Strona 1 z 9

Tylko dla wytrwałych- nareszcie zdjęcia str 8.

PostNapisane: Wto kwi 03, 2007 19:00
przez KarolinaLUNA
Zafascynował mnie wątek M@i i postanowiłam napisać troszkę czegoś mojego. Może ktoś będzie chciał się skusić i poczytać :oops:
Od zawsze w moim rodzinnym domu były zwierzęta: papugi, ryby, chomiki, świnka, myszy, patyczaki, gołębie, sroka, wróble, ślimaki, jeż i nie wiem co jeszcze. Niestety nie miałam czworonoga. Moim marzeniem był pies.
Mieszkałam z rodzicami u babci a ona o psie słyszeć nie chciała. Mając 17 lat postanowiłam, że jak nie pies to przynajmniej kot. Na 17-te urodziny kolega przyniósł mi kiciuśka. Nazwałam go Press.
Press był czarnym kocurkiem, i był wyjątkowy. Łaził za mną krok w krok, kuwetki nie miałam ale pod domem kupkę piachu i tam chodziliśmy załatwiać Presiowe potrzeby. Był stale obok mnie.Na prawdę był jak pies.
Niestety, wzięcia kotka nie uzgodniłam z babcią. Rodzice nie wtrącali się zbytnio a babunia ( już świętej pamięci) "szalała". Na nic moje płacze i lamenty. Presia miałam tydzień :cry: Potem musiałam go oddać ( nie mój dom i tak dalej ) :evil:
To było okropne. W mojej łepetynie kolebało się 100 pomysłów głupich ale cóż było robić. Pressio trafił na wieś do rodziny kolegi. Dalej o nim nic nie wiedziałam.
Babunia odeszła w 1993 r.
Minął jakiś czas................................................ :wink: :?:

PostNapisane: Wto kwi 03, 2007 19:06
przez Zuzia1
zaczyna się interesująco ... :)

PostNapisane: Wto kwi 03, 2007 21:10
przez M@ja
Cieszę się, że zaczęłaś pisać :) Czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg.

PostNapisane: Wto kwi 03, 2007 21:34
przez KarolinaLUNA
Jakiś czas - to aż 2 lata.
Postanowiłam - biorę kota. W końcu jak nie pies to KOT! Ale musi być czarny ( skusiła mnie do tego głupawa rymowanka: Jak Ci kot przebiegnie drogę... ) W końcu jak ma być pechowo to czarny będzie ok. :twisted:
Mama mojej koleżanki miała znajomą, u której były właśnie kocięta. No i dostałam adres i telefon. Umówiłam się na oglądanie mojego przyszłego czarnulka.
Miał okoł 1 - 1,5 miesiąca. Był czarny z białym krawatem i "majtkami". No cóż jak nie cały czarny to i niech taki będzie. Poszłam na 1-sze odwiedziny.
Hmm... Usiadłam sobie i patrzyłam. Inne kociaki biegają, bawią się, a mój przyszły siedzi osowiały na schodkach. Bawić się nie chce, pogłaskać teżnie bardzo. Masz babo placek! Co to za kot, może chory -myślałam. Pani Ania powiedziała, że on taki zawsze i jak chcę to mogę zmienić na innego bo 2 jej zostały. O nie jak miał być czarny to jest mój i już.
Kocia odebrać miałam za miesiąc.
Po 2 tygodniach Pani Ania dzwoni, że lepiej jak odbiorę go wcześniej bo dzieci z sąsiedztwa sypią kociakom piasek do oczu ( przez siatkę, bo to taki domek z wąskim ogródkiem ) i trzeba je ewakuować.
No to poszłam. Togiś ( Togo ) był tak maleńki, że mieścił mi się na dłoni. niosłam go do domu i pamiętam tą czarną kulkę do dziś - taki był maluńki...

PostNapisane: Śro kwi 04, 2007 14:04
przez KarolinaLUNA
:(
Nikt nie jest wytrwały :?: :? Szkoda

PostNapisane: Śro kwi 04, 2007 14:08
przez Fri
ja jestem! ja!
:D

PostNapisane: Śro kwi 04, 2007 14:09
przez seniorita
Pisz Karolina, nie urywaj w najciekawszym miejcu...

PostNapisane: Śro kwi 04, 2007 14:43
przez Zuzia1
czekamy :)

PostNapisane: Śro kwi 04, 2007 19:55
przez KarolinaLUNA
:D
No to przybyliśmy do domu. Kiciolek dostał miseczki na picie i jedzonki no i już kuwetkę, i żwirki się pojawiły :) Na razie umieściłam go w swoim pokoju. To był dla niego las. Tak różny od świata, który znał.
Togisiowi nie było spieszno na spacery po mieszkanku. Schowal się pod łóżko i tyle go widziałm. Trudno...
Wrócił tata ( z mamą kot uzgodnony; tata na NIE :cry: )
Ale nie myślcie sobie, tym razem nie dam IM wygrać. W końcu też coś mi się od życia należy. Miałam pracę i własne pieniądze. Jak chcą to mogą mnie z kotem wyrzucić z domu i tyle!
Tata nie odzywał się do mnie chyba ze 2 tygodnie. Przez ten czas Togiś pomału poznawał mieszkanie.
To wyjątkowo grzeczny kot. Nie skakał po firankach, meblach itd., po stole też nie. Wyobraźcie sobie, że nawet surowe mięso mogło leżeć na stole a on nie skusił się. Jadł z godnością ze swoich miseczek.
Był to leniuszek jakich mało, dużo spał, trochę się bawił. Był tylko mój, nie lubił zbytnio jak się go głaskało, chyba, że wyjątkowo miał na to ochotę. Rozumiałam to i nie narzucałam mu się. Za to on i wdzięcznością kochał tylko mnie.
Lubił wychodzić na balkon - a sąsiadka obok miała psa. Mój Togiś najbardziej lubiał drażnić właśnie jego. Jak zorientował się, że pies mu nic nie zrobi bo nie dostani z drugiego balkonu - podchodził do barierek i patrzył się jak " wściekła bestia z drugiej strony" szczeży kły. Jak tylko psu znudziło się szczekanie, a Togiś miał ochotę to wystawiał mu swoją jedną łapę tak jakby nią machał i mówił: i co, poszczekj jeszcze i tak mnie nie złapiesz :twisted: Całe przedstawienie trwało jakiś czas póki Pani sąsiadka zaprzestała puszczać psinę na balkon jak tylko był tam Togo.
I tak mijały dalsze nasze wspólne dni.............

PostNapisane: Śro kwi 04, 2007 22:11
przez M@ja
Pisz, pisz - czekamy! :)

PostNapisane: Czw kwi 05, 2007 7:54
przez maggia
Czekamy!!! :D

PostNapisane: Czw kwi 05, 2007 8:03
przez KarolinaLUNA
Togiś rósł w siłę i kocią mądrość. Ustawiał po kątach już nie tylko psa sąsiadki ale każdego kto pojawił się na horyzoncie. Jeżeli kogoś zaakceptował - to ta osoba miała szczęście. Niestety nie znosił dzieci. Przekonał się o tym mój chrześniak, którego po prostu tak zdzielił łapką, że mały ( 11 lat teraz) ma do tej pory uraz do kotów. Wina była częściowo jego mamy a częściowo moja bo mówiłam koleżance, żeby mały nie zbliżał się do kota a sama poszłam zrobić herbatę - no i stało się :( . Trudno...........
No i znowu zmiany. Poznałam mojego przyszłego męża. Mój kot wyjątkowo baaardzo go polubił - nawet go nie kąsał.
Czekała nas przeprowadzka do nowego miasta........................ i nowe mieszkanie :)

PostNapisane: Czw kwi 05, 2007 8:42
przez lucjaa
Ależ stopniujesz napięcie!! Co było dalej??

PostNapisane: Czw kwi 05, 2007 18:17
przez KarolinaLUNA
:D
Pierwszy dzień na nowym upłynął Togowi na pralce, która stała w przedpokoju. W nocy też nie bardzo chciał się z niej ruszać. Tylko jedzonko i siusiu pozwalały mu na trochę odwagi. Wszystko było takie dziwne. Tym bardziej, że w mieszkaniu nie mieliśmy właściwie nic poza kanapą, stolikiem i 3 krzesłami. A za szafę służyły na 2 zasłony z umieszczonymi wieszakami :wink: Odgłosy były na prawdę wyolbrzymione.
No ale trzeba było w końcu iść do pracy. Zostawialiśmy Togowi włączone radyjko, żeby mu nie było smutno ( tak chyba z tydzień ). Kiciol przyzyczaił się. W końcu ulubionym miejscem stała się lodówka - szczególnie jak byli goście :P
Pewnego dnia mieliśmy z mężem jakieś wielkie wyjście, a nasz kot jakby zwariował. Łasił się i miauczał jak opętany, chodził za mną krok w krok podskakiwał podbiegał do łazienki. No co jest do jasnej niespodziewanej: jedzonko i woda jest świeżutkie, kuwetka czysta bo z godzinkę wcześniej sprzątana. No nie tego już za dużo oszalało kocisko czy co? W końcu dostał ode mnie burę. Otworzyliśmy drzwi no i mój kot w akcie desperacji tak miauknął przeraźliwie, że czegoś takiego nie słyszałam- poszłam do łazienki...............
I co zobaczyłam: zapomniałam sobie o tym, że robię pranie, a wąż z pralki wyleciał na podłogę :? Woda jeszcze się nie lała, ale co by było jakbym wróciła z imprezy i zastała bym zalane nowiutkie panele, a i pewnie sąsiadkę na dole też bym miała na głowie. I jak mi to ktoś wytłumaczy??? Co kot wie o pralce, sąsiadce i nowiutkich panelach????
CDN.........................

PostNapisane: Pt kwi 06, 2007 9:13
przez lucjaa
Mądra kocinka, bardzo madra.....