Adela pisze:Ja miałam dwie kotki ( niestety już nie żyją ), które rodziły i rozumiem Dano że się boisz o nie.
ja w ogóle rozumiem, że ktoś się boi o swojego kota, ale nie uważam, aby było się czym chwalić, że kotka rodziła, jeśli nie była hodowlana.
Ja jednak nie znam żadnych kocich położników, ale może ci coś innego poradzę.
U kotki nierasowej rada jest jedna- KASTRACJA ABORCYJNA, dla dobra kotki (może jej to uratować życie) i ogółu kotów- mój podpis kłania się nisko. Wychodzę z założenia, że hodowca z prawdziwego zdarzenia raczej nie dopuszcza do przypadkowych ciąż, a jeśli nawet się to zdasrzy- wie co robić.
Lisa, która niestety zginęła tragiczne pod kołami samochodu na mojej ruchliwej ulicy co roku lub nawet dwa razy do roku miała małe kociaczki. Nie była żadną rasową kocicą, a ojciec małych był jakimś dzikim kotem.
jedna sprawa, do której się przyczepię i
drugie świadectwo Twojej nieodpowiedzialności jako opiekunki kota.
Mój dziadek prowadził gospodarstwo i co roku w koszu w oborze Lisa rodziła małe.
powiedz mi, czy Ty naprawdę uważasz, że jest się czym chwalić? Tak niestety odbieram Twój post, a jeśli odbieram go dobrze, to bardzo mnie zmartwiłaś.
Gdy miałam 7 lat urodziła pierwsze potomstwo 3 kotki Milkę, Łatkę, Pchełka. Wszystkie były zdrowe. Milka była grubaskiem i największym kociakiem niestety zaginęła jako pierwsza. Pchełek był średni, ale odróżniał się kolorem bo był czarny właśnie niedawno zaginął miał 7 lat. Łatka była najmniejsza bardzo delikatna:) Niestety zginęła tak jak mama pod kołami samochodu.
wyciągnęłaś już wnioski, że źle postępujesz?
Lisa przeżyła chyba z 10 miotów. Żadne z jej dzieci przy mojej ruchliwej ulicy oprócz Pchełka i jej córki Lisy dłużej nie przeżyło. Lisa choć sama rodziła bo nigdy nie widziałam tego wydarzenia gdyż byłam w szkole poradziła sobie sama.
sama widzisz, że niepotrzebnie narażałaś kotkę na śmierć, ona się męczyła, kociaki i tak ginęły... nie lepiej było zapobiec tym porodom?
powiedz mi, ile Ty masz lat?
Moim zdaniem nie warto szukać kocich położników, bo kotka umie sama sobie poradzić bez pomocy człowieka.
poczytaj wątki z początku tego roku o kotkach, które umarły przy porodzie, o tych, którym kastracja aborcyjna uratowała życie- może coś z tego wyniesiesz.
Z miotu Lisy co roku były po dwa kociaki, tylko w pierwszym były 3, no i w jednym wiosennym miocie był jeden, gdyż drugi się prawdopodobnie urodził martwy ( Lisa wtedy rodziła w klatce królików). Jeśli jednak bardzo się martwisz to znajdź jakiegoś dobrego położnika żeby nie zrobił ani maleństwom, ani kotce krzywdy. Pozdrawiam
jeszcze raz-
jeżeli kotka jest nierasowa i nie jest za późno na kastrację aborcyjną- warto wykonać ten zabieg, nie narażając kotki na śmierć przy porodzie, a kociąt- których i tak na świecie jest za dużo- na niepewny los. Nikt, kto określa się miłośnikiem zwierząt, nie rozmnaża kundelków ani dachowców, nie pochwala takiego zachowania i nie przyzwala na nie. Dlatego, że jest ono właśnie krzywdzeniem kotki oraz kotów czekających na domy w schroniskach czy bezdomnych, koczujących na ulicach. Tyle chciałam powiedzieć.