Nie ma wytchnienia, moi drodzy, pytań ciąg dalszy
!
Ile - mniej więcej - kosztuje miesięczne wyżywienie kota? Wiem, że to trudno ocenić. Ale tak w przybliżeniu - 100 zł? Więcej? Mniej? Chodzi mi o zywienie na zasadzie chrupki, mięsko, od czasu do czasu puszka lub saszetka... Czy żywienie "naturalne" wychodzi taniej, czy drożej od puszkowego?
Nie mam w domu gąszczu roślin doniczkowych, jedynie 2 dorodne szeflery. Czy, jeśli wysieję kotu trawkę, oszczędzi je? Czy szeflery nie są dla kota trujące? Czy trawka jest kotu potrzebna ze względu na to, że zlizuje on tony własnej sierści, czy także z innych względów, a może koty lubią po prostu się paść?
Czy podawanie pasty odkłaczającej jest konieczne, czy trawka załatwia tą sprawę?
Czy kot domowy, nie bujający po dworze, może sie zapchlić, np. w czasie transportu, u weta, na balkonie? Czy jest sens zakładać kotu na sezon letni obróżkę przeciwpchelną? Jak się ma sprawa z kleszczami - czy koty je łapią równie łatwo jak psy?
Czy komuś z was zdarzyło się oddać kota na przechowanie do hoteliku dla zwierząt? Jak zwierzak to znosi? Jakie warunki sanitarno-opiekuńcze panują w takich hotelach? Mi osobiście wydaje się, że takie hotele to rozwiązanie ostateczne. Czy dla kota nie jest zbyt wielkim stresem nagłe przeniesienie z ciepłego domku w miejsce, gdzie nikogo nie zna i nikt go nie mizia? Ja się boję, czy kocur sie na mnie nie obrazi!!!
Co do imienia dla kociczki - ponieważ mój TŻ nalega aby była czarna - wymyśliłam imię Nerka. Nie od nerki anatomicznej, lecz od nero - czarny. TŻ jednak orzekł, że imię jest zbyt chirurgiczne i optuje za Tequilą. A ja uważam, że Nerka jest lepsze! Jak myślicie?
A na koniec przyznam się wam do wielkiej wątpliwości, która mną szarpie. Bo ja uwielbiam zwierzaki, koty w szczególności, zawsze chcialam miec kota i teraz, gdy wyprowadziłam się na swoje śmieci, stało się to - teoretycznie - możliwe. Mam psa - ktory co prawda został u rodziców, bo niewdzięcznik jest do nich bardziej przywiązany niż do mnie - i wiem, jaka to odpowiedzialność, wiem, ile to radości, ale jednocześnie czasem trudno jest tak wszystko zorganizować, aby i wilk był syty, i owca cała... Martwię się, czy będę w stanie zapewnić kotu warunki takie, jakie powinien mieć. Chodzi mi głównie o sporadyczne nieobecności w domu. Przeraża mnie też kocia długowiecznośc, bo czy ja jestem w stanie przewidzieć, jak się moje życie ułoży przez najbliższe 20 lat?
Moje wątpliwości nie są spowodowane tym, że obawiam się, że kot mi się znudzi, że nie będzie stać mnie na wyżywienie go czy opiekę lekarską, ale właśnie o to - czy przez 20 lat będę w stanie zapewnić mu bezpieczny, ciepły dom, poczucie miłości i przynależności?
Nie zrozumcie mnie źle, że chęć posiadania kota to taki mój kaprys. Bardzo chciałabym go mieć, ale mogę zrezygnować z tego swojego pragnienia, gdyby miało się okazać, że nie jestem w stanie zaspokoić jego potrzeb.
A może teraz tak mi się wydaje, że pogodzenie kota i wyjazdów (podkreślam, niezbyt częstych) jest takie trudne, a w rzeczywistości okaże się, że wszystko jest możliwe do zorganizowania?
Bo najłatwiej jest kotka wziąć. A potem zaczynają się schody.
Dajcie znać, co o tym myślicie. Pozdrawiam serdecznie i liczę na wasze opinie.
Murena