Oj strasznie to trudne decyzje....
Dawno, dawno temu mieliśmy kota, który absolutnie uwielbiał jeździć na działkę. Do tego stopnia, że widząc zbierającą się rodzinę właził do torem, albo umiejscawiał sie mojemu Ojcu na ranionach i tak zobe wędrowali do samochodu: tata z pełnymi rękoma działkowych bambetli i kotem stojącym mu na ramionach, za głową, z najeżonym ze szczęścia ogonem. Sielanka trwała póki Kicka nie uszkodziły bezpańskie psy .
Było to ponad 10 lat temu. Od tej pory rodziciele mają absolutny zakaz wynoszenia zwierząt poza próg domu. Niezastosowali się tylko raz, zabierając Kotę na tydzień na działkę (ja o tym nic nie wiedziała, wyjechałam z miasta na miesiąc). Kota pilnowała się szalenie nie wychodząc poza ogrodzenie, sypiała w pościeli, załatwiała się na jednej wybranej przez siebie grządce ... Ale jestem świadoma, że po prostu miała szczęście....
Po karczemnej awanture jaka nastąpiła po moim powrocie Przodkowie już nigdy, przenigdy nie odważyli się powtórzyć manewru z działką.
Trudno, uznałam, że kot bezpieczny może być tylko w domu...
Tak to wygląda u nas.