Strona 1 z 3
Kot na drzewie - pamiętacie Popiołka? str. 3

Napisane:
Pon lip 17, 2006 11:29
przez Amica
Po prostu człowieka czasami ogarnia czarna rozpacz.
Na Woli w Warszawie na drzewie na wysokości ok. 8 m nad ziemią siedzial kot. Od 5 dni. Początkowo nikt nie zwracał na niego uwagi, potem juz niedało się nie wiedzieć - nocami kot rozpaczliwie płakał. Ludzie wezwali straż miejską (Warszawa ma tzw. Eko Patrole, wyszkolone i wyposazone do ratowania zwierząt w mieście) - przyjechali i odjechali. Wezwano straz pożarną - przyjechal wóz z drabiną, strażacy smiali się, że ludzie za dużo oglądają filmów amerykańskich. Wezwano policję - spisała personalia ludzi wzywających grożąc wyciągnięciem konsekwencji za nieuzasadnione wezwanie...
Dziś rano kotu juz opadła głowa, nie wydawał żadnych dźwięków. Poruszono niebo i zimię, tylko dzięki znajomościom gdzie trzeba udało się zmobilizowac do działania tych, którzy maja obowiązek działać. Akcję zabezpieczyła karetka ratunkowa "Psiego Losu", w asyście straży miejskiej lekarka weterynarii z Psiego Losu podjechała na wysięgniku (użyczonym po negocjacjach przez Straż Pożarną) na górę i zdjęła kota. Karetka zabrała go do lecznicy. Żył.
Co by było gdyby nie człowiek, który dużo może? Ile umierałby z głodu i pragnienia kot na drzewie w centrum europejskiej stolicy?

Napisane:
Pon lip 17, 2006 11:31
przez kalewala
A Straż dla Zwierząt - to by była przecież dla niej świetna akcja - nie włączyła sie?

Napisane:
Pon lip 17, 2006 11:38
przez Jana
Ja dziś próbowałam zaangażować Straż dla Zwierząt - karmicielka zadzwoniła do mnie, że kociaki wlazły pod maskę samochodu i nie mogą wyjść, płaczą. W Straży dla Zwierząt powiedziano mi, że oni nie mogą nic zrobić i już.
Zgłosiłam interwencję w Straży Miejskiej, jeszcze nie wiem czy coś zdziałali (jestem daleko, w pracy).

Napisane:
Pon lip 17, 2006 11:45
przez kalewala
Czyli ze Stażą dl Zwierząt miało byś świetnie, a wyszło jak zwykle ....
Pewnie nasza wina, bo wykrakaliśmy ...

Napisane:
Pon lip 17, 2006 12:00
przez Amica
Kot żyje, jest młodym, wykastrowanym kocurkiem, mruczącym i przytulastym - pomózcie znaleźć jego opiekunów. Ewentualnie będzie potrzebny pilnie nowy dom. Aha, miejsce całej akcji to ul. Działdowska 12 w Warszawie.
Kot w chwili obecnej jest w lecznicy, bieżące informacje na jego temat na
www.psilos.pl w dziale interwencje.

Napisane:
Pon lip 17, 2006 12:05
przez Prakseda
Powtarzam do znudzenia w takich sytuacjach, że odechciewa się żyć na takim swiecie.
Tracę wtedy wiarę (nie w człowieka, bo tę już dawno straciłam) ale we wszysko. W caly sens tego świata. Jak podli i egoistyczni są
ludzie.
Dlaczego ta straż miejska odjechała?
Czy poproszono tych policjantów o ich personalia?
Czy zawsze tak juz będzie, że tylko afera mediallna może kogoś ruszyc ze stołka.
A może zróbmy coś z tym. Ponękajmy tych, którzy odmówili pomocy. Piszmy gdzieś o tym.
Amico, czy można ustalić kto to był? Np w Staży dla zwierząt, jakieś nazwiska. Jestem gotowa napisac o tym do jakiejś gazety, z podaniem personaliów. Tylko bez konkretów,, to można się tylko wygłupić.

Napisane:
Pon lip 17, 2006 12:10
przez fili
No nie, to trzeba by w prasie opisać. Skandal!

Napisane:
Pon lip 17, 2006 12:14
przez Amica
Praksedo, fili - nie zostawimy tego tak na pewno. Ale za wcześnie, żeby podawać szczegóły. Najważniejsze, że kot zyje


Napisane:
Pon lip 17, 2006 12:18
przez karunia
biedactwo
ludzie są podli, z czego tu się śmiać? miałby w końcu umrzeć i spaść z tego drzewa?
Może za pieniądze ktoś wszedłby żeby go zdjąć
Najważniejsze, że jest już w lecznicy.
Możliwe, iż wyszedł komuś z domu i wszedł na drzewo - trzeba byłoby pewnie ogłoszenia rozwiesić w okolicy ze zdjęciem
i szukać domku
niedobrze aby kotek trafił do schroniska, mam nadzieję, że to mu nie grozi
Ktoś zajmie się ogłoszeniami???

Napisane:
Wto lip 18, 2006 8:22
przez Ania
Wczoraj poznym wieczorem odebralam kiciusia z lecznicy ktora jest naprawde przepelniona bezdomnymi zwierzakami.
Kocio dostal w sumie dwie kroplowki + witaminki. Grzecznie pojechal do mojej znajomej gdzie bedzie czekal na nowy domek (watpie zeby znalezli sie jego byli wlasciciele

)
Jest duzy i ma przepiekne dymkowe umaszczenie. To gadułka, mruczasek i przytulasek

. Jest jeszcze słabiutki i ma zapadniete boczki więc cykanie zdjęć chciałam mu jeszcze wczoraj podarować.
Tak bardzo się ciesze że po wielkich trudach, tysiącach telefonów .....udało się!!!!!

Napisane:
Wto lip 18, 2006 8:41
przez Blue
Pomijajac juz gluchym milczeniem pomoc ze strony strazy miejskiej i wogole....
Lekarze nie zawsze biora to pod uwage, rzadko maja koty po takich glodowkach...
Ten kocurek na pewno ma troche uszkodzona watrobe i nerki.
W wiekszosci sa to uszkodzenia odwracalne o ile sie o nich wie i bierze je pod uwage. Kocurek powinien dostawac cos oslonowego na watrobe i duzo pic. Za jakies 2 tygodnie trzeba by mu zrobic badania krwi zeby sprawdzic czy nerki podjely prawidlowa prace. Trzymamy kciuki


Napisane:
Wto lip 18, 2006 9:01
przez Ania
Blue dziś jeszcze skonsultuje wszystko z moim lekarzem, dzięki!

Napisane:
Śro lip 19, 2006 8:35
przez Ania
Jest dziś o całej akcji wzmianka w Rzeczpospolitej. Szkoda że bez najważniejszych szczegółów chociaż dobrze że wogóle ktoś coś napisał
http://www.rzeczpospolita.pl/dodatki/wa ... _a_19.html

Napisane:
Śro lip 19, 2006 10:12
przez Ania
Dziś była pierwsza kupa

Jak mówi moja znajoma - palce lizać

Wygląda na to wszytko będzie ok!

Napisane:
Śro lip 19, 2006 10:15
przez moś
Ania pisze:Dziś była pierwsza kupa

Jak mówi moja znajoma - palce lizać

Wygląda na to wszytko będzie ok!
a fuj

ale dobra kupa nie jest zla
