Strona 1 z 5

Koty mojej sasiadki-czy dojdzie do dramatu?:(

PostNapisane: Pt wrz 22, 2006 22:15
przez Aga__
Moja sasiadka z parteru, pani juz nie mloda i do tego widac schorowana (przygarbiona,ma klopoty z chodzeniem), zajmuje sie i przygarnela koty z okolicy.Mysle, bo trudno je policzyc,ze ma ich okolo 10,jesli nie wiecej. Na klatke schodowa jak sie wchodzi, to trzeba szybko do windy,bo taki smrodek wieje. Koty sa wychodzacae,ale na noc wola je do domu.
Jakies pare miesiecy temu wyszly male kotki.
Dzis patrze, znowu sa male i jedna kocica w wyraznej ciazy.
Boje sie pomyslec, co bedzie dalej.
Szczegolnie ,co bedzie jak pani zabraknie.
Prosze, powiedzcie, jak zaczac z nia rozmawiac,zeby nie urazic i nie zrazic .Trzeba koty wysterylizowac.Wiem,ze ona jezdzi z nimi do weta, ale nie wiem dlaczego dopuszcza do ciaglych ciaz i powiekszania stada :?

PostNapisane: Pt wrz 22, 2006 22:17
przez ryśka
Porozmawiaj z nią po prostu :ok:

PostNapisane: Pt wrz 22, 2006 22:30
przez galla
Na pewno spokojnie,zagadaj do niej, powiedz, że śliczne kotki i w ogóle, żeby poczuła, że koty lubisz. Potem przejdź na rozmowę o tych kociakach, o tym czy nie boi się, że kotów zrobi się za dużo, że to koszty, ryzyko chorób, zwłaszcza, że koty wychodzące i jakoś sprytnie przejdź do "rozwiązania" problemu. Myślę, że w rozmowie wyczujesz, który moment będzie właściwy na "wkroczenie" w rozmowie ze sterylką.
Nie pisze tego z własnego doświadczenia, bo nie przeprowadzałam takich rozmów, ale myślę, że tak bym spróbowała, gdyby mi się taka sytuacja zdarzyła.
Kciuki za rozmowę :ok:

PostNapisane: Pt wrz 22, 2006 22:35
przez Aga__
Sprobuje jutro,moze sie uda. Ona mnie dobrze zna, bo o kotach czasem z nia rozmawiam i kiedys zabieralam malego do domu,ale nie pozwalala na dlugo :?
Koty sa przesliczne, ale naprawde zaczynam sie o nie bac, bo widze,ze pani,choc serce im oddaje, zaczyna sobie nie radzic :?

PostNapisane: Sob wrz 23, 2006 9:02
przez CoToMa
trzymamy :ok: :ok: :ok: za rozmowę

PostNapisane: Sob wrz 23, 2006 10:51
przez moni74
w ktoryms numerze "Kota" byl ogromny artykul na temat sterylizacji kotow.
moze zaczep ja, pogadaj o kotach,i powiedz,ze masz fajne kocie czasopismo :) pozycz do przeczytania.
a pozniej, przy zwrocie np, moze uda Ci sie wrocic do tej rozmowy.

PostNapisane: Sob wrz 23, 2006 11:10
przez goska_bs
Aga__ temat Sasiadki jest mi niezwykle bliski.
jedyna rada to ... zaprzyjaznic sie z sasiadka.. zaprosic ja do siebie na herbate albo isc do niej z ciastem i .. rozmawiac... rozmawiac i jeszcze raz rozmawiac. Ja stosuje metode malych kroczkow przy namawianiu jej do kastracji kocurow.. i powoli chyba widac swiatelko w tunelu.
Wiecej mozesz poczytac w watku http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=43 ... sc&start=0

PostNapisane: Pon paź 23, 2006 10:29
przez Aga__
Udalo mi sie wreszcie zamienic z nia pare slow, bo raczej trudno to nazwac rozmowa, i jestem przerazona.
Pojawily sie trzy male kociaki znowu.
Na moje pytanie o nie i dalsze ciezarne kotki,pani powiedziala,ze to przybledy...
Klamie, bo wiem,ze jej kotki byly ciezarne :strach:
Kiedy spytalam o te ciezarne,pani schowala sie w domu.....
Sprobuje jeszcze raz, bo mnie to naprawde przeraza.
Koty sa sliczne, ufne,jest ich juz ze 20,a pani coraz gorzej chodzi....

PostNapisane: Pon paź 23, 2006 15:06
przez Akineko
Aga__ współczuję sytuacji :(
Ta kobieta najwyraźniej nie chce, żeby jej pomóc :evil: - a właściwie nie jej tylko kotom, którymi się zajmuje.
Ciężka sprawa.

PostNapisane: Pon paź 23, 2006 15:21
przez Ivette
hmm...a nie ma nic, co można by zrobic odgórnie- delikatnie panią postraszyć np. wspólnotą mieszkaniową? Albo TOZem?

PostNapisane: Pon paź 23, 2006 15:28
przez Zakocona
MOja koleżanka miała taką matkę. Miała zawsze ciężarne koty, W ciagu roku ilość kotów wzrastała do ponad 20, bo kotki się mnożyły. Kobieta zadłużała się, niedojadała. Smród był w mieszkaniu nieprzeciętny. Nie chciała słyszeć o sterylkach, mówiąc, że nie będzie krzywdziła kotów. 8O Koleżanka brała te koty do kartonów i wywoziła na wieś lub do schroniska w Zabrzu. :evil: Na drugi rok było to samo. Dopiero, gdy jej matka skończyła 80 lat i poważnie rozchorowała się zgodziła się na sterylki. Gdy umarła zostało po niej 7 kotów. Znaleźliśmy im domy.

Często spotykam się z opinią, że koty kastrowane są grube, leniwe i nic im się nie chce. Przestają być kotami, tak im się natura zmienia. To jest tak silne, że niektórzy nie dają się przekonać. :evil: Zwłaszcza starsze osoby są uparte.

PostNapisane: Pon paź 23, 2006 15:34
przez ariel
Aga_, zadzwoń do Halinki Sęktas do Wydziału Ochrony Środowiska na Bielanach. (834 00 61 do 66 w. 107)
Być może sprawa tej sąsiadki jest jej znana.
Wiem, że są to trudne sprawy, ale czasami udaje się dogadać z tyle, że dają koty do sterylizacji.

PostNapisane: Pon paź 23, 2006 15:50
przez Harpoon
Witam...
Popieram zdanie jest z forumowiczek, że powinnaś się z tą panią zaprzyjaźnić. Zastosować metodę tzw. małych kroczków.
Przecież ona powinna zdawać sobie sprawę, że w końcu naprawdę przestanie sobie radzić i jeśli kocha koty, to na pewno nie chce skazywać ich na schronisko, a jak tak dalej pójdzie to będzie myusiała je gdzieś oddać.

I to nieprawda, że kocury kastrowane są grube i zmienia się im charakter. Mojego kota wykastrowaliśmy, pozostał taki sam. Na początku był spokojniejszy, ale jego "terrorystyczne" usposobienie wróciło po około tygodniu...

PostNapisane: Pon paź 23, 2006 16:09
przez Prakseda
Ivette pisze:hmm...a nie ma nic, co można by zrobic odgórnie- delikatnie panią postraszyć np. wspólnotą mieszkaniową? Albo TOZem?


Uchowaj Boże!

Nic się wtedy nie załatwi, kobieta jescze bardziej się odizoluje od świata, nikogo nie wpuści (ma takie prawo) i zostaną biedne koty bez pomocy. Poza tym szykanowanie starej, schorowanej kobiety................
Metoda małych kroczków, bez zdradzania zbytniej ciekawości.
Ja bym zoferowała na początku pomoc w kocich zakupach, we wspólnym pojsciu do weta, zapytanie o samopoczucie
Trzeba zdobyc jej zaufanie. Na razie ani słowa o sterylkach.
Nie teoretyzuję, stosowałam tę metodę z "moimi" rozmnażaczkami - p. Janiną i p. Joanną.
U tej pierwszej mam już wszystkie pokastrowane, nad druga jeszcze pracuję, ale jest światło w tunelu.

PostNapisane: Pon paź 23, 2006 16:35
przez Jana
Trzeba się zaprzyjaźnić i powoli przekonywać. Pomóc, pogadać, okazać zrozumienie. Ne naciskać, ale "przemycać" ważne kwestie - odpowiedzialności za życie i smierć kociąt, choroby, że kotów jest tak dużo a domów tak mało... Że kotkom jest lepiej bez ruj, krycia, ciąży i karmienia. Że odżyją.

Mnie się udało, pierwsze spotkanie z karmicielkami to była karczemna awantura i wyzwiska, ale ja uparcie przychodziłam, przynosiłam karmę i leki, rozmawiałam, tłumaczyłam, trochę grałam na emocjach. Powoli udało mi się zdobyć ich zaufanie, a dziś kilkanaście kotek jest wykastrowanych, kilkadziesiąt kociaków odłowionych, wyleczonych i w dobrych domach, stałych bądź tymczasowych.

Potrzeba cierpliwości, taktu i dyplomacji.

Trzymam kciuki.