Zsunął się z parapetu - szkoda, że tak zaczynamy na forum

Przedstawiając wydarzenia dnia dzisiejszego, dopisałam się do istniejącego już wątku, ale pójdę za radą bardziej doświadczonej forumowiczki i założę osobny
Wkleję swoje posty z tamtego wątku, żeby wszystko było w jednym miejscu
"Witam,
na forum jestem nowa i chciałabym poprosić o pomoc.
Nasz kot właśnie (tzn 1,5 godziny temu) spadł z parapetu - wiem, nie powinien był się na nim w ogóle znaleźć...
4 piętro, przy czym kot nie spadł z całej tej wysokości, ponieważ wylądował na daszku, sięgającym nieco powyżej 1 piętra. Z daszku sam zeskoczył na ziemię, na widok mojego ojca na dole.
Nie skoczył za ptakiem itp, nie był rozpędzony, ale zsunął się z parapetu.
W tej chwili martwi nas jego zachowanie, na pewno jest w szoku - to zrozumiałe. Po przyniesieniu szybko oddychał, był wystraszony. Teraz nieco się uspokoił. Jakby zamierzał spać. W tej chwili ulokował się pod łóżkiem, co zapewne daje mu nieco poczucia bezpieczeństwa.
Och. Właśnie wyszedł spod łóżka, pomaszerował w stronę swojej pani urzedującej w kuchni. Wylizuje miskę, więc najwyraźniej jest głodny. Odrobinę kuleje, uszkodził sobie pazur łapiąc się parapetu, ale chyba się nie połamał.
Nasza druga kotka, Sara, najwyraźniej też jest w szoku, bo boi się Bazylego. I ona (żarłok nieprzeciętny) jeść nie chce.
Zauważyłam nieco krwi z noska (malutko, parę kropel - nie krwotok, ale jednak) - czyli możliwe, że uderzył w ten daszek z rozpędu...
Zabierzemy go dziś do weterynarza. Ale chciałabym zapytać jak z nim postępować do tego momentu...? Dać mu jeść, czy lepiej nie...? Obserwować? Na co zwrócić uwagę?"
"
Dziękuję za powitanie
Kot do weta już pojechał, zmobilizowałam rodziców, żeby jechali od razu. Przestraszyłam się krwi w mordce, bo postanowiłam go jeszcze raz obejrzeć i zajrzeć do pyszczka (też nie jakoś dużo, ale była).
Przeczytałam na forum co się dało, poinstruowałam mamę czego ma dopilnować u weterynarza.
Wydawało mi się, że chodził normalnie - bez przygarbienia, tylko kulał trochę, bo uszkodził sobie pazur w przedniej łapce.
Dobrze, że to taki grzeczny kot i z przewiezieniem go i wszelkimi badaniami nie ma kłopotu...
Mam nadzieję, ze wszystko będzie z nim w porządku.
Oho, właśnie odezwał się domofon. Czyli kot wraca..
----------------------------------------------------------------------------------
Edycja- kot został na obserwacji.
Lekarz powiedział, że tą odrobiną krwi nie należy się przejmować i to nic poważnego. Ale nie można lekceważyć upadku, ok południa mamy się kontaktować z przychodnią i dowiadywać jak z kotem.
Dostał zastrzyki uspakajające i przeciwwstrząsowe. I wzmacniające, zdaje się.
Mama mówi, że był bardzo grzeczny, nie protestował, nie wyrywał się, dał wszystko posprawdzać i się pokłuć.
Może lepiej, że mnie tam nie było. Ja mdleję na sam widok strzykawki
"
Tak, wiem...
W tej chwili trzeba będzie pomęczyć rodziców o siatkę. Na szczęście nie trzeba jej dużo, na dwa okna w zasadzie, reszta nie stanowi zagrożenia, bo wychodzą na balkon, a balkon jest zagrodzony i kot nie ma jak spaść
.
A tamto okno było otwarte z powodu klimatyzatora... - takiego przenośnego, który na rurę, którą trzeba wystawić poza mieszkanie. No i okno było uchylone dokładnie na szerokość tej rury i przywiązane, żeby się szerzej nie otwierało - kot nauczył się niestety tę rurę omijać i wyszedł...
Moja matka wpadła w taką histerię, że w życiu nie da nikomu otworzyć okna zanim nie będzie pewna, że kot nie wyleci
Swoją drogą, mama histeryzowała albo siedziała gapiąc się na kota ale bojąc się ruszyć, ojciec bagatelizował, żeby ją uspokoić. A ja grzebałam po sieci i zagladałam mu do pyszczka. I to wszystko o 6 rano
.
Ciekawe czy udało mi się wstawić zdjęcie do podpisu..."
"
Nazywa się Bazyli, zwany Bazylkiem, Zylkiem Zyluniem...
Hmmm, myślisz, że powinnam nowy wątek założyć? Ja jestem "wychowana" na forum, na którym bardzo się stara unikać dublowania watków na podobne tematy, dlatego dopisałam się do istniejącego.
Ale moze racja, taki wątek trochę ku przestrodze
"
Początek historii już mamy, więc przejdę do ciągu dalszego.
Weterynarz powiedział, że nerki są obite - krew w moczu, ale pęcherz nie jest, na szczęście, uszkodzony.
Krew w mordce - podobno nic poważnego, nieduża ranka.
Lekarz bardziej obawiał się obrażeń wewnętrznych i ew. złamań. Bazylka prześwietlono i jest cały.
Wieczorem możemy go zabrać z kliniki i podobno wszystko powinno być w porządku. Na poczatku wyglądało to nie za ciekawie, ale w ogólnym rozrachunku nie jest źle.
Pani z którą rozmawiała moja mama powiedziała, że Bazylek jest grzeczny, dzielnie zniósł wszelkie badania, kłucia, prześwietlenie i teraz śpi sobie w klatce. Odsypia szok, zapewne.
Teraz trzeba pomyśleć o zabezpieczeniu tych 2 niebezpiecznych okien.
Ufff. Trochę mi lepiej. Stresujący dzień.

Wkleję swoje posty z tamtego wątku, żeby wszystko było w jednym miejscu

"Witam,
na forum jestem nowa i chciałabym poprosić o pomoc.
Nasz kot właśnie (tzn 1,5 godziny temu) spadł z parapetu - wiem, nie powinien był się na nim w ogóle znaleźć...
4 piętro, przy czym kot nie spadł z całej tej wysokości, ponieważ wylądował na daszku, sięgającym nieco powyżej 1 piętra. Z daszku sam zeskoczył na ziemię, na widok mojego ojca na dole.
Nie skoczył za ptakiem itp, nie był rozpędzony, ale zsunął się z parapetu.
W tej chwili martwi nas jego zachowanie, na pewno jest w szoku - to zrozumiałe. Po przyniesieniu szybko oddychał, był wystraszony. Teraz nieco się uspokoił. Jakby zamierzał spać. W tej chwili ulokował się pod łóżkiem, co zapewne daje mu nieco poczucia bezpieczeństwa.
Och. Właśnie wyszedł spod łóżka, pomaszerował w stronę swojej pani urzedującej w kuchni. Wylizuje miskę, więc najwyraźniej jest głodny. Odrobinę kuleje, uszkodził sobie pazur łapiąc się parapetu, ale chyba się nie połamał.
Nasza druga kotka, Sara, najwyraźniej też jest w szoku, bo boi się Bazylego. I ona (żarłok nieprzeciętny) jeść nie chce.
Zauważyłam nieco krwi z noska (malutko, parę kropel - nie krwotok, ale jednak) - czyli możliwe, że uderzył w ten daszek z rozpędu...
Zabierzemy go dziś do weterynarza. Ale chciałabym zapytać jak z nim postępować do tego momentu...? Dać mu jeść, czy lepiej nie...? Obserwować? Na co zwrócić uwagę?"
"
Slonko_Łódź pisze:Nie dawaj mu jeść. Jeżeli możesz to idź do weta jak najszybciej. Może mieć uszkodzone narządy wewnętrzne. Jedzenia nie dawaj na wypadek gdyby (tfu, tfu) potrzebna była operacja i narkoza- wtedy powinien być pregłodzony. Niech wet do dokładnie obmaca. Jeżeli możesz to zrób usg. Obserwuj czy sioosia i czy normalnie (często są obite nerki- wtedy jest krew) Sprawdź żuchwę- przy uderzeniach często jest złamana. Możesz też kontrolnie zrobić rtg kręgosłupa- może mieć pęknięty bez przemieszczenia- może nie być żadnych objawów poza bólem- czy nie chodzi tak bardzo ostrożny, trochę jakby przygarbiony? To może świadczyć o złamaniu kręgosłupa. Obserwuj go teraz dokładnie. Gdyby coś z kręgosłupem było to jedź na Godebskiego do dr Stępkowskiego. Mam nadzieję, że jednak wszystko okaże się być ok i tylko będę Cię maltretować o szybciutkie zabezpieczenie okienNapisz co i jak po powrocie bo będe się niepokoiła
Ach i witam na forum
Dziękuję za powitanie

Kot do weta już pojechał, zmobilizowałam rodziców, żeby jechali od razu. Przestraszyłam się krwi w mordce, bo postanowiłam go jeszcze raz obejrzeć i zajrzeć do pyszczka (też nie jakoś dużo, ale była).
Przeczytałam na forum co się dało, poinstruowałam mamę czego ma dopilnować u weterynarza.
Wydawało mi się, że chodził normalnie - bez przygarbienia, tylko kulał trochę, bo uszkodził sobie pazur w przedniej łapce.
Dobrze, że to taki grzeczny kot i z przewiezieniem go i wszelkimi badaniami nie ma kłopotu...
Mam nadzieję, ze wszystko będzie z nim w porządku.
Oho, właśnie odezwał się domofon. Czyli kot wraca..
----------------------------------------------------------------------------------
Edycja- kot został na obserwacji.
Lekarz powiedział, że tą odrobiną krwi nie należy się przejmować i to nic poważnego. Ale nie można lekceważyć upadku, ok południa mamy się kontaktować z przychodnią i dowiadywać jak z kotem.
Dostał zastrzyki uspakajające i przeciwwstrząsowe. I wzmacniające, zdaje się.
Mama mówi, że był bardzo grzeczny, nie protestował, nie wyrywał się, dał wszystko posprawdzać i się pokłuć.
Może lepiej, że mnie tam nie było. Ja mdleję na sam widok strzykawki

Slonko_Łódź pisze:Zachowaliście się bardzo odpowiedzialnie i mądrze. Dobrze, że został na obserwacji. Teraz tylko musicie pomyśleć o zabezpieczeniu okien bo nie zawsze koty mają takie szczęście.... Wystarczy zobaczyć w wątku, w którym się wpisałaś- tu kot nie przeżył...... Odszedł po kilku dniach, kiedy wydawało się, że najgorsze już za nim
Tak, wiem...
W tej chwili trzeba będzie pomęczyć rodziców o siatkę. Na szczęście nie trzeba jej dużo, na dwa okna w zasadzie, reszta nie stanowi zagrożenia, bo wychodzą na balkon, a balkon jest zagrodzony i kot nie ma jak spaść

A tamto okno było otwarte z powodu klimatyzatora... - takiego przenośnego, który na rurę, którą trzeba wystawić poza mieszkanie. No i okno było uchylone dokładnie na szerokość tej rury i przywiązane, żeby się szerzej nie otwierało - kot nauczył się niestety tę rurę omijać i wyszedł...
Moja matka wpadła w taką histerię, że w życiu nie da nikomu otworzyć okna zanim nie będzie pewna, że kot nie wyleci

Swoją drogą, mama histeryzowała albo siedziała gapiąc się na kota ale bojąc się ruszyć, ojciec bagatelizował, żeby ją uspokoić. A ja grzebałam po sieci i zagladałam mu do pyszczka. I to wszystko o 6 rano

Ciekawe czy udało mi się wstawić zdjęcie do podpisu..."
"
Slonko_Łódź pisze:Udało Ci się... Kicia przepiękna.... Mam nadzieję, że okaże się , że nic jej nie jest.... Może załóż jej osobny wątek... Bo ten akurat nie był szczęśliwy dla kota, którego dotyczył.... A okna... Zdarza się. Ważne, żeby wnioski wyciągnąć przynajmniej na przyszłośćW Warszawie jest sporo osób, które same mają fajnie zabezpieczone i pomagają zabezpieczyć... Poszukam w wolnej chwili namiarów. Koszty nie są duże a wydatek oznacza czasami żyć albo nie żyć... A jak w ogóle Twoja Kicia ma na imię? Bo tak o Niej bezosobowo piszemy....
Nazywa się Bazyli, zwany Bazylkiem, Zylkiem Zyluniem...

Hmmm, myślisz, że powinnam nowy wątek założyć? Ja jestem "wychowana" na forum, na którym bardzo się stara unikać dublowania watków na podobne tematy, dlatego dopisałam się do istniejącego.

Ale moze racja, taki wątek trochę ku przestrodze

Początek historii już mamy, więc przejdę do ciągu dalszego.
Weterynarz powiedział, że nerki są obite - krew w moczu, ale pęcherz nie jest, na szczęście, uszkodzony.
Krew w mordce - podobno nic poważnego, nieduża ranka.
Lekarz bardziej obawiał się obrażeń wewnętrznych i ew. złamań. Bazylka prześwietlono i jest cały.
Wieczorem możemy go zabrać z kliniki i podobno wszystko powinno być w porządku. Na poczatku wyglądało to nie za ciekawie, ale w ogólnym rozrachunku nie jest źle.
Pani z którą rozmawiała moja mama powiedziała, że Bazylek jest grzeczny, dzielnie zniósł wszelkie badania, kłucia, prześwietlenie i teraz śpi sobie w klatce. Odsypia szok, zapewne.
Teraz trzeba pomyśleć o zabezpieczeniu tych 2 niebezpiecznych okien.
Ufff. Trochę mi lepiej. Stresujący dzień.