Strona 1 z 5

Jak oduczyć wędrówek kota wychodzącego? - można :)

PostNapisane: Sob gru 17, 2005 20:21
przez AnetS
Sprawa dla mine bardzo ważna - czy miał ktoś jakieś doświadczenia w oduczaniu wychodzenia "kota wychodzącego"...
Jak przeprowadzić to najłagodniej i w miarę bezstresowo dla zwierzaka?

Będę wdzięczna za każdą wskazówkę, a także za linki do istniejących już wątków na ten temat - jeśli takowe są, bo jakoś mi szukanie nie daje efektów... :(

Dziękuję.

PostNapisane: Sob gru 17, 2005 20:23
przez fruuu
chyba nic innego oprócz zamkniecia okien i drzwi oraz uzbrojenia sie w cierpliwość nie zadziała.... kotu nie przetłumaczysz ani nie wytresujesz. jak siłą nie zatrzymasz to zwieje. jest szansa że z czasem zapomni.

PostNapisane: Sob gru 17, 2005 20:27
przez Kaska
ja moje dziewczyny przestalam wypuszczac - ponad rok temu
wychodzily dosc dlugo - po podjeciu decyzji - kilka dni miaukolenia i powoli przywykly do mysli - OK - my nie wychodzimy
poszukam Ci watku zaraz

PostNapisane: Sob gru 17, 2005 20:38
przez Kaska
sprawdzilam - poltora roku sa niewychodzace

http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=16045

zaczyna sie jak horror - ale jest i happy end i wyciagniecie wnioskow z wlasnej glupoty :wink:

PostNapisane: Sob gru 17, 2005 20:40
przez AnetS
Kaska pisze:sprawdzilam - poltora roku sa niewychodzace

http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=16045

zaczyna sie jak horror - ale jest i happy end i wyciagniecie wnioskow z wlasnej glupoty :wink:


Kaska - dzięki wielkie... nawet nie wiesz, ile dodałaś mi otuchy :)

PostNapisane: Sob gru 17, 2005 20:44
przez gagucia
moje w lecie leza w ogrodzie i nie ipuszczaja raczej terenu.
w zimie jak juz musza to na sioo ale zaraz wala glowami w drzwi zeby wejsc.
jak sie nie uda to spia w psiej budzie.
jeden niestety biega na komisariat przez ulice.
rodzina walczy o bamsy na ulicy.
narazie ze wzgledu na problem posikiwania zamkniecie ich nie wchodzi w gre.
napewno zamkne je jezeli zrobia u mnie asfalt na ulicy.narazie nie ma;/i sie nie zapowiada.
u mnie kazdy nowy kot wychodzi dopiero ok MINIMUM pol roku po kastracji.przybiega kazdy na kazde zawolanie zawsze.staram sie wolac czesto zaraz po wypuszczeniu.
narazie jedyny dobry sposob to przytrzymanie kota do doroslosci w domu i po kastracji tez i wypuszczanie tylko na sioo.

PostNapisane: Sob gru 17, 2005 20:56
przez Kaska
gagucia - teraz dla mnie jedyna opcja to trzymanie kota w domu

wydaje sie niewiarygodne gdy wypuszczasz - ale naprawde koty przywykaja do tego rozwiazania
a od sioo mam kuwete :wink:

i mowie to z pelna odpowiedzialnoscia - bylam glupia gdy wypuszczalam dziewczyny liczac na to, ze trzymaja sie tylko ogrodka kamienicy - kazdego dnia ryzykowalam ich zyciem

a to ja odpowiadam za ich bezpieczenstwo
i jestem wdzieczna forum bardzo za uswiadomieni mi ;

ze koty nie musza wychodzic
ze trzymanie w domu kwiatow moze byc dla nich niebezpieczne
ze karmienie whiskasem i KK to placenie za fasfood
ze nalezy z kotem gnac do weta gdy wlascicielowi wydaje sie, ze cos jest nie tak ( dzieki temu problemy nerkowe mialy szybko i sprawnie zdiagnozowane )

PostNapisane: Sob gru 17, 2005 21:35
przez tangerine1
Kaska pisze:sprawdzilam - poltora roku sa niewychodzace

http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=16045

zaczyna sie jak horror - ale jest i happy end i wyciagniecie wnioskow z wlasnej glupoty :wink:


:strach: niby wiedziałam, ze się znajdzie a i tak obgryzłam pazury z nerwów.

PostNapisane: Sob gru 17, 2005 22:08
przez Agalenora
To ja też dodam coś z mojego podwórka.

Nasza czarna kocica przez pierwszy rok u nas rezydowała w małym mieszkanku. Nie wychodziła, no chyba że zaplątala sie miedzy nogami, to wybiegala na klatke i pach-pach... biegala po schodach w gorę i w dół 11 pietrowego bloku w gorę i w dół. Trzeba bylo urządzić lapanki. na szelkach nie chciała łazić... kladla się na trawie i jęczała...
Od chwili gdy się u nas pojawiła wykazywała ogromną chęć dania drapaka w większy świat.
(btw. trafila do nas w wieku ok. 3-4 mies - i pierwsze miesiące swego życia -nota bene lato - spędzila buszując w ogrodzie)

Sąsiedzi narzekali na rozpaczliwe koncerty Kity. biedulka często zostawala sama w pustym mieszkaniu. Ale koncertowala również, gdy ktores z nas bylo w domu. I bywala zla, niezadowolona, nastroszona.

Kiedy przeprowadziliśmy się do niewielkiego ceglanego 2 pietrowca przy Lasku na Kole postanowiliśmy zaryzykować i dac jej wolną rękę, a wlasciwie łapę. Ma schodki prowadzące na loggie, wychodzi i wraca kiedy chce.
I to nie tak, ze ja się nie boję, bo bardzo się boję.

Ale wiem jedno - kot cierpiał (już o tym pisalam obszernie na jednym z wątków) i rok minął, nie dało się jej przyzwyczaić do stacjonarności

Ale nie o tym.

Padlo pytanie - jak oduczyć kota wychodzenia.

Mam swoj patent. Moze się sprawdzi.

Dokocenie.
I to najlepiej kotem mającym inklinacje do pozostawania w domu.

Odkąd pojawila sie Pyza, Kicia zrobiła się absolutnie stacjonarna. Co prawda kilka razy pomiaukiwała, dopraszając się zezwolenia na wyjście - po 5 minutach byla spowrotem na loggi...Moze grudniowa pogoda nie taka fajna , a poza tym tyle się dzieje w domu.

No, nie poznaję mojej kocicy.

Atrakcje są na miejscu, w domu... nie trzeba ich szukać w outdoorze.
Natomaist nasza nowa kocinka - Pyza - zupełnie nie wykazuje chęci wyjscia poza obręb mieszkania... Nawet uchylenie drzwi na klatkę kończy sie niepewnym spojrzeniem... i powrotem do bezpiecznego pokoju.

PostNapisane: Sob gru 17, 2005 22:32
przez aguś
Trzeba miec po prostu dużo cierpliwości i samozaparcia.
A i zatyczki do uszu.
Antonina przestała wychodzic po naszej przeprowadzce.
Przez jakieś 3-4 miesiące w nocy usiłowała się przedrapac przez okno.
Żeby nas ukarać zabiła nam wszystkie kwiatki :lol:
Nie wychodzi już prawie trzy lata.
I jest spokój.
Czego i Tobie życze.

PostNapisane: Sob gru 17, 2005 22:41
przez Siean
Może zróbcie wolierę?
Koleżanka ma kota urodzonego gdzieś na podwórku. Póki mieszkali na trzecim piętrze, kot nie dawał jej żyć - polowanie na nogi, nocne koncerty, gryzienie rąk... Pełne szaleństwo. Wszystko się zmieniło, gdy wyprowadzili się na wieś - kot zamienił się w podwórkowego tygrysa, non-stop polującego, zapuszczającego się na coraz dalsze wycieczki...
Gdy trzeci raz trzeba było go zdjąć z wierzchołka dębu [skrył się tam przed psami, wszedł, ale nie dawał rady zejść], musieli wzywać Straż Pożarną. iedny strażak wyszedł z tego zdrowo podrapany i pogryziony. Nastepnego dnia koleżanka zainwestowała w siatkę. Kot wychodzi na dwór, a i owszem. Ma nawet ocieplaną budę, by mu się wygodnie nocowało, jak nie ma ochoty na pobyt w domku. Ale nie opuszcza woliery.
A koleżanka śpi znacznie spokojniej...

PostNapisane: Nie gru 18, 2005 0:31
przez AnetS
Kaska pisze:zaczyna sie jak horror - ale jest i happy end i wyciagniecie wnioskow z wlasnej glupoty :wink:



Powtarzam sobie to zdanie jak mantrę... MUSI się udać...

PostNapisane: Nie gru 18, 2005 21:36
przez AnetS
Walczymy dzielnie... najgorsze są noce :( - wyjec wyje :roll: , ja beczę :placz: , TZ się wścieka :evil:

PostNapisane: Nie gru 18, 2005 21:59
przez aguś
Dacie radę.
Kciuki trzymam.

PostNapisane: Nie gru 18, 2005 22:06
przez zuza
Trzymam!