W rodzinie mojego byłego był przypadek obumarcia płodu (w 7 miesiącu!!!! ) z powodu toxoplazmozy. Dziewczyna nie miała kontaktu z kotami, ale niestety jadła surowe mięso. (To jeden z tych przypadków, kiedy niewiedza doprowadza do tragedii - qrka, przecież wystarczyło jedną książkę o ciąży przeczytać ...)
Kiedy byłam w ciąży z Ulaszkiem, miałam robione testy na toxoplazmozę (wtedy nie miałam kotów, tylko psy). USG wykazało jakieś zmiany w główce maleństwa i lekarze uważali, że to może być wynik zarażenia. Okazało się, że mimo iż od dzieciństwa męczyłam ciągle jakieś kotuchy - nigdy toxoplazmozy nie przeszłam. (A główeńka Ulki doszła sama do normy na szczęście, tylko się strachu ogromnego najadłam)