[FKD Szczecin] Tigra ma dom :)

23 marca 2010 Tigra została zaadoptowana.
Witam. Mam na imię Tigra, choć mówi się na mnie Tajgusia, Tajga, Straszliwy Drapieżca, Malusi Kotecek i wiele jeszcze mam imion. Nie wszystkie zdradzę, gdyż jestem raczej tajemnicza. Mieszkałam w okolicach śmietnika. Przychodziła taka jedna Duża z jedzeniem. I coś mnie tknęło. Skoro ona tak ciągle przynosiła jedzenie dla nas, musiało to znaczyć, że Ona ma tego jedzenia dużo. Więc od wielu tygodni urabiałam to dwunożne stworzenie - skądinąd całkiem sympatyczne. I w końcu pękła. Pamiętam jak dziś - przyleciała z jakąś skrzynką. Otworzyła ją i stanęła obok. To weszłam. I tak znalazłam się w Domu Tymczasowym. Jednak trzymano mnie na początku w jakimś małym pomieszczeniu. Co gorsza: wsadzili mnie do klatki!
Już się bałam, że wdepnęłam w niezłe bagno. Tu jakieś inne koty, tu klatka. I jeszcze mnie zawieźli w jakieś okropne miejsce, gdzie mnie pokłuli, pozbawili broni i robili strasznie dziwne rzeczy ze mną. Ale już się oswoiłam. Choć nadal syczę i ryczę nawet czasem. Ale to tak tylko, żeby sobie nie myśleli, że się dałam spacyfikować. Jestem dzika. I strasznie groźna. No chyba, że podejdzie Duża i mnie zacznie miziać za uszkiem... Ale dobra. Dość. To są wyjątkowe sytuacje i każdy powinien zrozumieć. Mizianie JEST miłe. I chyba mi wolno, nie?
Tak przy okazji: nie chciałby ktoś takiej tygrysiczki? Powiem, co potrafię. Umiem korzystać z kuwety (łatwizna), umiem połknąć tabletkę w ciągu sekundy i nie wypluwam, mruczę, ocieram się łebkiem o nogi. No i mam piękne zielone oczy. My tygrysy tak mamy z tymi oczami. Nie dość, że zielone, to zdrowiutkie. I nie mam świerzba ani grzybicy. To juz coś, prawda? Nie każdy dziki kot tak ma.
A oto ja w całej krasie:

Tak się wyleguje na stoliczku dziki tygrys domowy.

Tak dziki tygrys robi "chhhyyyy".

Miau. Pokochaj mnie.

Witam. Mam na imię Tigra, choć mówi się na mnie Tajgusia, Tajga, Straszliwy Drapieżca, Malusi Kotecek i wiele jeszcze mam imion. Nie wszystkie zdradzę, gdyż jestem raczej tajemnicza. Mieszkałam w okolicach śmietnika. Przychodziła taka jedna Duża z jedzeniem. I coś mnie tknęło. Skoro ona tak ciągle przynosiła jedzenie dla nas, musiało to znaczyć, że Ona ma tego jedzenia dużo. Więc od wielu tygodni urabiałam to dwunożne stworzenie - skądinąd całkiem sympatyczne. I w końcu pękła. Pamiętam jak dziś - przyleciała z jakąś skrzynką. Otworzyła ją i stanęła obok. To weszłam. I tak znalazłam się w Domu Tymczasowym. Jednak trzymano mnie na początku w jakimś małym pomieszczeniu. Co gorsza: wsadzili mnie do klatki!

Tak przy okazji: nie chciałby ktoś takiej tygrysiczki? Powiem, co potrafię. Umiem korzystać z kuwety (łatwizna), umiem połknąć tabletkę w ciągu sekundy i nie wypluwam, mruczę, ocieram się łebkiem o nogi. No i mam piękne zielone oczy. My tygrysy tak mamy z tymi oczami. Nie dość, że zielone, to zdrowiutkie. I nie mam świerzba ani grzybicy. To juz coś, prawda? Nie każdy dziki kot tak ma.
A oto ja w całej krasie:



Tak się wyleguje na stoliczku dziki tygrys domowy.

Tak dziki tygrys robi "chhhyyyy".

Miau. Pokochaj mnie.