Odnawiam stary temat ponieważ nie chcę zakładać niepotrzebnie kolejnego. Posiadam półtoraroczną kotkę. Niedawno była leczona na przeziębienie (zaniepokoiła nas jej osowiałość). Po podaniu leków nastąpiła poprawa, jednak kilku dniach jej stan gwałtownie się pogorszył, miała drgawki i wyciek z dróg rodnych. W panice udaliśmy się do pierwszej lecznicy całodobowej (była prawie noc). Diagnoza natychmiastowa- zaawansowane ropomacicze, jest źle, temperatura wysoka, nie wiadomo czy organy nie zatrute i czy macica jest jeszcze cała. Jedyna nadzieja to natychmiastowa operacja, bardzo ryzykowna, bez wstępnych badań i przygotowań bo nie ma czasu, zrobione jedynie usg. Pozostawiliśmy kotkę w lecznicy, mieli się odzywać następnego dnia. To była okropna noc, marzyłam o tym aby przeżyła. Z rana dostaliśmy telefon i pierwsze słowa jakie usłyszałam: "kot chce nas wszystkich pozabijać"
Okazało się, że była tam niesamowicie agresywna. Operacja się udała, o dziwo wszystkie narządy w porządku. Pomijając śledzionę która została usunięta ze względu na krwiaka. Ogólnie jak dla mnie cud. Zabraliśmy ją wieczorem w kubraczku, mieliśmy chodzić codziennie na zastrzyki i kontrolować jej stan zdrowia. Na początku była bardzo słaba i osowiała, jednak po kilku dniach wróciła do formy. Szwy już są zdjęte, jednak lekarz zalecił pozostawić kaftan jeszcze 3-4 dni. Jestem przeszczęśliwa, że wszystko skończyło dobrze. Zastanawia mnie tylko jedna rzecz i tutaj padnie pytanie do was - mianowicie kotka od czasu operacji bardzo często liże nas po rękach, twarzy. Wet powiedział, że ma to podłoże prawdopodobnie psychiczne. Ja jednak nadal nie rozumiem - dlaczego?