Życie seksualne kastrata ;-)

Na wstępie serdecznie witam wszystkich zakoconych – piszę po raz pierwszy, ale czytam to znakomite forum od około roku i jestem pod wrażeniem świetnej wiedzy wielu forumowiczów. Praktycznie wszystkie problemy z naszym kotkiem już na tym forum były szczegółowo opisane, więc przed kolejnymi wizytami u lekarzy weterynarii byłem nadzwyczaj dobrze przygotowany teoretycznie, dzięki Wam oczywiście;-)
Od niecałego roku w naszym mieszkaniu zagościł kotek przyniesiony przez wtedy pięcioletniego synka, w naturalnym odruchu litości nad żałosnym jego stanem (kotka, nie synka;-)).
Około dwumiesięczne wtedy kocię miało uszkodzone oko, naderwane ucho, pchły, świerzbowiec (o ile się nie mylę tak to się nazywa), koci katar, glisty, tasiemca no i ogólnie ledwo trzymało się na nogach, pewnie z niedożywienia i ogólnego wycieńczenia. Po zaliczeniu kilkunastu wizyt u lekarza weterynarii (btw – polecam za naprawdę fachowe i skuteczne leczenie: Bydgoszcz, Przychodnia "Wyżyny", ul.Siedleckiego 6, dr Michał Połulich
) kotek jest wyleczony (koci katar raczej zaleczony), zaszczepiony i wykastrowany, który to przykry zabieg wykonany był jak kotek miał ok. 8-9 miesięcy.
Proszę wybaczyć przydługi wstęp, ale już dochodzę do ad rem.
Otóż pomimo kastracji, kotek który niewątpliwie osiągnął dojrzałość płciową, lubi wykonywać coś w rodzaju tańca godowego zakończonego hmm... ruchami frykcyjnymi na kołdrze z baraniej skóry (dla dociekliwych, rzeczona skóra jest w poszewce, jednak jej fragment z poszewki wystaje na skutek odpadnięcia guzików w niewyjaśnionych okolicznościach
), pod którą sypiam z żoną. Ponieważ moja żona wstaje z łóżka pół godziny wcześniej ode mnie, wypuszcza kotka z łazienki, który sypia w zlewie (sam sobie wybrał to miejsce, i uszanowaliśmy tą decyzję), i jurny kastrat (???) gnany pierwotnym instynktem pędzi do sypialni i nie bacząc na moje rozbawienie, wykonuje swój poranny performance
Polega to w dużym skrócie na namiętnym deptaniu
kołdry z jednoczesnym podgryzaniem wystającego baraniego futra; czynności te nabierają stopniowo tempa, czemu towarzyszy nadzwyczaj głośne mruczando, i kończą się wspomnianymi wyżej ruchami frykcyjnymi;-) Po opadnięciu emocji następuje wylegiwanie się na łóżku z błogim wyrazem pyszczka, do momentu aż ja wstanę i dokonam porannych ablucji;-) Scena wylegiwania się po udanym akcie byłaby pełniejsza, gdyby kotek jeszcze sobie zapalił papierosa, ale i tak wątpliwości nie mam żadnych, że pełnię satysfakcji odczuł;-)
Moje pytanie brzmi – czy jurny kastrat jest zjawiskiem naturalnym, czy też może to świadczyć o tym, że zabieg wykonany został w sposób niepełny, częściowy (jurny półkastrat?). Ponieważ nigdy nie miałem żadnych zarzutów do opieki weterynaryjnej roztoczonej nad naszym kotkiem przez lekarzy z Przychodnii "Wyżyny" w Bydgoszczy, mam pewne opory przed pytaniem się ich o te zachowania naszego kotka, co mogłoby być odebrane jako zakamuflowana sugestia o potencjalnie źle wykonanej pracy, a nie chciałbym sympatycznych medyków w ten sposób urazić.
Jeśli takie zabawne zachowania biednych kastratów są czymś normalnym, to oczywiście mam problem z głowy i nie będę ingerował w życie seksualne naszego kotka, ale jeśli nie, to trzeba będzie rozważyć złożenie czegoś w rodzaju hmmm... reklamacji
O raczej dobrze wykonanym zabiegu świadczy fakt, iż kotek nie znaczy terenu (nie jest kotkiem wychodzącym), a zbędne produkty jego przemiany materii pachną na poziomie akceptowalnym przez nasza rodzinkę.
Będę bardzo wdzięczny za sugestie, porady i opinie.
Pozdrawiam Forumowiczów i ich kociaki!
DeLimiter
PS Kotka nazwaliśmy niebanalnie Kotem, ewentualnie Kicią – z czasów, kiedy jeszcze jego płeć nie była określona. To zwykły szary dachowiec, ale bardzo niezależny Kot z charakterem, przy czym ma jedną, chyba dość szczególną cechę – nigdy, ale to przenigdy nie pokazał żadnej agresji, nawet kiedy ktoś mu nieopatrznie nadepnął na ogon, bo lubi kłaść się w „strategicznych” miejscach, tj. tam, gdzie może obserwować domowników, jakby chciał „kontrolować sytuację”. Również niewątpliwie przykre zabiegi typu kąpiel, lub mycie uszek przez weterynarza przy użyciu dość potężnej strzykawki (w czasach świeżbowca i konieczności usunięcia góry śmieci które w uszkach utknęły) znosił ze stoickim spokojem, nieco tylko się wyrywając. Ogólnie kotek jest fantastyczny, zresztą był taki już jak synek przyniósł go do domu, więc nie było mowy o pozbyciu się go. Moja żona niekiedy wyraża swoje niezadowolenie patrząc na elementy typowej kociej, domowej demolki – poszarpane tapety, podrapany stół w kuchni itp., ale ja i syn w takich sytuacjach zdecydowanie jesteśmy po stronie Kota;-)
Od niecałego roku w naszym mieszkaniu zagościł kotek przyniesiony przez wtedy pięcioletniego synka, w naturalnym odruchu litości nad żałosnym jego stanem (kotka, nie synka;-)).
Około dwumiesięczne wtedy kocię miało uszkodzone oko, naderwane ucho, pchły, świerzbowiec (o ile się nie mylę tak to się nazywa), koci katar, glisty, tasiemca no i ogólnie ledwo trzymało się na nogach, pewnie z niedożywienia i ogólnego wycieńczenia. Po zaliczeniu kilkunastu wizyt u lekarza weterynarii (btw – polecam za naprawdę fachowe i skuteczne leczenie: Bydgoszcz, Przychodnia "Wyżyny", ul.Siedleckiego 6, dr Michał Połulich
) kotek jest wyleczony (koci katar raczej zaleczony), zaszczepiony i wykastrowany, który to przykry zabieg wykonany był jak kotek miał ok. 8-9 miesięcy.
Proszę wybaczyć przydługi wstęp, ale już dochodzę do ad rem.
Otóż pomimo kastracji, kotek który niewątpliwie osiągnął dojrzałość płciową, lubi wykonywać coś w rodzaju tańca godowego zakończonego hmm... ruchami frykcyjnymi na kołdrze z baraniej skóry (dla dociekliwych, rzeczona skóra jest w poszewce, jednak jej fragment z poszewki wystaje na skutek odpadnięcia guzików w niewyjaśnionych okolicznościach



Moje pytanie brzmi – czy jurny kastrat jest zjawiskiem naturalnym, czy też może to świadczyć o tym, że zabieg wykonany został w sposób niepełny, częściowy (jurny półkastrat?). Ponieważ nigdy nie miałem żadnych zarzutów do opieki weterynaryjnej roztoczonej nad naszym kotkiem przez lekarzy z Przychodnii "Wyżyny" w Bydgoszczy, mam pewne opory przed pytaniem się ich o te zachowania naszego kotka, co mogłoby być odebrane jako zakamuflowana sugestia o potencjalnie źle wykonanej pracy, a nie chciałbym sympatycznych medyków w ten sposób urazić.
Jeśli takie zabawne zachowania biednych kastratów są czymś normalnym, to oczywiście mam problem z głowy i nie będę ingerował w życie seksualne naszego kotka, ale jeśli nie, to trzeba będzie rozważyć złożenie czegoś w rodzaju hmmm... reklamacji

O raczej dobrze wykonanym zabiegu świadczy fakt, iż kotek nie znaczy terenu (nie jest kotkiem wychodzącym), a zbędne produkty jego przemiany materii pachną na poziomie akceptowalnym przez nasza rodzinkę.
Będę bardzo wdzięczny za sugestie, porady i opinie.
Pozdrawiam Forumowiczów i ich kociaki!
DeLimiter
PS Kotka nazwaliśmy niebanalnie Kotem, ewentualnie Kicią – z czasów, kiedy jeszcze jego płeć nie była określona. To zwykły szary dachowiec, ale bardzo niezależny Kot z charakterem, przy czym ma jedną, chyba dość szczególną cechę – nigdy, ale to przenigdy nie pokazał żadnej agresji, nawet kiedy ktoś mu nieopatrznie nadepnął na ogon, bo lubi kłaść się w „strategicznych” miejscach, tj. tam, gdzie może obserwować domowników, jakby chciał „kontrolować sytuację”. Również niewątpliwie przykre zabiegi typu kąpiel, lub mycie uszek przez weterynarza przy użyciu dość potężnej strzykawki (w czasach świeżbowca i konieczności usunięcia góry śmieci które w uszkach utknęły) znosił ze stoickim spokojem, nieco tylko się wyrywając. Ogólnie kotek jest fantastyczny, zresztą był taki już jak synek przyniósł go do domu, więc nie było mowy o pozbyciu się go. Moja żona niekiedy wyraża swoje niezadowolenie patrząc na elementy typowej kociej, domowej demolki – poszarpane tapety, podrapany stół w kuchni itp., ale ja i syn w takich sytuacjach zdecydowanie jesteśmy po stronie Kota;-)