Julka z Włoszczowy - własny domek!!!!!!!!!!!!! :-)

Żeby znów nie wcinać się w wątek Gałki, Julka poprosiła o założenie osobnego wątku...
A więc, w dużym skrócie - Julkę znam od września ubiegłego roku. Wtedy właśnie przyprowadziła mi pod firmę trójkę swoich kociąt. Historia ich oswajania znajduje się w tym wątku: http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=49 ... sc&start=0
Kiedy ja zajmowałam się gwałtownym oswajaniem kociąt i wydawaniem ich do domków docelowych, Julka gdzieś przepadła. Prawdę mówiąc, byłam przekonana, że stało się coś złego...
Oniemiałam, gdy dwa tygodnie temu pojawiła się w miejscu, w którym ubiegłej jesieni karmiłam ją i jej dzieci. Oniemiałam jeszcze bardziej, gdy zobaczyłam jej dość pokaźny już brzuch...
Postanowiłam, że powtórki z rozrywki nie będzie. Obdzwoniłam kieleckich wetów, żeby jak najszybciej załatwić jej sterylkę. Kieleccy specjaliści nie podjęli się zabiegu, strasząc mnie poważnymi komplikacjami. A ponieważ moje doświadczenie w sterylizacji dzikich kotek jest żadne, pogodziłam się z myślą, że Julka musi urodzić i popłakałam sobie trochę z tego powodu w wątku Gałki na stronie 31:
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=47 ... &start=450
I dzięki Bogu że to zrobiłam! Odezwały się specjalistki m.in. z Krakowa i przekonały mnie do sterylki aborcyjnej.
Wczoraj miała ona miejsce. Moja „dzika” Julka bez problemu dała się zwabić do transporterka i z dużym zrozumieniem sytuacji
spokojnie wyruszyła ze mną w dwugodzinna podróż samochodem. Zniosła ją bez „słowa” protestu
.
Wróciłyśmy późnym wieczorem. W trakcie długiej drogi, kicia zupełnie odzyskała przytomność. Kiedy w domu przeniosłam ją do specjalnie przygotowanej klatki z posłaniem i kuwetką, głośno zaprotestowała! Zupełnie jakby mówiła: „Daj spokój, przecież nie jestem DZIKA KOTKA!”. I wiecie – ona mówiła prawdę! Wieczór skończył się mizianiem do upadłego. Do tej pory nie mogę uwierzyć, że kotka, która w terenie dawała mi się pogłaskać tylko przy jedzeniu, w domu cały czas domaga się pieszczot
!
Kochane forumowe dziewczyny, bardzo serdecznie Wam dziękuję!
Gauce – za użyczenie wątku i wczorajszą gościnę podczas mojego czekania na zabieg i wybudzenie Julki (Kasiu - pyszny obiad, pyszna kawa, cudna Lolka i Gałka! Przemiło spędziłam czas!
)
Rusti – za moc przekonywania, umówienie wizyty u wspaniałej wetki i gotowość przetrzymania Julki po zabiegu (Elu, naprawdę okropnie się bałam, zanim podjęłam decyzję, że czas rekonwalescencji kotka spędzi jednak u mnie...)
Wszystkim dziewczynom, które wypowiedziały się na temat konieczności wysterylizowania Julki – miałyście świętą i jedynie słuszną rację!!
pozdrawiamy serdecznie
Joasia i ekspresowo wracająca do formy Julka (wszak my tu we Włoszczowie lubimy ekspresy
)
A więc, w dużym skrócie - Julkę znam od września ubiegłego roku. Wtedy właśnie przyprowadziła mi pod firmę trójkę swoich kociąt. Historia ich oswajania znajduje się w tym wątku: http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=49 ... sc&start=0
Kiedy ja zajmowałam się gwałtownym oswajaniem kociąt i wydawaniem ich do domków docelowych, Julka gdzieś przepadła. Prawdę mówiąc, byłam przekonana, że stało się coś złego...
Oniemiałam, gdy dwa tygodnie temu pojawiła się w miejscu, w którym ubiegłej jesieni karmiłam ją i jej dzieci. Oniemiałam jeszcze bardziej, gdy zobaczyłam jej dość pokaźny już brzuch...
Postanowiłam, że powtórki z rozrywki nie będzie. Obdzwoniłam kieleckich wetów, żeby jak najszybciej załatwić jej sterylkę. Kieleccy specjaliści nie podjęli się zabiegu, strasząc mnie poważnymi komplikacjami. A ponieważ moje doświadczenie w sterylizacji dzikich kotek jest żadne, pogodziłam się z myślą, że Julka musi urodzić i popłakałam sobie trochę z tego powodu w wątku Gałki na stronie 31:
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=47 ... &start=450
I dzięki Bogu że to zrobiłam! Odezwały się specjalistki m.in. z Krakowa i przekonały mnie do sterylki aborcyjnej.
Wczoraj miała ona miejsce. Moja „dzika” Julka bez problemu dała się zwabić do transporterka i z dużym zrozumieniem sytuacji


Wróciłyśmy późnym wieczorem. W trakcie długiej drogi, kicia zupełnie odzyskała przytomność. Kiedy w domu przeniosłam ją do specjalnie przygotowanej klatki z posłaniem i kuwetką, głośno zaprotestowała! Zupełnie jakby mówiła: „Daj spokój, przecież nie jestem DZIKA KOTKA!”. I wiecie – ona mówiła prawdę! Wieczór skończył się mizianiem do upadłego. Do tej pory nie mogę uwierzyć, że kotka, która w terenie dawała mi się pogłaskać tylko przy jedzeniu, w domu cały czas domaga się pieszczot

Kochane forumowe dziewczyny, bardzo serdecznie Wam dziękuję!

Gauce – za użyczenie wątku i wczorajszą gościnę podczas mojego czekania na zabieg i wybudzenie Julki (Kasiu - pyszny obiad, pyszna kawa, cudna Lolka i Gałka! Przemiło spędziłam czas!

Rusti – za moc przekonywania, umówienie wizyty u wspaniałej wetki i gotowość przetrzymania Julki po zabiegu (Elu, naprawdę okropnie się bałam, zanim podjęłam decyzję, że czas rekonwalescencji kotka spędzi jednak u mnie...)
Wszystkim dziewczynom, które wypowiedziały się na temat konieczności wysterylizowania Julki – miałyście świętą i jedynie słuszną rację!!
pozdrawiamy serdecznie
Joasia i ekspresowo wracająca do formy Julka (wszak my tu we Włoszczowie lubimy ekspresy
