jest najważniejsze, najważniejsze, ze wszyscy są razem, w swoich Domach”
„Wiecie, Święta są magiczne” – wtrąca Pavarotti – „bo tej jednej jedynej nocy, można pomyśleć swoje największe marzenie i ono się spełni”
„Ja marzę tylko o jednym, o swoim Domu…”





było:
Każdy z nas ma cos swojego, niepowtarzalnego, coś czego nie da się nikomu z nas odebrać. Fredziu ma tylko numer, numer 59, niby nic a jednak to trzyma go jeszcze przy życiu, jeszcze go trzyma...







Fredziu, moze to dziwnie zabrzmi, ale chyba wstydzi się swojego wyglądu... Czy ma szansę by go ktoś pokochał? On już w to nie wierzy, cichutko zasiada w koszyczku na kociarni i czeka na kolejny dzień, jeszcze czeka, choć już coraz mniej wierzy, że przyniesie on cos dobrego.
Fredziu, przerażony nieśmiało dzis zaryzykował bym go dotknęła i choć mój dotyk sprawił mu radość, szybko z niego zrezygnował. "Nie chcę się łudzić, przecież zaraz odejdziesz wracając do swoich spraw, zostaw mnie, nie rozpalaj nadziei..."
Wierzy, ze jego los się odmieni, że kiedyś nadejdzie ten dzień, w którym pod azylem zaparkuje jakiś samochód i wysiądzie Jego człowiek. Wejdzie, spojrzą sobie prosto w oczy, weźmie Frediego na ręce a Fredi zamruczy mu prosto do ucha i wyjdą razem.
Jest maj 2007 roku. Wchodzę do łódzkiego schroniska i zauważam jego. Każdy z nas ma coś swojego, niepowtarzalnego, coś czego nie da się nikomu z nas odebrać. Fredziu ma tylko numer, numer 59, niby nic a jednak to trzyma go jeszcze przy życiu, jeszcze go trzyma...
Fredziu, może to dziwnie zabrzmi, ale chyba wstydzi się swojego wyglądu... Czy ma szansę by go ktoś pokochał? On już w to nie wierzy, cichutko zasiada w koszyczku na kociarni i czeka na kolejny dzień, jeszcze czeka, choć już coraz mniej wierzy, że przyniesie on cos dobrego.
Fredziu, przerażony nieśmiało dziś zaryzykował bym go dotknęła i choć mój dotyk sprawił mu radość, szybko z niego zrezygnował. "Nie chcę się łudzić, przecież zaraz odejdziesz wracając do swoich spraw, zostaw mnie, nie rozpalaj nadziei..."
Nie mogę przestać o nim myśleć, o tym, ze gaśnie, odchodzi, wycofuje się… Szukamy mu intensywnie miejsca, w którym odzyskał by radość, szukamy Domu.
Mijają dwa tygodnie, Fredziu czuje się coraz gorzej, przestaje mieć ochotę na kontakt z człowiekiem, po prostu jest, jeszcze jest… Wtedy pojawia się światełko w tunelu. Fredzia przyjmuje fundacja Nasza Szkapa! Fredziu jedzie do azylu! Wszystko wygląda jak w bajce. Tego samego wieczora kiedy Fredziu dojeżdża do Naszej Szkapy znajduje dom! Ma być w azylu przez 3-4 tygodnie a potem wrócić powrotem do Łodzi. Ktoś Cię pokochał:)
Mijają tygodnie, miesiące, świat zaczyna pokrywać kołderka śniegu. Święta za pasem. Fredziu wraz ze swoimi fundacyjnymi kolegami patrzy przez oszronione szyby i czeka. I nie rozumie, że w życiu ludzi nic nie jest takie proste, że ten człowiek, już nie może dać mu Domu, ze świat ludzi jest taki skomplikowany…
„Idą święta wiesz?” – pyta Mamusi
„A co to są święta?” – Mamusi oczy robią się coraz większe i większe
„Święta są wtedy, gdy szyby pokrywają się szronem, kiedy Duzi mają w końcu czas i zasiadają wspólnie do stołu, kiedy szczęśliwe koty i psy siadają obok nich i dostają co lepsze kęski po kryjomu, a rumiane z przejęcia Dzieci otwierają swoje wymarzone prezenty. Ale wiesz, to nie jest najważniejsze, najważniejsze, ze wszyscy są razem, w swoich Domach”
„Wiecie, Święta są magiczne” – wtrąca Pavarotti – „bo tej jednej jedynej nocy, można pomyśleć swoje największe marzenie i ono się spełni”
„Ja marzę tylko o jednym, o swoim Domu…”





było:
Każdy z nas ma cos swojego, niepowtarzalnego, coś czego nie da się nikomu z nas odebrać. Fredziu ma tylko numer, numer 59, niby nic a jednak to trzyma go jeszcze przy życiu, jeszcze go trzyma...







Fredziu, moze to dziwnie zabrzmi, ale chyba wstydzi się swojego wyglądu... Czy ma szansę by go ktoś pokochał? On już w to nie wierzy, cichutko zasiada w koszyczku na kociarni i czeka na kolejny dzień, jeszcze czeka, choć już coraz mniej wierzy, że przyniesie on cos dobrego.
Fredziu, przerażony nieśmiało dzis zaryzykował bym go dotknęła i choć mój dotyk sprawił mu radość, szybko z niego zrezygnował. "Nie chcę się łudzić, przecież zaraz odejdziesz wracając do swoich spraw, zostaw mnie, nie rozpalaj nadziei..."