Bonkreta pisze:Weterynarze ucza sie dietetyki zwierząt w dwojaki sposób - z ulotek producentów karm oraz z seminariom poswięconych zywieniu, organizowanych przez producentów karm. A przepraszam, sa jeszcze wykłady - prowadzone przez wykładowców, wychowanych na materiałach wydanych przez producentów karm i prowadzących badania w zakresie dietetyki, sponsorowane przez producentów karm. Nie jest to przesada ani o jedno słowo. Przy czym dla wiekszości weterynarzy podstawowym źródłem sa jednak ulotki, bo karmy pojawiaja się coraz to nowe, a studia skończyli juz lata temu. A firmy te maja dobry marketing i staraja sie dobierac przekonujących przedstawicieli. Oczywiście pisze tu o statystycznym weterynarzu, bo specjaliści, jak rzadkie brylanty, się zdarzaja. Z taka mniej więcej czestotliwością, jak te brylanty.
Ten słynny "bilans", któreo utrzymywanie rzekomo jest jedyna droga zapewnienia zwierzęciu zdrowia, to czysty wymysł. Pojęcie to powstało w ten sposób - ktos kiedys wpadł na pomysł, ze zamiast wyrzucac resztki poubojowe albo sprzedawać je za grosze lokalnym odbiorcom mozna je wymieszać z tańszymi składnikami roslinnymi, tez odpadowymi i sprzedac za dobre pieniądze. Oczywiście założenie, ze zwierzę ma czyms takim sie zywic nonstop spowodowało dostowanie składu tak, aby na tym wyżyło. I stąd wziął sie słynny bilans - to jest taki skład, na którym zwierzęta przezywaja, nie chorując wyraźnie, przy czym wymagania co do jakosci tego przezywania nie sa wysokie. Bilans jest skutkiem koncepcji suchych karm, a nie pierwotna potrzebą. W tej chwili niektóre firmy nawet nie sprzedaja resztek, tylko składniki jakości akceptowalnej dla ludzi (co nie znaczy, ze dobrej, to ciagle poziom raczej supermarketowy, choc i bio-zywność ma swój segment). Nie zmienia to jednak faktu, ze ten bilans takze w tych karmach jest koniecznościa, a nie potrzeba zwierzecia.
Zreszta, jak łatwo stwierdzić, te nienaruszalne bilansy w poszczególnych karmach różnią sie bardzo znacznie, zbilansowany jest zarówno Whiskas, jak i Royal czy Hills, a proporcje składników łatwo sobie porównać. Co wiecej, Orijen (który powstał żerując na koncepcji BARFu i nawet dość bezczelnie tę nazwe parafrazuje) w ogóle nie ma weglowodanów, które sa rzekomo niezbywalnym i koniecznym składnikiem prawie wszystkich pozostałych karm. I oczywiście jest zbilansowany.
Żadne żywe zwierzę na świecie nie je zbilansowanego pokarmu. Raz je to, innym razem co innego - zależnie od tego, co sie uda zdobyć. Szczególnie dotyczy to mięsożerców. Ludzie też nie jedza zbilansowanego, codziennie tego samego pozywienia. Nasz organizm ma zreszta wbudowany mechanizm unikania niedoborów, który powoduje, ze wiekszość ludzi niechetnie jest przez dłuższy czas to samo, a niektórzy niechętnie odnosza się do juz drugiego takiego samego posiłku z rzędu.
Nasze zwierzęta tez maja taki mechanizm, dlatego wiekszość z nich chętnie i z apetytem zjada nowe karmy, nawet, jesli na dłuższą mete im nie smakuja wcale. Z tym, ze robimy wszystko, aby tę własciwość w nich stłamsić od zarania, a, ze koty sa podatne na powstawanie nawyków zywieniowych bardziej niz ludzie czy psy, to spotyka sie i takie, które wybieraja jedna karme i wola ja niz urozmaicenie. Ale to nie jest naturalna sytuacja. Naturalne jest mieszanie smaków, aromatów, konsystencji i składu pokarmu.
Bonkreta, czapka z glowy za ten tekst! A jesli ktos nie wierzy niech zapyta swojego weta jak wiele godzin poswiecono na studiach zywieniu kotow i psow
Ze swej strony dodam tylko dosc pesymistycznie (i w naszym przypadku po fakcie
), ze niewlasciwe zywienie wczesniej czy pozniej zemsci sie na kotach, tak jak msci sie na innych gatunkach zwierzat (chocby na krowach zywionych maczkami). Kot, ktorego zapotrzebowanie na weglowodany to 2% calosci diety (gora 5%) dostaje karme, w ktorej ten zbedny skladnik (zbedny dla kota, niezbedny dla producenta bo tani
) stanowi kilkadziesiat procent. To tak jakby do auta z silnikiem diesla lac benzyne
Kot dostaje jedzenie na tyle bogate zeby nie umrzec a jednoczesnie na tyle badziewne, ze wczesniej czy pozniej odbije sie to na jego zdrowiu. I bedzie mial szczescie, jesli to beda tylko krysztaly w pecherzu. Co za ulga, ze firmy produkuja suche karmy na kazda dysfunkcje
Co do samego bilansu: jesli juz w niego wierzymy to mieszanie karm jest kompletnie bez sensu. Jesli firma opracowala jakas recepture, w ktorej stosunki poszczegolnych skladnikow sa precyzyjnei okreslone i firma twierdzi, ze przy tej recepturze uzyskuje najlepsze wyniki to zaburzenie tego mija sie z celem. No chyba, ze nie wierzymy w bilans ale wowczas jakie sa zalety pasz przemyslowych?