*** Fryga *** & slodkie male sreberko :)

Zalozylam nowy watek dla kotki, ktora jest u mnie od 17 marca, chociaz zupelnie inaczej to sobie wyobrazalam. Myslalam, ze wiecej czasu minie od smierci mojej ukochanej Sarci zanim pod naszym dachem pojawi sie nowa kocinka. A jak juz sie pojawi to bedzie z nami od malego, bedzie jak Sarcia miescila sie na dloni...
Los chcial inaczej. Albo to raczej moja 'zasluga', bo nie potrafie przejsc obojetnie wobec kociego nieszczescia spowodowanego ludzka glupota. Otoz jakis kretyn wyrzucil ta bura kotke na smietnik z nieznanego mi powodu, moze mu sie znudzila, moze przestala jesc i sie na nia wkurzyl, moze mial dosc mizianek
a moze dowiedzial sie, ze jest chora...
Powod nie wazny, liczy sie efekt - bidulka znalazla sie na smietniku
Stracila domek... I wtedy wziela ja do siebie taka starsza Pani, ktora ma juz 8 kotow i nie ma mozliwosci na posiadanie kolejnego. Kicia miala trafic do fundacji, ale w momencie przekazania pojawilam sie ja
i ta bide ze sklejonym blotem futrem, smierdzacym pyszczkiem, zapadnietymi bokami, wystajacymi kosteczkami przygarnelam. Ta starsza Pani stwierdzila, ze widywala kotke u tego kretyna przez 2 lata, wiec w takim wieku zapewne jest. Po wizycie u weta okazalo sie, ze kotka ma okolo 3 lat - a zamierzalam przygarnac malucha... coz...
Kotka byla strasznie zabidzona, wygladala jak cien kota, byla chudsza od Sary tuz przed odejsciem... Mowie Wam tak mi sie jej zal zrobilo, ze nie moglam postapic inaczej. Oczywiscie w domu afera - jak moglam wziac takiego kota... tak 'starego' i tak zabidzonego, z brudnym futrem, pewnie z robakami, bo z pyszczka smierdzi i z bog wie czym jeszcze... I do tego takiego 'nijakiego', plochliwego... Wiec na poczatku wymegocjowalam to, ze kicia zostaje u nas tymczasowo do czasu az jej sie polepszy, az zrobie jej przeglad u weta, wylecze co trzeba, podkarmie, podtucze, oswoje... I wtedy ewentualnie poszukamy innego domu... Sytuacja rozwinela sie z nieco inna strone i dzisiaj juz wiem, ze pomimo choroby kotka u nas zostaje
A wiecie, wzielam ja bo mnie za serce scisnelo jak ja zobaczylam, taka biedna, nie dostala nic od zycia, a wszystko co dostala bylo zle i doprowadzilo ja do takiego stanu... Pomyslalam sobie, ze przeciez moge jej pomoc, bo nie mam kota w domu. Wiec postanowilam to zrobic.
Pierwszy dzien w nowym domu kicia spedzila siedzac schowana miedzy bokiem sofy, a kaloryferem, drugi pod lozkiem, strasznie sie bala kontaktu z czlowiekiem, widac, ze ktos ja zle traktowal. Ale pieknie miauczala juz od poczatku, mruczala i ... przy buro-rudym futerku ma takie wielkie zielone oczy pelne nadziei... na lepsze zycie. Ja tez mam ta nadzieje., ze bedzie jej u nas dobrze.
Pierwsze dni minely na oswajaniu sie z nowym miejscem, z nowymi ludzmi, z nowym jedzeniem... Na poczatku kotka miala wielki apetyt, rzucala sie prawie na kazda kocia karme, taka byla wyglodzona. Niestety z czasem chec jedzenia slabla...
W Niedziele 25.03 byla odrobaczona polowa Cestalu - polowa bo ciagle jest dosc chuda - wazy 2 kg. Odrobaczylam ja dopiero w nd, po tygodniu oswajania, bo wczesniej nie moglam sie do niej zblizyc, szybciutko przede mna uciekala. No i nie chcialam jej dostarczac dodatkowych stresow. Mialam nadzieje, ze po odrobaczaniu przykry zapach z pyszczka troche zniknie... Tak zapewnialy mnie kobiety z fundacji, do ktorej miala byc oddana. Niestety jeszcze tego samego dnia kotka zatarla sobie oczko, ktore z godziny na godzine wygladalo coraz gorzej. To nas zmobilizowalo do odwiedzenia weta w pn. I wtedy dowiedzielismy sie, ze kotka ma okolo 3 lat i zapalenie jamy ustnej, z ktora trzeba zrobic porzadek, bo jest okropny kamien i prawdopodobnie kilka zabkow do usuniecia - umowilismy sie na zabieg na 4.04.br, zeby zalatwic to jeszcze przed swietami i podczas Swiat miec mozliwosc otoczenia kici troskliwa opieka. No i oczywiscie, zeby jak najszybciej zaczela jesc i odzyskala chec do zycia.
Kicia dostala antybiotyk w tabletkach - 2 razy dziennie - i kropleki do oczka za 1,34 zl
- 3 razy dziennie. Szkoda, ze okazaly sie niezbyt skuteczne. Tak czy inaczej codziennie musialam lapac kota, stresowac go lekami, no i bylam ta zla... Zreszta caly czas jestem, bo obecnie kici tez przyjmuje leki. A ulubionym czlowiekiem w domu jest mój tata – kicia go ubostwia, spi z nim na poduszce, ciagle przychodzi do niego na mizianki, mama oczywiście pewnie przez to najmniej lubi kota. Ma konkurentke, która nagle odciagnela od niej cala uwage meza. Kicia polubila tate pewnie dlatego, ze przez pierwsze 2 tygodnie w nowym domu to wlasnie on poswiecal jej najwiecej czasu i uwagi, bo akurat miał 2 tygodnie urlopu po wyjsciu ze szpitala. I dzieki temu zyskalam wsparcie w bojach z mama, która nie chciala już zadnego kota, a zarazem pewnosc, ze kicia u nas zostanie.
Niestety ciagle nie ma imienia
czekamy na propozycje...
Oto ona...

Los chcial inaczej. Albo to raczej moja 'zasluga', bo nie potrafie przejsc obojetnie wobec kociego nieszczescia spowodowanego ludzka glupota. Otoz jakis kretyn wyrzucil ta bura kotke na smietnik z nieznanego mi powodu, moze mu sie znudzila, moze przestala jesc i sie na nia wkurzyl, moze mial dosc mizianek

Powod nie wazny, liczy sie efekt - bidulka znalazla sie na smietniku


Kotka byla strasznie zabidzona, wygladala jak cien kota, byla chudsza od Sary tuz przed odejsciem... Mowie Wam tak mi sie jej zal zrobilo, ze nie moglam postapic inaczej. Oczywiscie w domu afera - jak moglam wziac takiego kota... tak 'starego' i tak zabidzonego, z brudnym futrem, pewnie z robakami, bo z pyszczka smierdzi i z bog wie czym jeszcze... I do tego takiego 'nijakiego', plochliwego... Wiec na poczatku wymegocjowalam to, ze kicia zostaje u nas tymczasowo do czasu az jej sie polepszy, az zrobie jej przeglad u weta, wylecze co trzeba, podkarmie, podtucze, oswoje... I wtedy ewentualnie poszukamy innego domu... Sytuacja rozwinela sie z nieco inna strone i dzisiaj juz wiem, ze pomimo choroby kotka u nas zostaje

A wiecie, wzielam ja bo mnie za serce scisnelo jak ja zobaczylam, taka biedna, nie dostala nic od zycia, a wszystko co dostala bylo zle i doprowadzilo ja do takiego stanu... Pomyslalam sobie, ze przeciez moge jej pomoc, bo nie mam kota w domu. Wiec postanowilam to zrobic.
Pierwszy dzien w nowym domu kicia spedzila siedzac schowana miedzy bokiem sofy, a kaloryferem, drugi pod lozkiem, strasznie sie bala kontaktu z czlowiekiem, widac, ze ktos ja zle traktowal. Ale pieknie miauczala juz od poczatku, mruczala i ... przy buro-rudym futerku ma takie wielkie zielone oczy pelne nadziei... na lepsze zycie. Ja tez mam ta nadzieje., ze bedzie jej u nas dobrze.
Pierwsze dni minely na oswajaniu sie z nowym miejscem, z nowymi ludzmi, z nowym jedzeniem... Na poczatku kotka miala wielki apetyt, rzucala sie prawie na kazda kocia karme, taka byla wyglodzona. Niestety z czasem chec jedzenia slabla...
W Niedziele 25.03 byla odrobaczona polowa Cestalu - polowa bo ciagle jest dosc chuda - wazy 2 kg. Odrobaczylam ja dopiero w nd, po tygodniu oswajania, bo wczesniej nie moglam sie do niej zblizyc, szybciutko przede mna uciekala. No i nie chcialam jej dostarczac dodatkowych stresow. Mialam nadzieje, ze po odrobaczaniu przykry zapach z pyszczka troche zniknie... Tak zapewnialy mnie kobiety z fundacji, do ktorej miala byc oddana. Niestety jeszcze tego samego dnia kotka zatarla sobie oczko, ktore z godziny na godzine wygladalo coraz gorzej. To nas zmobilizowalo do odwiedzenia weta w pn. I wtedy dowiedzielismy sie, ze kotka ma okolo 3 lat i zapalenie jamy ustnej, z ktora trzeba zrobic porzadek, bo jest okropny kamien i prawdopodobnie kilka zabkow do usuniecia - umowilismy sie na zabieg na 4.04.br, zeby zalatwic to jeszcze przed swietami i podczas Swiat miec mozliwosc otoczenia kici troskliwa opieka. No i oczywiscie, zeby jak najszybciej zaczela jesc i odzyskala chec do zycia.
Kicia dostala antybiotyk w tabletkach - 2 razy dziennie - i kropleki do oczka za 1,34 zl


Niestety ciagle nie ma imienia

Oto ona...
