Strona 1 z 1

Jeszcze ślepe kocięta - potrzebna kocia "mamka"!!!

PostNapisane: Sob cze 03, 2006 23:10
przez Anka
Zadzwoniła do mnie daleka znajoma (jakiś czas temu opiekowała się mamą), że synek znalazł niewidome jeszcze kocięta rozrzucone pod blokiem, jedno już nie żyło. Matki nigdzie nie było. Kotki jakby ktoś rozsypał. Znajoma wzięła je, ale nie bardzo ma chęć je wykarmić. Twierdzi, że nie ma możliwości. Zadzwoniła, że może znam kogoś, kto za dzień czy dwa przygarnie. Ma jutro zadzwonić. Jak nikt nie weźmie to uśpi, chociaż z kolei synek zapłakuje się, żeby je uratować. W pierwszym rzucie powiedziałam jej, że jeśli wykarmi (nie pracuje), to potem pomogę szukać domów, a nawet zastępczych poszukam jak już będą samodzielne. Kazałam kupić mleko dla kociąt i w internecie znaleźć wskazówki (dziewczyna netowa w domu, a ja byłam w pracy bez netu, sama nie pamiętam wszystkiego, bo nigdy nie wykarmiałam). Ale nie wiem czy wykarmi, a raczej wątpię.
Moja sytuacja chyba nie daje szansna odkarmienie, ale może pomóżcie mi ocenić. Nigdy tego nie robiłam. Po pierwsze pracuję. Teoretycznie mogłabym w jakimś pojemniku w cieple nosić kotki do pracy i tam trzymać na zapleczu i karmić. Ale pod koniec tygodnia ma przyjechać szefostwo, a przy nich to wykluczone :( . W domu z kolei za długo byłyby bez karmienia. Na opiekunki mamy z tym bym nie liczyła.
Po drugie Agatka najprawdopodobniej jest nosicielką jakiegoś wirusa i maluchy są u mnie niebezpieczne. Powiedzmy trzymałabym je w jakimś kartonie w łazience, ale czy taka izolacja wystarczyłaby? W dodatku opiekunka może nie dopilnować i kocice mogą też wejść do łazienki. A jak podrosną? Łazienka u mnie dla podrosłych, już biegających nie nadaje się. Jest mała i wilgotna. W pudle to miałyby wyłożone ciepło, butelki z ciepłą wodą itd, ale jak wylazłyby to już nie mogły by tam być.
Chyba jedyne wyjście to powiedzieć jej, że albo podejmie się wykarmić, albo jedyne wyjście eutanazja, ale zaraz, jutro, zanim niewidome.
Matko, dlaczego :cry:

PostNapisane: Sob cze 03, 2006 23:14
przez Anka
Zależy mi zwłaszcza na opinii osób mających doświadczenie w wykarmianiu kociąt, czy w takich jak moje warunkach jest to możliwe i ma sens.
Trzymać je poza mieszkaniem nie mam gdzie. Poza tym i tak mama bardzo źle znosi każde moje wyjście i nie ma mowy, żebym co dwie godziny znikała na dłuższy czas na karmienie.
To wszystko jest do niczego :cry:

PostNapisane: Sob cze 03, 2006 23:20
przez ryśka
Optymalnie - znajdź kotkę karmiącą i podłoż maluchy lub weź jakąś kotkę, która ma 1 maluszka - zajmie się nimi sama, kiedy Ciebie nie będzie.

PostNapisane: Sob cze 03, 2006 23:21
przez enduro
jeśli jest jakakolwiek szansa na uratowanie ich - warto walczyć. jeśli jest pewne, że nie ma dla nich szans, postąpić humanitarnie - podjąć ciężką decyzję i uśpić :(
nie wiem, nie wiem... :cry:
strasznie trudna sytuacja :(

PostNapisane: Sob cze 03, 2006 23:48
przez Anka
Zmieniłam temat.
Bo ja nie znam aktualnie żadnej karmiącej kotki. W dodatku zupełnej dzikuski nie wzięłabym do domu, bo ze stresu to by jeszcze nawet własne zaniedbała.
A jak z nosicielstwem Agatki? Bo doszłam do tego wniosku na tej podstawie, że odkąd Agatka jest u mnie, to jak było u mnie przejściowo kilka kociąt, to WSZYSTKIE po jakichś dwóch tygodniach zaczynały ciężko chorować na coś jak kalci. Jakaś wirusówka. Jedne odeszły, inne udało się uratować (np. Szarotkę), ale niemal cudem. Wcześniej tego nie było. Więc boję się, że takie maleństwa też by zaraz podłapały :( .

PostNapisane: Sob cze 03, 2006 23:51
przez ryśka
Wychodzi na to, ze ryzyko jest za duże - nie wybaczysz sobie, jeśli te maluszki umrą po paru tygodniach, już odchowane.
Nie dam Ci łatwej rady. Jeśli nikt nie zapewni im właściwej opieki - lepiej je uśpić, niz narazić na to, ze później będą ciężko chorować..

PostNapisane: Nie cze 04, 2006 0:04
przez Kasia D.
Aniu, ja bym poszukała w schroniskach karmiacej kotki lub kotki, której uspiono miot...
Szkoda tych maluchów. To nie ich wina,ze nikt nie chce sie nimi zająć... :(

PostNapisane: Nie cze 04, 2006 0:07
przez Anka
ryśka pisze:Wychodzi na to, ze ryzyko jest za duże - nie wybaczysz sobie, jeśli te maluszki umrą po paru tygodniach, już odchowane.
Nie dam Ci łatwej rady. Jeśli nikt nie zapewni im właściwej opieki - lepiej je uśpić, niz narazić na to, ze później będą ciężko chorować..


Chyba też tak myślę :cry:
Jutro będę z dziewczyną rozmawiać. Jeśli jednak zdecyduje się na odkarmienie, to oczywiście pomogę szukać domków na stałe, a w razie potrzeby i tymczasowych. A jak nie to chyba lepiej uśpić teraz :( .
Dlaczego musimy podejmować takie decyzje :(

PostNapisane: Nie cze 04, 2006 0:10
przez ryśka
Anka pisze:Dlaczego musimy podejmować takie decyzje :(

Przez nieodpowiedzialność innych :(
Oby znajoma chciała się nimi zaopiekować.

PostNapisane: Nie cze 04, 2006 0:10
przez Anka
Kasia D. pisze:Aniu, ja bym poszukała w schroniskach karmiacej kotki lub kotki, której uspiono miot...
Szkoda tych maluchów. To nie ich wina,ze nikt nie chce sie nimi zająć... :(


Kasiu, masz rację. Tylko co? Dać je do schroniska? Do mnie? Do mnie to boję się tego, że jak wszystkie poptrzednie zarażą się jakimś świństwem. Ja od roku postanowiłam, że maluchów przyjmować nie mogę, na żaden domek tymczasowy, na nic. Za duże ryzyko.
Jak piszę ryśka - że odchowam, a potem ciężko się rozchorują i umrą :(

PostNapisane: Nie cze 04, 2006 2:31
przez eve69
Anka, ja je wezme
masz moj nowy numer?