Strona 1 z 15

On, ona i kotki 3. Tosia za Tęczowym Mostem...

PostNapisane: Śro lis 16, 2005 11:37
przez Agalenora
Witajcie :D
Bardzo się cieszę, że trafilam na Wasze forum.
Postanowiłam zalożyć nowy wątek, gdyż szukam rady kocich fachowców.

Od jakiegoś czasu rozmyślamy nad powiekszeniem kociej gromadki... i przygarnięciu jeszcze jednego kitonga w potrzebie... wychowalam sie w domu, gdzie zawsze bylo dużo stworzeń psio-kocich.

Udalo mi się przekonać moją męską połowę... ale pozostaje jeszcze jeden domownik, z ktorego zdaniem należy się liczyc - Otoż to - jak zareaguje moja kocica Kicia? Kicia ma 2 lata i pochodzi z linii dość wojowniczych kotek. Bardzo przywiązana do nas, śpi na poduszce, ale wychodzi, czesto trzeba ją wypuszczać z domu w polowie nocy (niestety, mieszkamy na parterze, nie udało się jej wyklarować, ze lepiej siedzieć w bezpiecznym domku... woli grac w kocią ruletkę, jak to zostalo trafnie na forum ujęte)
Pomimo iż kotka bardzo lubi ludzi, przejawia niechęć wobec obcych kotow. Stroszy sierść i prycha. jest wysterylizowana, ale wcale nie należy do łagodnych stworzonek
Chodzący na smyczy wielki kastrat sąsiadow ucieka przed nią gdzie pieprz rośnie... ostatnio zapalal niechęcią do spacerów, z uwagi na możliwość napotkania Kici
Moje pytanie - czy ryzykować powiększenie stadka. A jeżeli tak - na jakiego zwierzaka się zdecydować? Czy jest szansa, że Kicia zaakceptowala, otoczyla opieką młodego kotka?

Bardzo proszę o radę, zwlaszcza tych z Was, ktorzy mają podobne doświadczenia. Dorosly kot plus nowy zwierz w rodzinie...

Kiedyś opiekowała sie myszką, taką baby mouse, ktorą przyniosła w pyszczku, całą i zdrową... To bylo niesamowite, takie międzygatunkowe macierzynstwo - pomiędzy niedoszłym oprawcą i ofiarą...

PostNapisane: Śro lis 16, 2005 12:45
przez Kasia D.
Trudna sprawa...
Ale wychodzę z założenia, ze dopóki nie spróbuje to sie nie przekonam.
Weź maluszka,kocurka. I daj kici kilka dni. Na razie niech malutek mieszka w innym pokoju a potem się zobaczy...

PostNapisane: Śro lis 16, 2005 13:02
przez izaA
Prześledź wątki o dokoceniach. Bardzo rzadko zdarza się, żeby się w końcu nie dogadały, niektóre na drugi dzień, inne po roku. Łatwiej dokocić się maluchem, to sprawdzone. U nas rezydentka jest dużo młodsza od nowego i po ponad 2 miesiącach widzimy świtełko w tunelu, a było bardzo ostro... Skoro jest wychodząca, to problem jakby mniejszy, bo się Wam terytorium wpływów powiększa o podwórko :D

PostNapisane: Śro lis 16, 2005 16:53
przez Agalenora
Dzięki za wsparcie... też skłaniam się ku opcji "maly kotek" bo mam nadzieję, że jakiś instynkt macierzyński obudzi się w naszej Kici... może jeżeli będzie czuła się silniejsza, zaakceptuje nowego towarzysza, nie będzie się czula zagrożona.

Ale czy płeć kociaka ma znaczenie?

PostNapisane: Śro lis 16, 2005 17:01
przez Maryla
będziesz miała kłopot ze znalezieniem maluszka któremu pozwolisz wychodzić ....

PostNapisane: Śro lis 16, 2005 17:19
przez Agalenora
Ja raczej jestem zdania, że maly kot nie powinien wychodzić, poki co będzie mial szlaban. Kicia przez pierwszy rok swojego żywota (mieszkalismy wtedy w kawalerce w dużym bloku) byla kotem indoorowym czyli siedzącym w domu... jednak przeprowadzka na parter (mamy duże okna, balkon i... karmnik ptasi za oknem) spowodowała, iż obudzil się w Kici łowca i wagabunda...
sami chyba wiecie, jak trudno jest zatrzymać w domu kota mieszkając na parterze. Na szczęście w okolicy jest lasek i łączka i maly ruch samochodow...

poza tym Kicia odwiedza sąsiadkę

Nadopiekunczość bylaby chyba krzywdą, coś byśmy jej odebrali... jakąś część wolności, niezależności.

Obawiam się, że prędzej czy pozniej drugi kocjan (jeśli taki/ taka będzie) pojdzie w jej slady.

PostNapisane: Śro lis 16, 2005 17:26
przez smil
Agalenora,
wychodzenie nie warunkuje niezależności. Za to zawsze stanowi jakieś niebezpieczeństwo. Brak możliwości wychodzenia nie jest synonimem nieszczęścia.
Ja nie mieszkam na parterze, ale na czwartym piętrze. Jestem pewna, że moje koty wędrowałyby po balustradzie, chodziły do sąsiadów - i z pewnością odbierałyby to jako atrakcję. Ale nie dane im było tego poznać. I nie będzie. Wychodzą wyłącznie na zasiatkowany balkon. Albo do weta (no, za tym akurat nie przepadają).

Maryla zauważyła, że ciężko będzie Ci znaleźć kota na forum. Większość osób adoptujących kociaki nie chce skazywać ich na "wolność" kosztem ich bezpieczeństwa.

PostNapisane: Śro lis 16, 2005 17:44
przez Agalenora
Smil,

Nasza kotka świetnie radzi sobie już ponad połtora roku, jako kot wychodzący, choć pierwszy rok swojego życia spędzila w malej ciasnej kawalerce.
Pamiętam, jak żałośnie miauczala, gdy zostawala sama w domu.

Teraz jest radosnym, zadowolonym kotem.

Też bardzo bałam się, ale ja wychowalam się w domku z ogrodem. Nie do pomyślenia bylo trzymanie kota w mieszkaniu.

Uważam, że każdy kot jest inny. Niektorym wystarcza niewielki rewir, inne muszą eksplorować.

Jeżeli mieszkalabym na czwartym piętrze, sprawa bylaby jasna.
Wyobraź sobie jednak, że mieszkasz na parterze... a za oknem pasą się gołębie i sikorki.
Nie bylo nam łatwo, ale zdecydowaliśmy, że tak będzie najlepiej dla Kici.


Nie można kotów krzywdzic nadopiekunczością. To egoistyczne - my czujemy się zadowoleni, szczęśliwi że kot jest bezpieczny. Ale czy kot jest szczęśliwy?
To co pisze, niekoniecznie musi być regułą. Być może nie każdy kot ma aż tak rozbudowaną potrzebę wolności, przestrzeni... nasi znajomi mają kocury siedzące w domu, równie szczęśliwe.

PostNapisane: Śro lis 16, 2005 18:28
przez czitka
Witaj! To i ja swoje 3 grosze. Popatrz na podpis. Ta większa, dwuipółletnia kotka, wysterylizowana, a obok niej mała Balbisia niespełna czteromiesięczna. Czitunia jest kotką wychodzącą do ogrodu i okolicznych ogródków, zawsze śpiącą w domu na poduszkach i innych miękkościach, rozpieszczoną do immentu, bardzo agresywną w stosunku do innych kotów, które pojawią się na naszym terenie. To pani swoich włości. Aczkolwiek została jako małe kocię przygarnieta do domu, gdzie mieszkał z nami wielki, dorosły kocur. Poszło gładko. Trzy dni i spokój.
Mięliśmy podobne obawy i niepokoje. Jak przebiegało poznawanie Balbinki i dzielenie wspólnego już terytorium, naszych serc i rąk? I łóżka?
Puknij poniżej w moje www, wyjdzie jak na dłoni, dzień po dniu. Balbinia jest z nami już prawie miesiąc, koteczki doszły do porozumienia, do łapkoczynów nie dochodziło. Balbisia nie wychodzi i do wiosny wychodzić nie będzie, poczekamy aż stanie się dużą, samodzielną i wysterylizowaną kotą. Czitka nadal ma swobodę, aczkolwiek zimno się robi, nos wystawi i wraca na kaloryfer.
Nasz przykład jest z pewnością krzepiący i optymistyczny, musisz jednak pamietać, że bywa różnie. Według mnie, a właściwie nas, ogromnie dużo zależy właśnie od nas, od atmosfery panującej w domu, przyjętej taktyki w sposobie towarzyszenia kotkom w pierwszych dniach wspólnych, naszego sposobu reagowania na animozje, naszego stosunku do rezydenta i nowego lokatora, kwestii spania, posiłków, ilości głasków przypadających na kota i czasu, który możemy im obu poświęcić w pierwszych dniach. I sposobu wprowadzenia nowego lokatora na terytorium rezydenta. To bardzo ważne! Ćwiczyliśmy dwukrotnie, dwukrotnie udało się nam i kotkom stworzyć warunki dla wspólnego bycia.
Ale bywają osobniki oporne na wszelkie pomysły i pertraktacje, których nigdy jednak w takich sytuacjach za wiele.
Pozdrawiamy serdecznie!

PostNapisane: Śro lis 16, 2005 18:57
przez Agalenora
Czitka, dzięki za dobre wieści :D Bardzo urocze są Twoje Cat Ladies. Ja też mam nadzieję, że nasza Kicia-Quicia zaakceptowałaby nowego domownika... Sytuacja Twojej starszej Kotki coś mi przypomina... Też jestem zdania, że młodsze będzie (o ile takie będzie...), co najmniej do czasu sterylizacji przesiadywać w pieleszach domowych.
W każdym razie, zima idzie... chyba czas wyciągnąć pomocną dłoń i przygarnąć jakieś zmarznięte kocie istnienie.

PostNapisane: Śro lis 16, 2005 21:11
przez smil
Agalenora pisze:Smil,

Nasza kotka świetnie radzi sobie już ponad połtora roku, jako kot wychodzący, choć pierwszy rok swojego życia spędzila w malej ciasnej kawalerce.
Pamiętam, jak żałośnie miauczala, gdy zostawala sama w domu.

Teraz jest radosnym, zadowolonym kotem.



Tak się składa, że co jakis czas na tym forum, jak również na innych forach a i w realu spotykamy się z historiami, które zakończyły się tragicznie. A to kot, który przez kilka lat wychodził tylko ogrodu i nigdy nie opuszczał granic domostwa ginie potrącony przez samochód, a to jakieś zatrucie ze skutkiem śmiertelnym, albo po prostu zniknięcie bez śladu...
Wiele jest takich wątków. Może wpisz w wyszukiwarkę "koty wychodzące" i poczytaj.

Z kotem to trochę tak, jak z dzieckiem. Jest wiele rzeczy, których nie przewidzi. NIe wiem, ile masz lat, ale za mojego dzieciństwa dzieci (nawet przedszkolaki) bez problemu spędzały całe dnie na podwórkach bez nadzoru ze strony dorosłych. Dzisiaj jest inaczej. Czasy się zmieniły, na niekorzyść tak dla dzieci, jak i kotów, niestety.

Mam w domu bardzo temperamentne koty. Pikaśka - żywe srebro, a w porywach diabeł wcielony, urodziła sie na wolności. Chora, głodna, razem z bratem została uratowana przez Janę i dzięki wsparciu osób z forum dostała szansę na życie. Balbina zażywała wolności zamknięta jako kociak w szafce z transformatorem, skazana na śmierć w męczarniach.
Tak się składa, że moja siostra mieszka na wsi, w spokojnej okolicy. Ma psa, z rodowodem, który wychodzi wyłącznie z opiekunami. Przy okazji spacerów do lasu znajdują koty i psy w rowie, albo rozjechane na drodze (na której nie ma dużego ruchu), albo uwiązane powrozem do drzewa. To nie są dzikie zwierzęta, tylko domowe, oswojone z człowiekiem. Te wychodzące.
To, że nie mieszkamy na parterze, nie ma żadnego znaczenia. Gdyby tak było, oglądałyby świat przez siatkę w oknach.

...

PostNapisane: Śro lis 16, 2005 21:26
przez burmanka
Powiem Ci tak.. Moja kocica też phyyyka na inne kotki (no ale przyzwyczaila sie do jednego kocura u mojej babci, czesto tam z nia jezdze, kotki znaja sie od dziecinstwa).. Za to wielbi psy :D Myślę że jak będziesz miała jeszcze jednego kociaka to twoja Kicia się do niego przyzwyczai i go zaakceptuje..

PostNapisane: Śro lis 16, 2005 21:41
przez Agalenora
"Tak się składa, że co jakis czas na tym forum, jak również na innych forach a i w realu spotykamy się z historiami, które zakończyły się tragicznie. A to kot, który przez kilka lat wychodził tylko ogrodu i nigdy nie opuszczał granic domostwa ginie potrącony przez samochód, a to jakieś zatrucie ze skutkiem śmiertelnym, albo po prostu zniknięcie bez śladu..."

Smil,

rozumiem Twoją troskę, ale...

ludziom też zdarzają sie wypadki - nie latajmy samolotami, nie prowadźmy samochodu...bo ci, co prowadzą samochody i latają samolotami też giną w wypadkach, katastrofach.
Czy do tego zmierzasz?

Nie wolno myśleć, że cały swiat poza naszym domem jest niebezpieczny i pełen zasadzek. A ludzie źli i bezduszni... My mamy wspanialych sąsiadow, ktorzy znają naszą Kicię, a ona często wpada do nich na "plotki"
Gdybym czula, że coś realnego Kici grozi, na pewno nie pozwoliłabym jej wychodzić z domu (mieszkaliśmy jakiś czas w dużym bloku, na Mokotowie, ... tam warunki były koszmarne i Kita całymi dniami siedziala zamknięta w mieszkaniu)

Bezdusznością byloby odebrać naszej kotce tą wolność, ktorej zakosztowała i w ktorej tak się rozsmakowala


A siatki w oknach chyba są namiastką więzienia. Kochamy naszą kocicę, ale własnie dlatego nie będziemy jej więzić...
pozdrawiam
A

PostNapisane: Śro lis 16, 2005 21:46
przez Agalenora
"Moja kocica też phyyyka na inne kotki"
Burmanko
A moja goni dużego kastrata, dwa lub trzy razy cięższego i szerszego od niej! Biedaczek boi się wychodzić ze swym panem na spacery smyczowe...

ale małą myszką się opiekowała... daję słowo :D :D Na potwierdzenie tego fenomenu mam zdjęcia w komorce, ale nie wiem, czy uda mi się je wgrać tutaj.

PostNapisane: Śro lis 16, 2005 22:16
przez Jana
Zajrzyj tutaj http://forum.miau.pl/przegld-miesica--vt32758.html

Ja nie oddałam kota na wychodzącego, mimo, że oprócz tego domki były super. Balkon na parterze też można fajnie zabezpieczyć.