Strona 1 z 11
27(+3)-osobowa rodzinka

Napisane:
Nie cze 11, 2006 15:44
przez cattus
Czy wyobrażacie sobie 27 sterczących w górę ogonów, kłębiących się na jednym kuchennym blacie? Jeśli odpowiecie, że nie, to się nie zdziwię, ale to codzienny widok w naszym domu.
Piszę "naszym", ale to tak naprawdę ich dom. My - czyli trzy ludzkie istoty - jesteśmy właściwie na przyczepkę. Ale to my właśnie musimy sprzątać i utrzymywać tę kupę darmozjadów. I gdzie jest sprawiedliwość?
A wszystko zaczęło się w 1988 roku, kiedy przyszła do nas MAXI. Piękna, szara, wówczas malutka, kotka. Tak jak wszystkie później, to ona nas sobie wybrała. I to ona zaraziła nas wielką, odwzajemnianą przez drugą stronę, miłością do tych przepięknych miauczących czworonogów. MAXI nie ma już wśród nas. Odeszła na zawsze przed dwoma laty, ale w naszej pamięci pozostanie na zawsze. Tak jak zresztą wszystkie, te których już nie ma i te, które ciągle dopominają się pieszczot i nawet na chwilę nie dają o sobie zapomnieć.
Prawie wszystkie to przybłędy, znalezione na ulicy, na parkingu, porzucone, odebrane złym ludziom. Kilka przyszło na świat w naszym domu, który pozostał dla nich światem na resztę życia. Nie wiem, czy to forum to właściwe miejsce na snucie takich opowieści, ale jeśli tworzą je ludzie, którzy kochają koty, to chyba tak. Jeżeli chcielibyście wiedzieć coś więcej o naszej rodzince, to napiszcie.

Napisane:
Nie cze 11, 2006 16:02
przez Ivette
chcemy
i chcemy 27 zdjęć!!

Napisane:
Nie cze 11, 2006 16:08
przez iskra666
Re: 27(+3)-osobowa rodzinka

Napisane:
Nie cze 11, 2006 16:12
przez szczęściara
cattus pisze:Czy wyobrażacie sobie 27 sterczących w górę ogonów, kłębiących się na jednym kuchennym blacie? Jeśli odpowiecie, że nie, to się nie zdziwię, ale to codzienny widok w naszym domu.
Super, że masz tyyyyyyyyle kotów.
Też bym chciała tyle
Na razie mam 15 - 2 (koty dziś adoptowane) czyli 13
Chyba muszę się wzbogacić.......
Btw. ile kosztuje utrzymanie takiego stadka?

Napisane:
Nie cze 11, 2006 16:55
przez cattus
Przywracacie mi wiarę w ludzi. Myślałem, że ja i moja żona jesteśmy jedynymi, którzy widzą, że oprócz nas są jeszcze inne istoty, które potrzebują pomocy. Nauczyli nas tego niestety sąsiedzi, ale myślę, że będzie okazja o tym jeszcze pogadać.
Co do zdjęć, to postaram się z tym uwinąć, jednak musi to trochę potrwać, bo jestem poza domem i do komputera mam okazjonalny dostęp, a fotki są w domu. Ale zrobię, co mogę.
Co do kosztów utrzymania takiej bandy darmozjadów, to każdy może sobie sam policzyć. Jedzenie suche to worek 2 kg na każde 2 dni. Mokre sami gotujemy - o kupowaniu puszek, ze względów finansowych, nawet mowy nie ma. Koszt gotowania to około 10 zł na 2 dni. No i całe mnóstwo pracy. Utrzymanie porządku to prawdziwa katorga, bo nie jesteśmy ludźmi majętnymi (żona jest bezrobotna) i na piaski nas nie stać. Prawdziwy dramat zaczyna się jednak, gdy wypadnie coś nieprzewidzianego - np. wizyta u weterynarza. Mamy jednego zaprzyjaźnionego (który jednak, w przeciwieństwie do Was, nie wie, jak liczne jest nasze stadko). On z nas skóry nie zedrze, ale i na to potrzeba pieniążków, a z tym krucho. Przy takiej ekipie powinniśmy mieć zainstalowane filtry usuwające z powietrza wirusy i bakterie, jednak z powodów jak wyżej, też pozostaje to w sferze marzeń. Brak tych filtrów już parę razy doprowadził do tragedii, ale niestety tu jesteśmy bezradni.
I jeszcze jedno. Tak sobie czasem myślę, że my jesteśmy naprawdę stuknięci. Ktoś się nas już parę razy zapytał, czy nie chcemy oddać kota w dobre ręce. I za każdym razem odpowiedź była taka sama - nie oddajemy członków naszej rodziny.

Napisane:
Nie cze 11, 2006 17:11
przez iskra666
to chyba w dobre miejsce trafiliście


Napisane:
Nie cze 11, 2006 17:21
przez progect
Witaj
U mnie tylko dwójka, no i wirtualnie Tina od Mirki_t.
Polecam lekturę jej watku, szczególnie gdzieś od ok. 40 strony
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=22 ... sc&start=0 . Od razu poczujesz się lepiej


Napisane:
Nie cze 11, 2006 18:44
przez Lena
Milosc do zwierzat jest czyms pieknym, tworzenie im azylu na tej ziemi takze. Jednak nasuwa mi sie pewne pytania z mojej (byc moze blednej) analizy kilku faktow, a mianowicie:
- piszesz ze kotow jest 27
- piszesz ze kilka miotow urodzilo sie u Was
- piszesz tez ze czasami sa epidemie wirusow i bakterii na ktore nic nie mozecie poradzic
- no i ze nie "przelewa" Wam sie bo tylko Ty pracujesz i np nie stac Was na zwirek (badzmy szczwerzy, na ogromne ilosci zwirku przy takim stadzie

)
W takim razie czy koty sa kastrowane i szczepione (to
byłby filtr na wirusy i bakterie!) i odrobaczane (chocby przez tego zaprzyjaznionego weterynarza po preferencyjnych cenach) skoro to wszystko Wasze koty i nie do adopcji, nie tymczasowe tylko stale stado??

Napisane:
Nie cze 11, 2006 18:53
przez Amy
Podpisuję się pod Leną, te pytania od razu nasunęły mi sie na myśl...
Co nie oznacza, ze jestem do Ciebie, cattus wrogo nastawiona.


Napisane:
Nie cze 11, 2006 19:39
przez mamba luna
podziwiam Cie-to musi byc naprawde wielka milosc do kotow, do zwierzat...


Napisane:
Nie cze 11, 2006 19:41
przez enduro
ja się tylko zastanawiam co z kocim "urobkiem"/ 27 ogonów, które dziennie albo prawie dziennie robią kupki, sikają kilka razy dziennie i nie ma żwirku. rozumiem miłość, ale czy to wszystko Was nie przerasta?

Napisane:
Wto cze 13, 2006 13:24
przez cattus
Lena pisze:W takim razie czy koty sa kastrowane i szczepione (to byłby filtr na wirusy i bakterie!) i odrobaczane (chocby przez tego zaprzyjaznionego weterynarza po preferencyjnych cenach) skoro to wszystko Wasze koty i nie do adopcji, nie tymczasowe tylko stale stado??
Sorry, ze nie odpowiedzialem od razu, ale - jak juz wczesniej wspomnialem - mam okazjonalny dostep do PC.
Koty sa kastrowane, szczepione i regularnie odrobaczane. Zadna z tych podstawowych spraw nie jest przez nas zaniedbywana. Niestety, przeciwko wirusom nie ma szczepionek. Wirusowe zapalenie otrzewnej nosi w sobie kazdy kot, na szczescie tylko u niewielu dochodzi do choroby.
Nie ma przeciwko temu szczepionki! A przy sporej rodzince i braku filtrów (szczegolnie w zimie, kiedy okna nie zawsze sa otwarte) ryzyko jest znacznie wieksze, niz w przypadku pojedynczego kocurka.
A co do tego "stada". No coz, zdziwilabys sie pewnie odwiedzajac nas kiedys, ale to "stado" na codzien jest zupelnie niewidoczne. Kazdy z kociakow ma jakies swoje miejsce, a wszystkie razem gromadza sie jedynie w wyjatkowych sytuacjach - np. kiedy mamy dla nich surowe miesko, ale to niestety zdarza sie, z wiadomych wzgledow, niezwykle rzadko.

Napisane:
Wto cze 13, 2006 13:32
przez cattus
enduro pisze:ja się tylko zastanawiam co z kocim "urobkiem"/ 27 ogonów, które dziennie albo prawie dziennie robią kupki, sikają kilka razy dziennie i nie ma żwirku. rozumiem miłość, ale czy to wszystko Was nie przerasta?
No coz, praca, praca i jeszcze raz praca. Wyobrazam sobie, ze niektorzy, po przeczytaniu kilku pierwszych postow w tym temacie, wyobrazaja sobie smierdzaca nore, w ktorej pod scianami przemykaja zabiedzone koty, a Panstwo Domu przygladaja sie temu wszystkiemu i tona w odpadkach. Zapewniam Was jednak, ze tak nie jest. W naszym domu jest naprawde czysto. Kosztuje to jednak mnostwo wysilku, z tym ze robimy to w koncu dla naszej rodziny.

Napisane:
Wto cze 13, 2006 13:33
przez Fredziolina
cattus pisze:A co do tego "stada". No coz, zdziwilabys sie pewnie odwiedzajac nas kiedys, ale to "stado" na codzien jest zupelnie niewidoczne. Kazdy z kociakow ma jakies swoje miejsce, a wszystkie razem gromadza sie jedynie w wyjatkowych sytuacjach - np. kiedy mamy dla nich surowe miesko, ale to niestety zdarza sie, z wiadomych wzgledow, niezwykle rzadko.
Zapewne masz dużą powierzchnie mieszkalną
Ja mam 50 m2 i 5 kotów (to juz max futer

każdy ponad jest do bezwglednej adopcji

)
Moje również w dzień niewidoczne, bo mają swoje miejsca do leżakowania.
Oj, rąk Wam brakuje do głaskania


Napisane:
Wto cze 13, 2006 13:39
przez cattus
Fredziolina pisze:Zapewne masz dużą powierzchnie mieszkalną
Ja mam 50 m2 i 5 kotów (to juz max futer

każdy ponad jest do bezwglednej adopcji

)
Moje również w dzień niewidoczne, bo mają swoje miejsca do leżakowania.
Oj, rąk wam brakuje do głaskania

Mam dwa razy taka powierzchnie, a co do rak do glaskania, to masz zupelna racje. Sami musimy nad tym panowac, bo kazdy kot jest inny. Te bardziej niesmiale moglyby nigdy nie doczekac sie swojej kolejki. Zapewniam jednak, ze kazdy z nich jest przynajmniej raz dziennie glaskany!