No popatrzcie, to ja nawet nie wiedziałam, że z ta wołowinką to ja tak dobrze robię.
U mnie to wzgląd praktyczny, nie latam co parę dni po świeżą porcję, tylko od razu kupuję po 2-3 kg, porcjuję po 15 dag i zamrażam - starcza na jakieś 10-14 dni dla mojej jednej panny. Puszkom nie dowierzam, taka to jakaś w nich jest dziwna babraja - poprzednia moja Mysza, jak były trudności z rybą i kupiłam jej parę puszek, to leciało z niej jednym i drugim końcem. Może kwestia przyzwyczajenia. Teraz panna Cipiór jada surową wołowinkę, raz na tydzień surowe żółtko (broń Boże kropelki białka), a tak to stoją dwie michy chrupek - w jednej KK, w drugiej coś droższego (częściej chrupie w tej z KK), miska mleka i druga z wodą. Futro ma lśniące i pierzynkowate (biała europejska krótkowłosa, ale palce się zaglębiają właśnie jak w pierzynce) i gdyby nie okaleczenie powiedziałabym że (tfu! tfu!) dawno takiego zdrowego kota nie miałam. Na takiej diecie (wołowinka, żółtko, chrupki - ale to były głównie Whiskas) odchuchałam też czarną przybłędkę w pracy, taka się zrobiła silna, pełna wigoru i lśniąca, że ją w końcu sąsiedzi ukradli, i dobrze, bo szła zima-mróz, a ja nie mogłam jej wziąć do domu. To są jednak drapieżniki, te nasze śliczności...