Strona 1 z 2

Zsunął się z parapetu - szkoda, że tak zaczynamy na forum

PostNapisane: Wto sie 01, 2006 17:16
przez Lexie
Przedstawiając wydarzenia dnia dzisiejszego, dopisałam się do istniejącego już wątku, ale pójdę za radą bardziej doświadczonej forumowiczki i założę osobny :)

Wkleję swoje posty z tamtego wątku, żeby wszystko było w jednym miejscu :)

"Witam,

na forum jestem nowa i chciałabym poprosić o pomoc.
Nasz kot właśnie (tzn 1,5 godziny temu) spadł z parapetu - wiem, nie powinien był się na nim w ogóle znaleźć...

4 piętro, przy czym kot nie spadł z całej tej wysokości, ponieważ wylądował na daszku, sięgającym nieco powyżej 1 piętra. Z daszku sam zeskoczył na ziemię, na widok mojego ojca na dole.
Nie skoczył za ptakiem itp, nie był rozpędzony, ale zsunął się z parapetu.

W tej chwili martwi nas jego zachowanie, na pewno jest w szoku - to zrozumiałe. Po przyniesieniu szybko oddychał, był wystraszony. Teraz nieco się uspokoił. Jakby zamierzał spać. W tej chwili ulokował się pod łóżkiem, co zapewne daje mu nieco poczucia bezpieczeństwa.

Och. Właśnie wyszedł spod łóżka, pomaszerował w stronę swojej pani urzedującej w kuchni. Wylizuje miskę, więc najwyraźniej jest głodny. Odrobinę kuleje, uszkodził sobie pazur łapiąc się parapetu, ale chyba się nie połamał.

Nasza druga kotka, Sara, najwyraźniej też jest w szoku, bo boi się Bazylego. I ona (żarłok nieprzeciętny) jeść nie chce.

Zauważyłam nieco krwi z noska (malutko, parę kropel - nie krwotok, ale jednak) - czyli możliwe, że uderzył w ten daszek z rozpędu...
Zabierzemy go dziś do weterynarza. Ale chciałabym zapytać jak z nim postępować do tego momentu...? Dać mu jeść, czy lepiej nie...? Obserwować? Na co zwrócić uwagę?"


"
Slonko_Łódź pisze:Nie dawaj mu jeść. Jeżeli możesz to idź do weta jak najszybciej. Może mieć uszkodzone narządy wewnętrzne. Jedzenia nie dawaj na wypadek gdyby (tfu, tfu) potrzebna była operacja i narkoza- wtedy powinien być pregłodzony. Niech wet do dokładnie obmaca. Jeżeli możesz to zrób usg. Obserwuj czy sioosia i czy normalnie (często są obite nerki- wtedy jest krew) Sprawdź żuchwę- przy uderzeniach często jest złamana. Możesz też kontrolnie zrobić rtg kręgosłupa- może mieć pęknięty bez przemieszczenia- może nie być żadnych objawów poza bólem- czy nie chodzi tak bardzo ostrożny, trochę jakby przygarbiony? To może świadczyć o złamaniu kręgosłupa. Obserwuj go teraz dokładnie. Gdyby coś z kręgosłupem było to jedź na Godebskiego do dr Stępkowskiego. Mam nadzieję, że jednak wszystko okaże się być ok i tylko będę Cię maltretować o szybciutkie zabezpieczenie okien :) Napisz co i jak po powrocie bo będe się niepokoiła
Ach i witam na forum :)


Dziękuję za powitanie :)

Kot do weta już pojechał, zmobilizowałam rodziców, żeby jechali od razu. Przestraszyłam się krwi w mordce, bo postanowiłam go jeszcze raz obejrzeć i zajrzeć do pyszczka (też nie jakoś dużo, ale była).
Przeczytałam na forum co się dało, poinstruowałam mamę czego ma dopilnować u weterynarza.

Wydawało mi się, że chodził normalnie - bez przygarbienia, tylko kulał trochę, bo uszkodził sobie pazur w przedniej łapce.

Dobrze, że to taki grzeczny kot i z przewiezieniem go i wszelkimi badaniami nie ma kłopotu...
Mam nadzieję, ze wszystko będzie z nim w porządku.
Oho, właśnie odezwał się domofon. Czyli kot wraca..

----------------------------------------------------------------------------------
Edycja- kot został na obserwacji.
Lekarz powiedział, że tą odrobiną krwi nie należy się przejmować i to nic poważnego. Ale nie można lekceważyć upadku, ok południa mamy się kontaktować z przychodnią i dowiadywać jak z kotem.
Dostał zastrzyki uspakajające i przeciwwstrząsowe. I wzmacniające, zdaje się.
Mama mówi, że był bardzo grzeczny, nie protestował, nie wyrywał się, dał wszystko posprawdzać i się pokłuć.
Może lepiej, że mnie tam nie było. Ja mdleję na sam widok strzykawki :oops:"


Slonko_Łódź pisze:Zachowaliście się bardzo odpowiedzialnie i mądrze. Dobrze, że został na obserwacji. Teraz tylko musicie pomyśleć o zabezpieczeniu okien bo nie zawsze koty mają takie szczęście.... Wystarczy zobaczyć w wątku, w którym się wpisałaś- tu kot nie przeżył...... Odszedł po kilku dniach, kiedy wydawało się, że najgorsze już za nim :(


Tak, wiem...
W tej chwili trzeba będzie pomęczyć rodziców o siatkę. Na szczęście nie trzeba jej dużo, na dwa okna w zasadzie, reszta nie stanowi zagrożenia, bo wychodzą na balkon, a balkon jest zagrodzony i kot nie ma jak spaść :).
A tamto okno było otwarte z powodu klimatyzatora... - takiego przenośnego, który na rurę, którą trzeba wystawić poza mieszkanie. No i okno było uchylone dokładnie na szerokość tej rury i przywiązane, żeby się szerzej nie otwierało - kot nauczył się niestety tę rurę omijać i wyszedł...

Moja matka wpadła w taką histerię, że w życiu nie da nikomu otworzyć okna zanim nie będzie pewna, że kot nie wyleci ;)
Swoją drogą, mama histeryzowała albo siedziała gapiąc się na kota ale bojąc się ruszyć, ojciec bagatelizował, żeby ją uspokoić. A ja grzebałam po sieci i zagladałam mu do pyszczka. I to wszystko o 6 rano ;).

Ciekawe czy udało mi się wstawić zdjęcie do podpisu..."


"
Slonko_Łódź pisze:Udało Ci się... Kicia przepiękna.... Mam nadzieję, że okaże się , że nic jej nie jest.... Może załóż jej osobny wątek... Bo ten akurat nie był szczęśliwy dla kota, którego dotyczył.... A okna... Zdarza się. Ważne, żeby wnioski wyciągnąć przynajmniej na przyszłość :) W Warszawie jest sporo osób, które same mają fajnie zabezpieczone i pomagają zabezpieczyć... Poszukam w wolnej chwili namiarów. Koszty nie są duże a wydatek oznacza czasami żyć albo nie żyć... A jak w ogóle Twoja Kicia ma na imię? Bo tak o Niej bezosobowo piszemy....


Nazywa się Bazyli, zwany Bazylkiem, Zylkiem Zyluniem... ;)

Hmmm, myślisz, że powinnam nowy wątek założyć? Ja jestem "wychowana" na forum, na którym bardzo się stara unikać dublowania watków na podobne tematy, dlatego dopisałam się do istniejącego. :)
Ale moze racja, taki wątek trochę ku przestrodze ;)"



Początek historii już mamy, więc przejdę do ciągu dalszego.
Weterynarz powiedział, że nerki są obite - krew w moczu, ale pęcherz nie jest, na szczęście, uszkodzony.
Krew w mordce - podobno nic poważnego, nieduża ranka.
Lekarz bardziej obawiał się obrażeń wewnętrznych i ew. złamań. Bazylka prześwietlono i jest cały.
Wieczorem możemy go zabrać z kliniki i podobno wszystko powinno być w porządku. Na poczatku wyglądało to nie za ciekawie, ale w ogólnym rozrachunku nie jest źle.

Pani z którą rozmawiała moja mama powiedziała, że Bazylek jest grzeczny, dzielnie zniósł wszelkie badania, kłucia, prześwietlenie i teraz śpi sobie w klatce. Odsypia szok, zapewne.

Teraz trzeba pomyśleć o zabezpieczeniu tych 2 niebezpiecznych okien.

Ufff. Trochę mi lepiej. Stresujący dzień.

PostNapisane: Wto sie 01, 2006 17:21
przez Slonko_Łódź
To teraz o nerkach. Jak już będziesz po Bazylka u weta zapytaj czy nie polecałby karmy urinary np RC. One są moczopędne i nam przy odbitych nerkach u Krokera nasza dr Ewa zaleciła urinary. Kroker na początku sikał samą krwią. Stopniowo w ciągu 2 tygodni doszedł do jasnożółtego moczu. Zabrało mu to pewnie więcej czasu niż Bazylemu zajmie ponieważ nie sikał sam i był wyciskany mechanicznie (jest po urazie kręgosłupa). Teraz jest wszystko ok. Ostrożnie zaczynam się cieszyć :) Dzielny Bazylek!

PostNapisane: Wto sie 01, 2006 20:10
przez Lexie
Bazylka mam już w domu :):)
Chyba czuje się nieźle. Leży sobie na balkonie i odpoczywa.
Karmy lekarz nie zalecił, podobno jest niepotrzebna w tym wypadku.

Sara za to szaleje. Bazyli pachnie obco, lekarzem, więc ona uznała, że go nie zna, prycha, jeży się, "warczy" - no, chwilowo zgłupiała ;). Liczę na to, że szybko jej minie ;)

PostNapisane: Wto sie 01, 2006 20:15
przez Beata
bedzie dostawal jakies lekarstwa? jakie?

rzeczywiscie szkoda, ze w taki sposob rozpoczynasz na forum, ale mam nadzieje, ze zostaniesz z pozytkiem dla siebie i dla nas :lol:

za zdrowko Bazylka trzymam :ok:

PostNapisane: Wto sie 01, 2006 20:18
przez pisiokot
Beata pisze:rzeczywiscie szkoda, ze w taki sposob rozpoczynasz na forum, ale mam nadzieje, ze zostaniesz z pozytkiem dla siebie i dla nas :lol:

za zdrowko Bazylka trzymam :ok:


pozdrowienia i dużo zdrowia dla koteczka :D

PostNapisane: Wto sie 01, 2006 20:33
przez Slonko_Łódź
Wiele osób tak zaczyna- ja zaczynałam kiedy moja 8letnia Denis wymknęła sie przy wchodzeniu do domu przez drzwi na klatkę schodową. Zanim zauważyliśmy, że jej nie ma ktoś życzliwy wyrzucił ją na zewnątrz. Szukałam 17 dni. Wróciła sama w stanie krytycznym. Miała obustronne zapalenie płuc, była wycieńczona i nie wierzył w Nia nawet wet, który prowadził ją od urodzenia... Teraz o Denis juz nawet nie piszę- mam nowe ważniejsze wątki i nowe koty do ratowania.....

PostNapisane: Wto sie 01, 2006 21:00
przez saskia
Czy uśmiech w temacie jest na pewno na miejscu? Ja bym razej dała :(
ale co tam, może to zabawne :?

PostNapisane: Śro sie 02, 2006 8:16
przez Slonko_Łódź
Myślę, że chodziło o początki na forum a nie o kota Saskio... Lexie jest bardzo przejęta sytuacją i zajmuje się Bazylim modelowo..... Po prostu super odpowiedzialnie. Nie mam żadnych zastrzeżeń. Mogłabym mieć do okien ale to też Lexie chce zmienić. A błędów każdy z Nas na tym forum poełnił masę.... I ja i Ty i każdy... Ja tam czekam na relację poranną jak Bazyli przespał noc i jak się rano czuje....

PostNapisane: Śro sie 02, 2006 10:21
przez saskia
Słonko, ja w żaden sposób nie kwestionuję tego, jak zajmuje się Lexie swoim kotem. Napisałam tylko, jakie odczucie wzbudził we mnie temat. Jest dośc niefrasobliwy, moim zdaniem oczywiście.
A że Lexie postępuje teraz odpowiedzialnie, to przyznaję i się z tego cieszę :) Ale temat dalej mi sie nie podoba i już :wink:

PostNapisane: Śro sie 02, 2006 10:45
przez Slonko_Łódź
Masz rację Saskia. Też mnie to zastanowiło na początku. Ale ponieważ rozmawiałam z Lexie już wcześniej to ją tłumaczę :lol: .

PostNapisane: Śro sie 02, 2006 12:38
przez Lexie
Ojoj, widzę, że Slonko musiała mnie wziąć w obronę ;)
Ale już mogę się sama wytłumaczyć, powiedzmy, że emotka jest odzwierciedleniem radości z tego, że kot wrócił do domu i najwyraźniej wraca też do siebie. Oczywiście, że nie miała wyrażać niefrasobliwości i "luźnego podejścia" do tego, że kot spadł. Ale cóż, słowo pisane, jeśli są takie wątpliwości, zaraz to zmienię :)

Padło pytanie, czy Bazyli dostał leki.
Dostał leki i weta, ale do domu już nie. Troszkę mnie to zdziwiło, ale dziś widzę, ze zachowuje się już normalnie, nawet utykanie na tę jedną łapkę ustępuje... Je normalnie, zaczął wreszcie "mówić" :). Bo wczoraj nie miauczał, nie mruczał, nie chciał ze mną pogadać, jak zwykle. Dziś rano już mnie wołał "chodź tu i mnie głaszcz" :) No i mruczał ;)

Natomiast Sara szaleje. Najwyraźniej wbiła sobie do tego małego ślicznego łebka (ładna jest ale to głuptasek ;)) że Bazyli to obcy kot i koniec. Boi się go, nie chce chodzić po podłodze, wskakuje zaraz na jakiś mebel. Nie chce jeść, a jak już się ją do tego skłoni, rozgląda się cały czas, czy on nie idzie. Syczy ile razy Bazyli jest w pobliżu.

PostNapisane: Śro sie 02, 2006 12:59
przez crisis
Dobrze, ze twojemu kotkowi nic sie nie stalo, cale szczescie. A na forum bardzo duzo osob tak zaczyna, ja zaczelam kiedy dowiedzialam sie ze moj Tajgulek jest chory na bialaczke.

Kciuki za kotka :D

PostNapisane: Czw sie 03, 2006 19:41
przez Slonko_Łódź
Lexi no i jak tam Bazylek? Nadal czuje się dobrze? A Sara to pewnie nie poznaje zapachu i myśli, że jakiś nowy się w domu pojawił..... Jak Bazylek wywietrzeje to przyjaźń wróci....

PostNapisane: Pt sie 04, 2006 22:09
przez Lexie
Hej :)

Bazylek czuje się lepiej. Szok już z niego wywietrzał, "szpitalny" zapach jeszcze nie całkiem (tzn dla mnie pachnie już jak on, dla Sary jeszcze nie zawsze - raz na niego syczy, raz nie ;))
Kuleje lekko na tylną łapę - jest nieco nadwyrężona. Ale stopniowo jest coraz lepiej.
Uszkodzony pazur goi się, pownno być ok.

Jak już wyszedł z szoku, wreszcie zaczął zachowywać się normalnie - czyli przychodzić, ładować się na kolana, domagać głaskania, mruczeć :). Wczoraj aż szkoda mi go było z siebie zdejmować, to tak się uroczo do mnie przytulił i podtykał łepek do drapania :). Ale cóż, ja też musiałam w końcu pójść spać ;).

PostNapisane: Sob sie 05, 2006 7:34
przez Slonko_Łódź
:lol: Z tym pakowaniem sie na kolana to ja mam jeszcze gorzej. Moja Yenka jak tylko pójdę do toalety natychmiast żąda posadzenia jej na kolanach. Yenna nie może skakać. Ociera się o nogi, mruczy więc ulegam i biorę ją na kolana. Oczywiście muszę ją wtedy głaskać, drapać.... I tak zamiast 30 sekund pobytu w łazience, jestem tam 10 minut... Najgorzej jest rano- człowiek do pracy musi iść a tu gdzie przysiądzie na chwilę zaraz mu się coś ładuje na kolana :). I nie dają mi sie uczyć- jak tylko wyjmę książkę albo notatki zaraz moje panny się na nich sadowią....
Cieszę się, że Bazylek wraca do siebie... A Sara sobie w końcu przypomni...