Strona 1 z 17
FFA--AGRESYWNA KOTKA ---szukamy domku!!!

Napisane:
Pt gru 15, 2006 11:54
przez pini1
oTRZYMAŁAM INFORMACJE OD OSOBY SZUKAJACEJ POMOCY:
"Wczoraj wieczorem, około 22.00, nasza kotka po dramatycznej walce, wylądowała w schronisku w Katowicach. Wcześniej, późnym popołudniem dostała ataku jak rok temu.Tym razem atak był jeszcze gorszy. Naprawdę nie wiemy co jej jest. Przez rok było w miarę spokojnie, tzn. nie atakowała ostro (ale atakowała), była ogromnie płochliwa, niewspółmiernie do sytuacji. Nagle uciekała "z furkotem" od znanych jej przeciez ludzi. Nagorsze jest to, że ona nas ogromnie kocha i my ją też. Wczoraj jednak nie było wyjścia. To drastyczne rozwiazanie doradziła nam zresztą pani wetka, która ja zna i pomagała nam w zeszłym roku.
A teraz nie wiemy co dalej, po prostu nie wiemy. Do nas wrócić nie może bo teraz już się jej boimy. Nie wiadomo kiedy nastąpi następny atak, a należy się liczyć z tym,że nastąpi (niestety)
W schronisku też być nie może. Nie widziałam jej teraz, ale i tak wiem (wszyscy wiemy) co jest: nie je, nie pije, nie siusia, nie robi kupki. Jest w szoku , przerażona
Obawiamy się, że trzeba będzie podjąć decyzję o uśpieniu.
Właściwie, nie wiem dlaczego zawracam Ci głowę. Chyba z poczucia bezradności. Nie mamy z kim tego omówić, a Ty znasz się na kotach, znasz schronisko w Katowicach, znasz lecznice weterynaryjne. Może masz jakiś pomysł?
"
rece mi opadly do kolan
Fundacja nie ma zadnych wolnych domkow tymczasowych zeby ja umiescic, co czeka ja w schrosnku w Katowicach pisac nie musze
prosze o pomoc
kot

Napisane:
Pt gru 15, 2006 11:58
przez pini1
kolejny mail z dzisiaj
"
Dzięki za odzew!
Kot pojechał do schroniska, bo to było jedyne rozwiązanie, niestety. Nie mozna było zostawić jej w mieszkaniu. To absolutnie wykluczone. Była w stanie ogromnego zdenerwowania, agresji. Została przez meża w jakis sposób (okupiony krwawymi ranami) zagoniona do sypialni i przez kilka godzin nic jej nie przechodziło. Wystarczyło przejść obok drzwi aby wpadała w furię po drugiej stronie. Po zapakowaniu kotki do kontenera w przedpokoju była krew (ludzka) pomimo grubych rekawic.
Obawiamy się, że żadne badanie nic nie da. Owszem, wykaże, że kot zdrowy. Tak było w zeszłym roku. Wzielismy ją z powrotem (z gabinetu weta, po 24 godz.) do domu.
Jedno zauważylismy: przez pierwsze trzy lata to był inny kot, a w ostatnim roku też inny. I nie były to zmiany na lepsze. "

Napisane:
Pt gru 15, 2006 12:04
przez Antypatyczna
Smutne:(,ciekawe z czego takie zachowania wynikają.

Napisane:
Pt gru 15, 2006 12:13
przez kalewala
Trochę mnie dziwi rada wetki - bez postawienia diagnozy ....
Kiedyś czytałam, że guzach na mózgu mogą takie zachowania wywoływać.....
A opiekunowie próbowali chociaż Feliwaya?
Oddać kota do schroniska, to skazać go na powolną okrutną śmierć, chyba wetka wie, co to jest schronisko? Może nie chciala wziąć na siebie decyzji o uśpieniu i woli tak kota uśmiercić?
Trzymam kciuki za zdiagnozowanie tej koteczki, jeśli to postępująca choroba, to pewnie nie ma wyjścia, a na pewno nie jest nim schronisko ...

Napisane:
Pt gru 15, 2006 12:15
przez iwcia
Jakie badania były robione i jakie są wyniki, czy był jakiś rtg, usg?

Napisane:
Pt gru 15, 2006 12:22
przez Pipsi
Staram się zrozumieć, ale nie rozumiem.
Ja znam ludzi, którzy mieli agresywnego jamnika i go nie oddai. A on ugrzył właścicielkęw oko. Dlaczego oni go oddali? Nie rozumiem. Jakby mieli agresywne dziecko to też by oddali.

Napisane:
Pt gru 15, 2006 12:37
przez aamms

Napisane:
Pt gru 15, 2006 12:44
przez dalia
Pipsi pisze:Staram się zrozumieć, ale nie rozumiem.
Ja znam ludzi, którzy mieli agresywnego jamnika i go nie oddai. A on ugrzył właścicielkęw oko. Dlaczego oni go oddali? Nie rozumiem. Jakby mieli agresywne dziecko to też by oddali.
Ja rozumiem bo mój Oski był agresywny i wiem jak wyglądają ataki agresji u zwierząt, aczkolwiek z maila wynika, że agresja u mojego Oskusia do drobiazg w porównaniu z agresją tej kotki.
Ataki faktycznie mogą się wiązać z jakimiś zaburzeniami neurologicznymi, albo psychicznymi. Diagnozowanie wymaga czasu i braku agresji u kota.
Pierwsze pytanie jakie się nasuwa to czy są jakieś środki którymi można stłumić agresję ?
Sama zmiana opiekuna nie rozwiąże problemu jeśli są to jakieś zmiany chorobowe.
sytuacja w mojej ocenie jest trudna.

Napisane:
Pt gru 15, 2006 12:53
przez dalia
aamms z maili wynika, że kicia jest kochana przez właścicieli i że atak się powtórzył po roku. to faktycznie wydląda tak jakby bywały jakieś okresowe zaburzenia.
Szkoda tylko, że przez ten rok spokoju właściciele nie porobili badań kotu.

Napisane:
Pt gru 15, 2006 13:09
przez aamms
No właśnie.. szkoda..
tym bardziej się dziwię wetce..


Napisane:
Pt gru 15, 2006 16:55
przez Slonko_Łódź
Hmmmm.... Następny agresywny kot kochających ludzi... Tylko czy faktycznie można się tak odkochać po ataku? Mnie też Denis kiedyś w szale walki z resztą Burej Bandy (usiłowałam je rozdzielić) pocięła ręce tak, że siedziałam na podłodze a z obu rąk kapała mi krew.... Mój mąż myślał (właśnie wszedł do mieszkania) że popełniam właśnie samobójstwo... Wiem co to znaczy atak... Gdybym nie znała jego przyczyny (u mnie akurat była dosyć jasna

) zrobiłabym rtg głowy, oznaczyła hormony... Pisałam już o suce, która miała zaburzenia osobowości a okazało się, że były wynikiem nowotworu szyjki macicy- cały czas produkował kosmiczne ilości hormonów.
A gdybym już naprawdę nie wiedziała co jest to zapłaciłabym chyba za usunięcie pazurów i kłów i iech sobie skubana atakuje

Napisane:
Pt gru 15, 2006 17:24
przez CoToMa
[quote="Slonko_Łódź"]Hmmmm.... Następny agresywny kot kochających ludzi... Tylko czy faktycznie można się tak odkochać po ataku? Mnie też Denis kiedyś w szale walki z resztą Burej Bandy (usiłowałam je rozdzielić) pocięła ręce tak, że siedziałam na podłodze a z obu rąk kapała mi krew.... Mój mąż myślał (właśnie wszedł do mieszkania) że popełniam właśnie samobójstwo... Wiem co to znaczy atak... Gdybym nie znała jego przyczyny (u mnie akurat była dosyć jasna

) zrobiłabym rtg głowy, oznaczyła hormony... Pisałam już o suce, która miała zaburzenia osobowości a okazało się, że były wynikiem nowotworu szyjki macicy- cały czas produkował kosmiczne ilości hormonów.
Nie byłabym taka pewna czy to kot naprawdę kochających ludzi. Przecież gdyby tak naprawdę chcieli się dowiedzieć czemu kot tak sie zachowuje, to przebadaliby go pod kątem różnych chorób. No i szukaliby pomocy nie tylko u jednego weta. Też bym podejrzewała problemy psychiczne albo neurologiczne.
Mój Gienek ma czasem napady agresji albo lęku. Ale nie jest to aż tak drastyczne. Po lekach uspokajających mu przechodzi.
Bardzo mi szkoda tej koty. Obawiam się, że pobyt w schronisku jeszcze bardziej pogłębi jej chorobę.


Napisane:
Pt gru 15, 2006 17:24
przez jul-kot
Witam,
Myślę, że osoba zainteresowana to jest Aleksandra z forum Koty (Gazety).
Próbowałem wyjaśnić sprawę jej kotki, ale przestała się odzywać. Widać nie odpowiadało jej przypuszczenie, że kotka jest po prostu zaszczuta przez dziecko. Wyraziłem to tam znacznie łagodniej. Poczytajcie zresztą sami:
http://forum.gazeta.pl/forum/72,2.html? ... 31&v=2&s=0
Pozdrawiam, Juliusz.

Napisane:
Pt gru 15, 2006 17:33
przez Fredziolina
jul-kot pisze:Witam,
Myślę, że osoba zainteresowana to jest Aleksandra z forum Koty (Gazety).
Próbowałem wyjaśnić sprawę jej kotki, ale przestała się odzywać. Widać nie odpowiadało jej przypuszczenie, że kotka jest po prostu zaszczuta przez dziecko. Wyraziłem to tam znacznie łagodniej. Poczytajcie zresztą sami:
http://forum.gazeta.pl/forum/72,2.html? ... 31&v=2&s=0 Pozdrawiam, Juliusz.
Jul-kot nie czytałam tego forum, ale od razu przyszła mi mysl, że w tym domu jest jakaś nie sprzyjająca koteczce atmosfera.
Ja mam teraz 7 kotów i żadnej agresji, zadnej! wczesniej bywało po 10 i jest spokój, poza gonitwami. (To nie chwilpięctwo, bo dla wielu to ....
, ale w zyciu sytuacje są bardzo różne, zaskakujace )
Mysle, że
atmosfera w domu kształtuje nie tylko ludzkie zachowania, ale i odbija sie na kociej psychice.
Bardzo mi żal koteczki...........

Napisane:
Pt gru 15, 2006 17:47
przez jul-kot
Moje też są bez agresji, a mam ich znacznie więcej. A z agresywnymi potrafię sobie poradzić, piszę o tym w cytowanym wątku.
Mi też jej szkoda...
Pozdrawiam, Juliusz.