Jeszcze ślepe kocięta - potrzebna kocia "mamka"!!!

Zadzwoniła do mnie daleka znajoma (jakiś czas temu opiekowała się mamą), że synek znalazł niewidome jeszcze kocięta rozrzucone pod blokiem, jedno już nie żyło. Matki nigdzie nie było. Kotki jakby ktoś rozsypał. Znajoma wzięła je, ale nie bardzo ma chęć je wykarmić. Twierdzi, że nie ma możliwości. Zadzwoniła, że może znam kogoś, kto za dzień czy dwa przygarnie. Ma jutro zadzwonić. Jak nikt nie weźmie to uśpi, chociaż z kolei synek zapłakuje się, żeby je uratować. W pierwszym rzucie powiedziałam jej, że jeśli wykarmi (nie pracuje), to potem pomogę szukać domów, a nawet zastępczych poszukam jak już będą samodzielne. Kazałam kupić mleko dla kociąt i w internecie znaleźć wskazówki (dziewczyna netowa w domu, a ja byłam w pracy bez netu, sama nie pamiętam wszystkiego, bo nigdy nie wykarmiałam). Ale nie wiem czy wykarmi, a raczej wątpię.
Moja sytuacja chyba nie daje szansna odkarmienie, ale może pomóżcie mi ocenić. Nigdy tego nie robiłam. Po pierwsze pracuję. Teoretycznie mogłabym w jakimś pojemniku w cieple nosić kotki do pracy i tam trzymać na zapleczu i karmić. Ale pod koniec tygodnia ma przyjechać szefostwo, a przy nich to wykluczone
. W domu z kolei za długo byłyby bez karmienia. Na opiekunki mamy z tym bym nie liczyła.
Po drugie Agatka najprawdopodobniej jest nosicielką jakiegoś wirusa i maluchy są u mnie niebezpieczne. Powiedzmy trzymałabym je w jakimś kartonie w łazience, ale czy taka izolacja wystarczyłaby? W dodatku opiekunka może nie dopilnować i kocice mogą też wejść do łazienki. A jak podrosną? Łazienka u mnie dla podrosłych, już biegających nie nadaje się. Jest mała i wilgotna. W pudle to miałyby wyłożone ciepło, butelki z ciepłą wodą itd, ale jak wylazłyby to już nie mogły by tam być.
Chyba jedyne wyjście to powiedzieć jej, że albo podejmie się wykarmić, albo jedyne wyjście eutanazja, ale zaraz, jutro, zanim niewidome.
Matko, dlaczego
Moja sytuacja chyba nie daje szansna odkarmienie, ale może pomóżcie mi ocenić. Nigdy tego nie robiłam. Po pierwsze pracuję. Teoretycznie mogłabym w jakimś pojemniku w cieple nosić kotki do pracy i tam trzymać na zapleczu i karmić. Ale pod koniec tygodnia ma przyjechać szefostwo, a przy nich to wykluczone

Po drugie Agatka najprawdopodobniej jest nosicielką jakiegoś wirusa i maluchy są u mnie niebezpieczne. Powiedzmy trzymałabym je w jakimś kartonie w łazience, ale czy taka izolacja wystarczyłaby? W dodatku opiekunka może nie dopilnować i kocice mogą też wejść do łazienki. A jak podrosną? Łazienka u mnie dla podrosłych, już biegających nie nadaje się. Jest mała i wilgotna. W pudle to miałyby wyłożone ciepło, butelki z ciepłą wodą itd, ale jak wylazłyby to już nie mogły by tam być.
Chyba jedyne wyjście to powiedzieć jej, że albo podejmie się wykarmić, albo jedyne wyjście eutanazja, ale zaraz, jutro, zanim niewidome.
Matko, dlaczego
