Wątek spadł na 3 stronę
Nie wiem od czego zacząć. Wczoraj odszedł od nas Wenflonik. Kotek który przyszedł do schroniska w sobotę wieczorem, w niedzielę dostał biegunki ale mimo niej brykał, skakał, łasił sie do człowieka, przytulał całym ciałkiem. Nic nie robił sobie z zamontowanego wenflonu ktory był większy od jego łapki. W poniedziałek było gorzej, wczoraj rano jeszcze wierzylismy, w południe trzeba było skrócić jego cierpienia.
Wczoraj po poludniu, dzięki wsparciu finansowemu Domino76 udało mi się zakupić 5 szczepionek, całe opakowanie Scanomune, duży Stronghold.
Dzis rano znowu do schroniska. Wyglądało wszystko nawet, nawet. Odwiedziłam naszych pensjonariuszy. Wymiziałam zasmarkanego Pana Łezkę vel Glutka i przygotowywałam jedzonko ze Scanomune dla posmarkańców. A tu nagle do kociarni wchodzi pani Beata z ogromnym kartonem. W kartonie trzy przerażone, zupełnie malusie kociątka. Przyniosła je pani z Sanepidu. Zostawila, z komentarzem "jeden ma COŚ z okiem". Cudem wygospodarowałyśmy jeszcze boks dla maluszków, wsadziłysmy tam karton i zostawiłyśmy je w spokoju. Ale nie dawało nam spokoju to COŚ z oczkiem. Stwierdziłyśmy z panią Beatą , że zajrzymy chodziaż do kartonu. No i tak zrobilysmy. W kartonie siedziału trzy skulone, przerazone kupki nieszczęścia. Najgorsze, że jedna z dwóch burych kupek zamiast oczka miała krwawą miazgę. Ponieważ karton był bardzo wąski i wysoki zaczęła się proba wyciągnięcia kociąt z niego. Koszmar. Mam nadzieję, że one nam to wybaczą. Jedyny, z zewnątrz zdrowy kotek, wyleciał w szale z wielki krzykiem, sykiem i pazurami pierwszy, wspią się na górę boksu i rzucil się na moja głowe okładjąc mnie ile sił w łapkach. Drugi kotek z jednym oczkiem opierał się najbardziej, przełożenie go z kartonu do koszyka było najgorsze, ale też się udało. Został trzeci, równiez bury kociak. Gdy został w kartonie sam zauważylyśmy, ze u niego oczu też nie widać, nie sa aż tak skrwawione jak to jedno u jego kolegi ale gałek nie widać spod różowego żywego ciała ;( Kociak bez większych oporów dał się wziąc na ręce i wsadzić do koszyka. Pojechali do weta. Są tam caly czas.
Trzeci malec, bialo czarny, ten najbardziej bojowy wyglądało jakby miał rozcharatany nos. Uzywając metody na ręcznik udalo mi się Bojówkarza ubezwłasnowolnić i obglądnąć. Po obtarciu pyszczka na mokro okazało sie, że to tylko glutki przyschnięte. Przytuliłam małego, pogadałam do niego, podrapałam po łebku i powoli poluźniłam ręcznik. Już nie był taki bojowy. Myślę, że da się oswoić
Cały czas trzymam kciuki za te dwa maluszki z tymi oczkami. Nie przypuszczam by było to z choroby. Nie wiem co to mogło być. Jestem przerażona.
To nie ma końca. My nic na to nie poradzimy.