Strona 1 z 40

HorseThesecond W DOMU!!!!!!!!!!!!!!!!!

PostNapisane: Pon sty 09, 2006 21:10
przez kordonia
Jestem załamana. W grudniu miałam do adopcji HorsaTheSecond, śliczneg srebrnego 8-miesięcznego kocurka, którego po kastracji wyadoptowałam porządnym zdawało sie ludziom.
Zawsze zapewniam domy adoptujące ode mnie koty, zemogą w każdym terminie kota zwrócić. No i zdarzyło się tak, że w sobotę dom zadzwonił, że kota oddają, ponieważ drapie ich dziecko.
Czekaliśmy o umówionej porze, ale nie przyjechali. Zadzwoniłam wie c do nich i tu się zaczeło. Najpierw pani powiedziała, ze mąż wyjechał pół godziny temu, i ze zaraz do niego zadzwoni. po 15 minutach zadzwoniłam jeszcze raz, ale nie odbierała mojego telefonu. Zadzwoniłam więc z innego numeru i odebrala. Nie chciałabym przeżyć drugi raz tego typu rozmowy. W kazdym razie był to stek pokrętnych wypowiedzi. Poczatkowo powiedziała, ze zdecydowali go sobie zostawić. Na pytanie, dlaczego nie powiadomili mnie o tym już nie uzysakałm normalnej odpowiedzi, tylko, ze ona mi tego nie mówiła, bo to mąż miał zadzwonić i ona nie wie, czemu nie zadzownił. No to ja na to, że chciałabym wpaść do nich zobaczyć Horsa. Znowu nastapiły dziwnw niespójne wypowiedzi, ale ostatecznie umówiłyśmy się na dziś.
Przyszłam, okazuje sie, ze kota oczywiście w domu nie ma, że w sobotę postanowili sobie go zostawić, a w niedzielę on rozorał dziecku twarz pazurami, a akurat był u nich kumpel i oni go oddali jemu. Oczywiście zapewniali jaki to odbry dom, itd. Nie bardzo moga podac namiary na kumpla, zresztą on nie jest stąd itd.

Oczywiście zdaję sobie sprawę,z ę to wszystko stek kłamstw. Prosiłam, zeby mi powiedzilei prawde, ze jeśli podczas wiezienia do nas przykłądowo uciekł, to żeby mi to powiedzieli, bo jest mozliwość odnalezienia takiego uciekiniera, ale oni trzymają się swojej wersji.

Jestem skrajnie roztrzęsiona. Nie wiem nawet, czy on żyje, czy nie wałęsa sie gdzieś na mrozie. Jestem przeświadczona, zę stąło się coś złego, bo to nie byli źli ludzie, ukrywają coś przed mną może ze wstydu, moze ze strachu przed awantura, nie wiem.

Ale ja wariuję.

Najgorszą tragedią osoby, która zajmuje się znajdami jest to,z ę musi koty wyadoptowywać ludziom. Nigdy nie ma tej pewności, ze trafia sie na dobrego człowieka, chociażby sprawiał pozytywne wrażenie.

PostNapisane: Pon sty 09, 2006 21:15
przez fruuu
miałaś podpisaną umowęadopcują z zastrzeżeniem że musza cięinformowac i możesz odebrać kociaka w razie czego? jeżeli tak mozęsz ich tą umową i sądem psotraszyć.

trzymaj się dzielnie. wierzę że dowiesz się gdzie jest kociak i uda siego uratowac :ok:

PostNapisane: Pon sty 09, 2006 21:15
przez Lena
kordonia, podpisalas umowe?

jesli tak masz ich adres i ja np w umowie mam zapis ze nie oddadza kota innej osobie ani do schroniska ani nigdzie bez powiadomienia mnie i zastrzegam sobie mozliwosc weryfikacji nowego domu jakby kot musial od nich odejsc i sami by znalezli chetnego

PostNapisane: Pon sty 09, 2006 21:16
przez mary2004
Strasznie przykre i prawdziwe, co piszesz :( Współczuje. Najgorsze, że czesto ludzie, którzy sprawiają dobre wrażenie i tak jak to określiłaś "nie są źli" potrafią być całkowicie nieodpowiedzialni :(

PostNapisane: Pon sty 09, 2006 21:16
przez seniorita
:strach: O mój boże!! Kordonia spisałaś z nimi umowę adopcyjną?? Zasugeruj im, że umowy cywilno-prawne sa obowiązujące się i że możesz zawiadomić organy ścigania o prawdopodobieństwie poełninia przestępstwa - znęcania sie nad zwierzętami.

[size=9]Chce mi się płakać ze złości[/size]

PostNapisane: Pon sty 09, 2006 21:20
przez Bombelek
brak mi słów jak ludzie sa nieodpowiedzialni. Tez mialam kiedys taka przygode, oddalam kota rodzinie ktora o tym marzyla i w ogole byli zachwyceni. Potem im sie odwidzialo i mieli kota oddac potem zmienili zdanie i w koncu udalo mi sie dowiedziec od sasiadow ze kot im uciekl jak ktos do nich przyszedl to drzwi na klatke byly otwarte. Potem ktos z sasiadow kota przegonil z klatki schodowej i kot przepadl. Jak ja go zaczelam szukac to bylo juz po kilkunastu dniach i nigdy nie udalo mi sie go spotkac.
Moze jestes wstanie dowiedziec sie od sasiadow albo moze ktos z Twoich znajomych ma w okolicach swoich znajomych.
Trzaymam kciuki.

PostNapisane: Pon sty 09, 2006 21:24
przez Dorota
Kordonio... :ok:

PostNapisane: Pon sty 09, 2006 21:26
przez dakota
Kordoniu, strasznie Ci współczuję takiej sytuacji. Chyba już lepsza jakakolwiek prawda od tej niepewności. Jeśli to przyzwoici ludzie, powinni zrozumieć Twoją udrękę. I tak, jak tu już napisano, wiele zależy od umowy, którą spisałaś. Nie możesz dać się zbyć. Jeśli zadzwonisz znowu, może zrozumieją, że nie dadzą rady się Ciebie pozbyć i że muszą w końcu powiedzieć co się stało i gdzie teraz jest kot. Jeśli 1-2 telefony "po dobroci" nie poskutkują, trzeba spokojnie wyłuszczyć sprawę z punktu widzenia umowy. Ale ogólnie natarczywców ludzie się boją, może trzeba, aby chcieli mieć Ciebie z głowy.
:(

PostNapisane: Pon sty 09, 2006 21:29
przez covu
kordonia...
tak mi przykro...
moge miec tylko nadzieje ze sie nawroca i ci powiedza co sie stalo...

PostNapisane: Pon sty 09, 2006 21:33
przez zuza
Kordonia :( To rzeczywiscie straszne :(

Mam nadzieje, ze sprawa sie wyjasni i to jak najszybciej.

PostNapisane: Pon sty 09, 2006 21:52
przez Siean
Kordonio, trzymaj się....
Mi latem tego roku kotka uciekła z domku, gdzie ją wyadoptowałam. Dziewczyna bała się przyznać, szukała, gdy powiedziała - szukałyśmy wspólnie, ale bezskutecznie... Straciłam moja Gwiazdę i do dziś moja mama ma wyrzuty sumienia, że kot chciał do nas wrócić...
Oby twoje srebro sie odnalazło...

PostNapisane: Pon sty 09, 2006 21:56
przez kordonia
Sprawa się nie wyjaśni :(
Nie spisywałam z nimi umowy. Zawsze biorę wszystkie namiary na rodziny adopcyjne, ale nie spisuję umowy.

Nie mam czym ich zaszantażować, tym bardziej, ze przybrali taktyke bycia miłymi i rozumiejącymi mnie ludźmi. I na pewno będa nadal brnąc w jedną i ta samą wersję.

Myślę, zę stao się coś w momencie przewozu kota (to mąż go wióżł), i dlatego ona chciała, zeby to on mnie o tym zawiadomił, skoro to on zawinił i unikała odpowiedzi.

Nie wierzę, ze wycofają się ze swojego stanowiska.

PostNapisane: Pon sty 09, 2006 22:14
przez zuza
Bosh... moze jeszcze warto sprobowac wyblagac, zeby powiedzieli prawde... :(

Zawsze myslalam o tym, ze ludzie, ktorym dajemy kota maja w nich zakladnikow naszych serc :(

PostNapisane: Pon sty 09, 2006 22:20
przez seniorita
Trzeba ich przekonać (zmusić) do przyznania sie co sie stało naprawdę. Też metodą bycia miłą i wyrozumiałą (na początek). Powiedz, że masz duże doświadczenie z kocimi adopcjami i świadomość jakie sytuacje sa prawdopodobne, a ta budzi sporo wątpliwości i masz podstawy sądzić, że ich wersja nie pokrywa sie w pełni z rzeczywistą. Ponieważ tej sprawy nie zamierzasz tak zostawić i będziesz próbować uzyskać odpowiedż jak to naprawde wygląda. Może więc z szacunku do ciebie i tego co robisz od razu powiedzą jak było naprawdę w końcu sa dorosłymi ludźmi.
Nie wiem czy to odniesie skutek, ale mam taka nadzieję.

PostNapisane: Pon sty 09, 2006 22:35
przez Siean
Powiedz im, że rozumiesz, że ucieczki kotów się zdarzają.... NIech tylko powiedzą prawdę...
Boje sie myśleć, co takie kłamstwo może oznaczać...