W sobote żeniliśmy brata. W przerwie między hulankami klapneliśmy w hotelowej poczekalni ze znajomym, też miłośnikiem kotów. W zeszłym roku namawiałam go na sterylkę młodego kocurka - cięzko bylo, bo kocio nie znaczyl i nie chcieli go "okaleczać". Potem zaczął znaczyć i wykastrowali. Rozmawialiśmy o polowaniach na ptaszki i kolega wspomnial cos, ze jego kot umie ściągnąć ptaszka z parapetu okiennego.
Coś mnie tkneło - Ktore to piętro? - zapytałam.
- Szóste.
- Szóste i nie zabezpieczone okna???
- Tak, nasz kot jest ostrożny i przyzwyczajony.
Tłumaczyłam jeszcze przez chwilę, ze to tylko kwestia czasu i ze bardzo wiele kotów w tym roku spadło z niezabezpieczonych okien. Ze ulegają cieżkim urazom kręgosłupa, pękaja im kości i narządy wewnętrzne, ze to niewielki wydatek, siatka kilka wkrętów.
I chyba w złą godzinę to powiedziałam. Wczoraj dowiedziałam się od brata, ze po powrocie z wesela kolega zastal w drzwiach kartkę - kot leżał pod balkonem i ktoś litościwy zawiózł go do lecznicy.
Kota uśpiono.