ciesze sie ze tylu ludzi kocha zwierzatka,ja od zawsze nalezalam do tej grupy stracencow.Podobnie jak Ty Czakirko znosilam do domu wszystko co stanelo na mej drodze a dziwnym trafem zawsze wlasnie mnie stawalo!Jak bede w lepszym nastroju to poopowiadam troszeczke,dzis jednak stala sie tragedia,a moze wczoraj?wyszla z domu po 18 moja psotka i juz nie wrocila,,szukalam jej ale nic z tego...cala noc zle spalam,przysnilo mi sie ze wrocila ,ze jej otworzylam drzwi ...to pozwolilo mi spac do 5 rano..potem zaczelam poszukiwania.Ulge poczulam bo kolo szosy ani w rowach nie bylo jej wiec zylam nadzieja na to ze moze gdzies utknela(cokolwiek to znaczy)..Okolo 10 dostalam wiadomosc ze jakis kotek lezy pod sasiednim blokiem oczywiscie niezywy.....nogi mi sie ugiely...chcialam wiac ale tyrzenba bylo stawic czola sytuacji....juz z daleka ja rozpoznalam:-(stara jestem..po 40 ale wylam jak male dziecko.Wzielam mpjego Psotnika na rece i nioslam ja do domu do kleosia by pozwolic mu sie z nia pozegnac,by ja obwachal i zrozumial......
minelo tyle godzin a ja nie moge sie zatrzymac...skad tyle lez w czlowieku?moj stary kocur tak posmutnial ze az nie moge w jego strone patrzec.Wszyscy tak kochalismy nasza wariatuncie....dom jest pusty istarszny.....przypuszczalam ze tak sie skonczy jej los.....podejrzewam ze zabil ja samochod i zbiegla z ulicy jeszzce,co prawda zwrocila i myslalam nawet ze ja ktos otrul(co jest prawdopodobne tak tu kochaja koty)ale znalazlam slad na nozce tylnej,jakby starcie,ranka zakrwawiona........nie dochodzilam co kto i jak...wylam i organizowalam jej pogrzeb w pospiechu aby dzieciaki nie ogladaly jej martwej.
Zawiezlismy ja do lasu,zakopalismy gleboko a potem jeszcze to miejsce oslonilismy galeziami aby dziekie stwory nie odkopaly jej.
Nie umiem opisac nawet co ten kotek mi dawal...przez dwa lata byla kotem domowym...tylko balkon i trzy pokoje....i kleos..noi my....ludzie.Dwa miesiace temu sie przeprowadzilismy ,mieszkanie w malym bloku na przeciw las...ogrodki...ale i szosa.
Nie dalo sie jej zatrzymac w domu...posmakowala wolnosci i musialam jej ulec....wiedzialam czym to grozi ale musialam pomyslec o jej dobru a nie o swoim.....Kleos zyje 11 lat bo siedzi w karcelu jak to my mawiamy...szalaput wybral gonitwy za motylkami,zlowila mi nawet mysze!zdazyla:-(przyniosla na wycieraczke......zawsze chciala bym z nia chodzila na dwor...kiedy moglam to szlam,ale wieczorne eskapady to bylo prawdziwie prywatne zycie kocie........wracala....wychodzilam po nia ale i tak wracala kiedy ona chciala a nie kiedy mi na tym zalezalo...juz taka ich natura.
Pisze i lzy nadal leca....ile ich tam jeszcze jest?
Stracilam w swym zyciu duzo zwierzakow...za kazdym plakalam....ale tylko dwa koty tak zalazly mi gleboko pod skore....jedna zginela w 1978 Kuleczka...a teraz Psotka:-(
Pisze bo musze sie wygadac.....nie nadaje sie do rozmow z ludzmi i wogole do niczego ale wyrzucic to z siebie musze.Chce zostawic jakis slad po moim malym wariatunciu......zawsze sie smailismy ze to taki czlowiek pod kocia skora,byla bura i miala czarne jak smola lapki i podeszwy....to ja wyroznialo bo inne kocury maja biale podeszwy zazwyczaj.
Ja te lapy nazywalam szablami bo tak nimi wywijala...byla niesamowicie zywiolowa i ufala wszystkim,pchala sie do ludzi i sadzila ze ja wszyscy kochaja.....a miala tu wielu wrogow.
Nie zaakceptowali jej sasiedzi..ani koty miejscowe....a mimo to walczyla o swoje i zginela.......ciesze sie jednak ze miala dwa miesiace prawdziwego kociego zycia,gdybym ja zamykala zylaby........ale co to za zycie...........
Stylistycznie -belkot......ale ja dzis tylko belkoce...bo tak czuje ,ponioslam strate i nie chce juz kociakow...bo tutaj kazdy inny skonczy podobnie.
pozdrawiam wszystkich