Strona 1 z 2
Klatka-łapka potrzebna- Wrocław-aktualne zdjęcia str.2

Napisane:
Sob mar 10, 2007 18:18
przez zutor
Na moje podwórko przybłąkał się kotek, nie za duży, cały czarny, bez znaczeń, z czerwoną obróżką.
No i teraz najlepsze: kotek zapewne komuś uciekł (mieszkam koło lecznicy) a w obróżkę zaplątała mu się łapka. Na pewno bardzo cierpi. Pogratulować pomysłu poprzedniemu właścicielowi.
Kotek nie daje się złapać, buczy na widok człowieka i ucieka. Tymczasowo zamieszkał w budce moich kotów podwórzowych, ale nie zawsze tam jest i nie zawsze przychodzi, co jest przyznaję się moją winą, ponieważ chciałam go złapać. Widuję go raz na 2-3 dni, kuleje, kuśtyka, ale je. Obroża tak go obtarła, że kot śmierdzi, podejrzewam że rana od obtarcia mu ropieje, lub że zrobiła mu się megaodleżyna. Naprawdę, wierzcie mi, kot śmierdzi bardzo i to nie kocurem. Chciałabym mu pomóc. Potrzebna mi jest klatka-łapka, żeby kota złapać i zaneść do weterynarza.

Napisane:
Sob mar 10, 2007 22:00
przez zutor
podnoszę, po klatkę podjadę sama po wcześniejszym umówieniu. Jeżeli trzeba zapłacę za wypożyczenie. Pomóżcie proszę.

Napisane:
Sob mar 10, 2007 22:19
przez Karolka
Może napisz PW do Leny z kociego życia


Napisane:
Nie mar 11, 2007 13:02
przez Monisek
Zutor, a pytałaś może czy przypadkiem w lecznicy nie mają klatki? Może oni też coś wiedzą o zaginięciu kota?
Biedactwo... Napisz też PW do Miki i Kulki.

Napisane:
Pon mar 12, 2007 9:26
przez miki
ktora to lecznica? jaki rejon miasta?

Napisane:
Pon mar 12, 2007 9:47
przez Monisek
To ul. Krzycka, boczna Powstańców, równoległa do Karkonoskiej. Nie wiem czy jest tam więcej lecznic, ale na pewno wet jest pod nr 18.
Może Zutor się odezwie....

Napisane:
Pon mar 12, 2007 20:03
przez zutor
dziewczyny, bardzo przepraszam że odzywam się dopiero teraz, ale właśnie wróciłam z roboty. dziękuję bardzo za odzew- nie sądziłam że wogóle ktoś mi pomoże.
Tak lecznica to ta na Krzyckiej 18, innej tam nie ma. Byłam dzisiaj, pytałam jak mi tu ktoś poradził, ale nie mają klatki-łapki i nikt nie zgłaszał zaginięcia takiego kota. Podejrzewam że stało się to dosyć dawno- wskazuje na to stan rany- i może po prostu w lecznicy o tym nie pamiętają.
Wczoraj kotek był na karmieniu, myślałam żeby może mu tą obrożę uciąć, ale jest ona bardzo solidna, skórzana, nie mam w domu takich nożyczek, a i nie sądzę żeby kot sobie dał bo się raczej boi. Czy ludzie nie mogą swoim kotom po prostu robić tatuaży albo chipować? Musi to być obroża która jest potem sprawcą wypadków? Ludzie są jednak durni i nie mają wyobraźni.
Nie wiem czy uda mi się go złapać w tym tygodniu, mam tak durnowato ustawioną pracę że wychodzę ok. 8 a wracam też koło 8 jak już jest ciemno i raczej czarnego kota na równie czarnym, nieoświetlonym podwórku nie zobaczę. W przyszłym tygodniu powinno już być lepiej.
Tak sobie też pomyślałam, że może go przyhaltuję jak będzie w domku dla kotów, w środku, zatkam po prostu wyjście. Tylko jak przenieść pudło ogacone po 29 calowym telewizorze do lecznicy nawet jeżeli jest ona po drugiej stronie ulicy? Może macie jakieś pomysły?

Napisane:
Pon mar 12, 2007 20:43
przez Lena
Zutor, dostalam Twoje PW.
Ostatnio kupilismy dla wroclawskiego oddziału fundacji For Animals klatkę łapkę. Jest w tej chwili u Ani Szaszorowskiej, która odławia tabun absolutnie dzikich kotów w swoich okolicach, ale dzwoniłam do niej i mówiłam jak sprawa z tym kotem wygląda. Ania pożyczy Ci tę klatkę, żeby złapać tego bidaka, bo to chyba bardzo pilne z tego co piszesz. Na PW wysle Ci numery telefonów do Ani, więc zadzwoń i umów się z nią proszę na odbiór klatki. Klatka jest podobno bardzo lekka i możliwa do przewiezienia nawet autobusem komunikacji miejskiej, więc nie powinno być z tym problemu.

Napisane:
Pon mar 12, 2007 22:13
przez miki
Ja dodam jeszcze coś co przyszło mi do głowy. W schronisku mają obowiązek reagować na prośbę o interwencję a to jest niedaleko nich. Może warto zadzwonić, powiedzieć jak się sprawa ma i poprosić o pomoc w złapaniu. Oni mają doświadczenie w łapaniu zwierząt. Tylko po pierwsze trzeba z nimi dość konkretnie by nie zbyli, po drugie trzeba od razu wiedzieć co z kotem zrobić bo do schroniska to nie jest za dobry pomysł.
Czy wziełabyć kociaka choćby na czas szukania mu domu do siebie Zutor?

Napisane:
Wto mar 13, 2007 22:32
przez zutor
Klatkę już mam dzięki Ani i Fundacji FA, pozostaje mi tylko zapolować

nastawię jutro przed pracą i zobaczę czy się złapie (swoją drogą to dzisiaj dopiero co wróciłam po robocie

) trochę późno, mam nadzieję że jutro uda mi się wyrwać wcześniej

Napisane:
Śro mar 14, 2007 7:59
przez Medira
Dopiero zobaczyłam ten wątek. Powodzenia Zuzanno ,jak coś to pisz na maila.
Widzę, że pojawił się nowy lokator


Napisane:
Śro mar 14, 2007 23:16
przez zutor
A więc tak:
kot złapany, jest w lecznicy, został na noc bo rano będą dwie wetki i wtedy będą mogły się nim porządnie zająć. Biedulinek był tak zestresowany, że nie zadziałał głupi jasiu. Zdjęłyśmy mu tylko obrożę (wetka miała problemy z przecięciem i prawie pół cycka mi przy okazji urąbała)pod łapką obroża była cała taka rozleziona, rozmoknięta i wtedy dopier był smród! Jak trzymałam go do zastrzyku za szyjkę, to rękę włożyłam w żywe mięso z ropą- do tej pory śmierdzą mi ręce i ubranie. Poryczałyśmy się obie, wg jej słów kot chodzi tak już kilka miesięcy. Nie dałyśmy rady zajrzeć pod spód kota, bo się nie dał, ale jak go trzymałam to całe pod łapką to gołe mięso, zaropiałe i nie mam pewności czy mu ręki pod skórę nie włożyłam. Wetka powiedziała że sama się niczego nie podejmuje, muszą być dwie osoby żeby cokolwiek zrobić, zbadać, oczyścić ranę i prawdopodobnie pozszywać. Nie wiadomo jak duża jest to rana, ale tak na maca wg mnie to pół kota... Powiedziała żeby również przygotować się na możliwość uśpienia, bo może być nie do odratowania, gangrena itp. Tak mi go szkoda

Pytałam gdzie go przetrzymać- więc na razie będzie w lecznicy, jak zapytałam czy wziąć go do domu do łazienki powiedziała: ABSOLUTNIE NIE! ze względu na domowe koty bo nie wiadomo czym rana jest zakażona. A poza tym wierzciemi że śmierdzi okropnie, nie do wytrzymania. Niestety muszę się liczyć również z moją rodziną więc jedyne co mam mu w tej chwili do zaoferowania to piwnica, sucha, bez przeciągów, w miarę ciepła, ale ciemna, no i nie mam odpowiedniej klatki (czy ktoś może ma wystawową?) ale to później będę o tym myśleć, na razie czekam na info co z kotem.
Aha, zdjęcia może będą, bo poprosiłam ją żeby zrobiła podczas zabiegu samej ranie jak to wygląda (ku przestrodze forumowiczów) i zostawiłam aparat.

Napisane:
Czw mar 15, 2007 0:53
przez anna57
Biedak
Dobrze, że udało się go złapać...

Napisane:
Czw mar 15, 2007 8:28
przez CoToMa

Napisane:
Czw mar 15, 2007 11:37
przez mamucik
Napisz, co z kotkiem. W razie czego podam Ci numer do naprawdę dobrego weta, weci z reg. za szybko chca usypiać.
Kotka można by było przetrzymać choćby na Metalowców, bądź być może u mojego weta, tam, gdzie teraz jest mój Tygryś.
Może ktoś z kociego-życia podpowie Ci jakis dom tymczasowy.
W razie czego przekręć do mnie, namiary masz.
Jak ten kotek musiał cierpieć. Wetki nieco nie rozumiem, moze czegoś nie doczytałam, ale w takich wypadkach daje się głupiego jasia, żeby rane dokładnie oczyścić i pojedyńcza osoba wystarcza. Chyba, ze chodziło jej o to, że pojedyńcza osoba nie da sobie rady ze zmianą opatrunków.
No nic, to nie ważne.
Najwazniejsze, jak kocio się czuje