Wkurzają mnie tacy ludzie...
Moja Milka bardzo poważnie chorowała a ja byłam studentką i miałam 800 zł na życie, łącznie z opłaceniem mieszkania, dojazdów na uczelnię, jedzenie itp. Kot zachorował - nie zapłaciłam za czynsz, spłaciłam po jakimś czasie zaległości, ale kota uratowałam. A leczenie trwało 2 tyg. i codziennie byłam z nią u weta (30-50 zł wizyta). Wszystko się da! I nie musiałam błagać nikogo o pomoc. Nawet moja mama nie wiedziała, że mam kłopoty.
A Kisiel miał KK. Same tabletki kosztowały 90 zł za opakowanie, nie mówiąc o zastrzykach i kroplach do oczu. Zaciska się pasa i tyle.
Kurde, no!
Oddać kota, psiakrew!
Wkurzona jestem.