
Miś Uszatek na pewno nie jest kotem wolnożyjącym i na pewno z jakichś powodów (wyrzucenie?..., zagubienie?.......) musiał od dłuższego czasu toczyć życie kloszarda, sypiając gdzie sie da i żywiąc sie czym się da....
Radził sobie dość dobrze, póki nie przyszły jesienne chłody. Wtedy postanowił oswoić sobie pewną miłą Dużą. Czasami odwiedzał ją przez otwarte drzwi balkonowe. Niestety Duża miała wielkiego i bardzo nieprzyjaznego Psa. Postawiła mu karton pod balkonem, żeby miał się gdzie ogrzać i zapraszała do siebie tylko wtedy, gdy Wielki Groźny Pies był na spacerze. A kiedy cienki karon przestał chronić przed dokuczliwym zimnem nocy, a po Uszatka nadal nikt sie nie zgłaszał, Duża zadzwniła po pomoc.
I tak Uszatek trafił do Kundelka. Nawet to obce, pełne dziwnych zapachów i głosów miejsce, nawet zamknięcie w ciasnym, okratowanym więzieniu, jak to tutaj mówią " na kwarantannie", nie pozbawiło go dobrego humoru i optymizmu". Rozgląda się przez te kraty swoimi bystrymi, inteligentnymi oczkami, Przekrzywia główkę, żeby nie uronić ani słowa z rozmów Dużych. Wystarczy na niego spojrzeć, a zaczyna głośno mruczeć.
Uwielbia, gdy go biorą na ręce: przytula sie, rozkosznie wyciąga, jakby mówiąc całym ciałem: "Taki jestem maluuuuutki, przytul mnie".
Uszatek bardzo chciałby mieć nowy, ciepły dom, własną rodzinę...
Ale uprzedzam, że jego przyszły opiekun musi być wprawiony w podnoszeniu ciężarów.





[/img][/url]