Abi - szkieletorek, zostaje w domu tymczasowym na zawsze :).

Myślałem, że wygrałem życie na loterii, ale to było złudne
. Mieszkałem w swoim domku z pańcia i wszystko było cudownie, aż podorosłem, zacząłem psikać w katach i na meble, to było silniejsze ode mnie, teraz wiem, że to instynkt, taka jedna duża tak powiedziała.
Pewnego dnia moja ukochana pańcia zapakowała mnie do koszyczka i zabrała na spacer, trochę jechaliśmy, później weszliśmy do takiego budynku, gdzie słychać było wiele zwierząt i był taki nieprzyjemny zapach rozpaczy, bardzo się wystraszyłem. Pańcia mnie wyjęła na takim stole pachniało jak u weta, jakaś inna Pani mnie obejrzała i zabrała.
Wsadziła mnie do metalowej klatki, zostałem sam nie było mojej pańci, bardzo rozpaczałem nie chciałem jeść, po kilku dniach dali mi zastrzyk i długo spałem, a jak się obudziłem to zanieśli mnie do dużego boksu gdzie było dużo kotów. Ze strachu schowałem się pod kołderkę i nie wychodziłem, nie chciałem jeść cały czas czekałem na swoją pańcie, ale ona nie przychodziła, zostałem zupełnie sam wśród obcych kotów, byłem przerażony.
Aż wczoraj jedna taka duża podniosła kołderkę, fajnie wyglądała i była taka miła i tak słodko do mnie mówiła, wyszedłem wczepiłem się w nogę i zacząłem głośno płakać, zabierz mnie proszę.
Druga duża też fajna powiedziała, że wyglądam jak szkieletorek, też coś troszkę trudno stać na łapkach i pupa się chwieje, ale od razu szkieletor.
Nie chciałem ich puścić, a co jak pójdę i ja tu znów zostanę sam, ale te duże to super były zabrały mnie z tego strasznego miejsca, teraz mieszkam u tej jednej dużej w przedpokoju, chucha na mnie i dmucha i podsuwa jedzonko i obiecała, że znajdzie mi taki prawdziwy domek gdzie będzie moja prawdziwa pańcia, która będzie mnie kochać.







Kociak ma ok. 10-11 miesięcy i został oddany do schroniska przez swoją „opiekunkę” prawdopodobnie, dlatego że zaczął znaczyć teren.
Bardzo dziekuje drynci
która zgodziła sie gościć Abiego u siebie na czas leczenia i podtuczenia 


Pewnego dnia moja ukochana pańcia zapakowała mnie do koszyczka i zabrała na spacer, trochę jechaliśmy, później weszliśmy do takiego budynku, gdzie słychać było wiele zwierząt i był taki nieprzyjemny zapach rozpaczy, bardzo się wystraszyłem. Pańcia mnie wyjęła na takim stole pachniało jak u weta, jakaś inna Pani mnie obejrzała i zabrała.
Wsadziła mnie do metalowej klatki, zostałem sam nie było mojej pańci, bardzo rozpaczałem nie chciałem jeść, po kilku dniach dali mi zastrzyk i długo spałem, a jak się obudziłem to zanieśli mnie do dużego boksu gdzie było dużo kotów. Ze strachu schowałem się pod kołderkę i nie wychodziłem, nie chciałem jeść cały czas czekałem na swoją pańcie, ale ona nie przychodziła, zostałem zupełnie sam wśród obcych kotów, byłem przerażony.
Aż wczoraj jedna taka duża podniosła kołderkę, fajnie wyglądała i była taka miła i tak słodko do mnie mówiła, wyszedłem wczepiłem się w nogę i zacząłem głośno płakać, zabierz mnie proszę.


Nie chciałem ich puścić, a co jak pójdę i ja tu znów zostanę sam, ale te duże to super były zabrały mnie z tego strasznego miejsca, teraz mieszkam u tej jednej dużej w przedpokoju, chucha na mnie i dmucha i podsuwa jedzonko i obiecała, że znajdzie mi taki prawdziwy domek gdzie będzie moja prawdziwa pańcia, która będzie mnie kochać.









Kociak ma ok. 10-11 miesięcy i został oddany do schroniska przez swoją „opiekunkę” prawdopodobnie, dlatego że zaczął znaczyć teren.

Bardzo dziekuje drynci

