Strona 1 z 5

Lecznica "Szarak" -dzielnica URSUS w Warszawie

PostNapisane: Wto sie 09, 2005 22:16
przez Elżbieta P.
Dziś około 15.00 na środku chodnika vis-a-vis lecznicy weterynaryjnej leżał umierający kot. Nie wiadomo było - czy chory, czy potrącony przez samochód. Słaniał sie na nogach, padał na bok, próbowal wstawać, przewracał się. Zabiedzony, brudny. Przechodnie zainteresowali się. Ktoś pobiegł do lecznicy - prosic o pomoc, ktoś inny przyniósł koszyk, aby przenieść w nim kota. Kot, choć pozwalał sie głaskać, uniesiony - z wrzaskiem rzucił się na Pana - pogryzł go i podrapał.

W pustej lecznicy urzędowała przy biurku - pani doktor. Widziała umierajacego kota przez okno, ale nie zrobiło to na niej wrażenia.
Przechodnie prosili, aby wezwała telefonicznie Straż Miejską lub zawiadomiła telefonicznie lekarza upoważnionego do przejmowania bezdomnych kotów z dzielnicy (gabinet o 5 min drogi samochodem) lub wyszła z gabinetu i w jakiś sposób kotu pomogła (nawet jeśli miała być to dla kota ostatnia pomoc w życiu).

Pani doktor nie mogła wyjść, nie znała numeru telefonu Straży Miejskiej, nie znała numeru telefonu pobliskiego lekarza, nie miala książki telefonicznej i pewnie wyparłaby się posiadania aparatu telefonicznego, gdyby takowy nie stał na biurku. Pani doktor weterynarii całkowicie "olała" cierpiacego kota.
Klinika z tą "wrażliwą" panią doktor nazywa się "Szarak" i mieści sie przy ulicy Dzieci Warszawy w dzielnicy Ursus.

No cóż - Warszawiacy z Ursusa - idąc do lekarza ze swoimi pupilami - omijajcie "Szaraka", a szczególnie pracującą w nim pania doktor. Los waszego kota pewnie jej bedzie tak samo obojetny jak los umierającego na jej oczach zwierzaka.

Przechodnie, widząc, że nic nie wskórają - poprosili o pomoc inną panią doktor z Lecznicy Weterynaryjnej przy ulicy Walerego Sławka , oddalonej o około 200 metrów od umierajacego kota. Ta pani doktor, pomimo pacjenta na stole - natychmiast zatelefonowała tam, gdzie należało. Straż Miejska przybyła po 5 minutach, lekarz - po nastepnych - 5 minutach. Kot zmarł.

No cóz, tak mu było pewnie pisane. I nie chodzi tu o ratowanie życia, którego nie można było uratować. Chodzi o obojętność i niechęć do jakiegokolwiek działania. Pewnie pani doktor bała się podejść do kota - i tu nawet można ją zrozumieć. Ale dlaczego pani doktor - tak bardzo wzbraniała się przed odbyciem jednej czy dwóch rozmów telefonicznych ?
Są ludzie, którzy z pasją wykonują swoją pracę, ale są też tacy, którzy robią to tylko dla pieniędzy.

PostNapisane: Wto sie 09, 2005 23:28
przez Blue
Bardzo szanuje to ze druga pani doktor wykazala sie jakimkolwiek dzialaniem - ale czy tez nie mogla wyjsc po prostu do tego kota i udzielic mu zwyczajnie pomocy? :(
Umierajacy kot lezy 200 m od lecznicy - czy naprawde trzeba az dzwonic po SM ktora bedzie z kolei wzywala dopiero jakiegos tam weta?
Dla mnie to tez jest niepojete :(

Przypomina mi to sytuacje gdy znalazlam tuz obok pogotowia nieprzytomnego faceta ktory mial duze problemy z oddychaniem, polecialam na pogotowie (przylegajace do szpitala zreszta) i dowiedzialam sie od lekarza dyzurnego ze nic zrobic nie moze - musze czekac na przyjazd karetki.
Czekalam kilkadziesiat minut - na szczescie facet dozyl do tego czasu...

PostNapisane: Wto sie 09, 2005 23:38
przez Blond Tornado
Smutek ogarnia...i złość...

PostNapisane: Śro sie 10, 2005 7:19
przez Aga1
Boże, co to był za kot?! Jak wyglądał?!

PostNapisane: Śro sie 10, 2005 8:04
przez Prakseda
Elżbieto P, czy możesz podać pełny adres tej lecznicy? Czy znasz nazwisko tej pseudolekarki?
Czy klinika należy do niej?

Pytam o to bo myślę, że nie można tego tak zostawić. Trzeba kobietę "napiętnować", napisać kilka słów do lecznicy. Zagrozić bojkotem tej placówki. Może ona jest tylko na etacie a właściciel nie ma pojęcia o jej "etyce" zawodowej.

Biedna kocina. Budująca jest jednak reakcja ludzi. Ja spotkałam się z odwrotnym przypadkiem.
5 m od lecznicy na Mokotowie umiejscowionej w parku leżał w trawie ranny kot. Potrącony przez samochód, nie mógł się ruszać ( złamany kręgosłup, pęknięta wąŧroba). Przed budynkiem kolejka ludzi z pupilkami. Nikt nie zainteresował sie leżącym kotem. Za to mój wet bardzo się przejął - nie wziął ode mnie grosza za badania i usiłowanie ratowania biedaka.

lecznica ursus przy Wrusie

PostNapisane: Śro sie 10, 2005 8:13
przez Thien
Witam.
Znam tą lecznicę i stanowczo jej nie polecam. Nie dość że nie ma w zwyczaju stosować zniżek dla kastracji znajdek to jeszcze umawia po kilku pacjentów na jedną godzinę i po zabiegu kociak jest natychmiast wywalany na zewnątrz bo już kolejny czeka.
Pozdrawiam

PostNapisane: Śro sie 10, 2005 8:43
przez Elżbieta P.
Aga1 pisze:Boże, co to był za kot?! Jak wyglądał?!


Typowy buras - tygrys, niemłody, chłopak - bardzo brudny i wynędzniały.

PostNapisane: Śro sie 10, 2005 8:52
przez Catrina
Jestem bardzo przygnebiona ta sprawa. Wiem, ze temu kotu, to juz nie pomoze ale napisalam do tej lecznicy e - maila z moja opinia na temat postawy tej lekarki.
Kochani jesli macie 5 minut to tez cos napiszcie, niech kobieta wie, ze cala Polska juz sie o niej dowiedziala i ze potepiamy jej zachowanie. Niech sobie siedzi za tym biurkiem ale niech wie ze jest obserwowana.

szarak@gower.pl

PostNapisane: Śro sie 10, 2005 9:22
przez Elżbieta P.
Prakseda pisze:Elżbieto P, czy możesz podać pełny adres tej lecznicy? Czy znasz nazwisko tej pseudolekarki?
Czy klinika należy do niej?

Pytam o to bo myślę, że nie można tego tak zostawić. Trzeba kobietę "napiętnować", napisać kilka słów do lecznicy. Zagrozić bojkotem tej placówki. Może ona jest tylko na etacie a właściciel nie ma pojęcia o jej "etyce" zawodowej.


Nie znam nazwiska tej lekarki. Nie bywam w tej klinice, choć mieszkam blisko. Napisałam ten watek właśnie po to, aby mieszkańcy Ursusa wiedzieli, gdzie nie należy chodzic ze swymi pupilami.

Lecznica Weterynaryjna "Szarak"
Dzieci Warszawy 48
Warszawa - Ursus

PostNapisane: Śro sie 10, 2005 9:24
przez Elżbieta P.
Catrina pisze:Jestem bardzo przygnebiona ta sprawa. Wiem, ze temu kotu, to juz nie pomoze ale napisalam do tej lecznicy e - maila z moja opinia na temat postawy tej lekarki.
Kochani jesli macie 5 minut to tez cos napiszcie, niech kobieta wie, ze cala Polska juz sie o niej dowiedziala i ze potepiamy jej zachowanie. Niech sobie siedzi za tym biurkiem ale niech wie ze jest obserwowana.

szarak@gower.pl


Wysyłam im link do tej strony. Niech poczytają.

PostNapisane: Śro sie 10, 2005 9:35
przez Prakseda
LUDZIE PROSZĘ PISZCIE TAM. MUSIMY REAGOWAĆ. KTO MA TO ROBIC JAK NIE MY.

Ja napisałam krótko. W nerwach nic mądrego mi do głowy nie przyszło.

"Nie wiem co kierowało Panią przy wyborze tego zawodu, ale z pewnością była to pomyłka. Pani nieetyczne postępowanie poruszyło rzesze miłośników zwierząt i zwyczajnie ludzi o pewnym poziomie wrażliwości i kultury. Opis wczorajszego wydarzenia czyli odmowa pomocy umierającemu kotu (nawet wezwania innego lekarza czy straży miejskiej) obiega właśnie kraj. Mam nadzieję, że mieszkańcy Ursusa będą kołem omijać Pani lecznicę."

PostNapisane: Śro sie 10, 2005 9:36
przez Prakseda
LUDZIE PROSZĘ PISZCIE TAM. MUSIMY REAGOWAĆ. KTO MA TO ROBIC JAK NIE MY.

Ja napisałam krótko. W nerwach nic mądrego mi do głowy nie przyszło.

"Nie wiem co kierowało Panią przy wyborze tego zawodu, ale z pewnością była to pomyłka. Pani nieetyczne postępowanie poruszyło rzesze miłośników zwierząt i zwyczajnie ludzi o pewnym poziomie wrażliwości i kultury. Opis wczorajszego wydarzenia czyli odmowa pomocy umierającemu kotu (nawet wezwania innego lekarza czy straży miejskiej) obiega właśnie kraj. Mam nadzieję, że mieszkańcy Ursusa będą kołem omijać Pani lecznicę."

PostNapisane: Śro sie 10, 2005 9:38
przez Prakseda
Przepraszam, chyba kliknęłam dwa razy.

PostNapisane: Śro sie 10, 2005 9:49
przez Catrina
Piszcie koniecznie!, to na prawde dziala. Wyobrazcie sobie co by bylo u Was w firmie gdyby przyszlo 100 maili ze skarga na czyjes zachowanie? Moj TZ doprowadzil kiedys do wywalenia z z pracy kierowce, ktory sie "chwalil' ze specjalnie przejechal kota. Poszedl do szefa i powiedzial ze nie bedzie pracowal z takim bydlakiem i go wywalili w tym samym dniu.
Siedzicie na forum, to mozecie poswiecic 5 minut na napisanie maila!
Ja jeszcze wyslalam do Rzecznika Odpowiedzialnosci Zawodowej z Warszway:
rzecznik@wilw.waw.pl

W Szamotulach byla podobna sytuacja i jak rzecznik i inne instytucje dostaly dziesiatki maili to sie zaczelo!

PostNapisane: Śro sie 10, 2005 10:15
przez Aga1
Elżbieta P. pisze:
Aga1 pisze:Boże, co to był za kot?! Jak wyglądał?!


Typowy buras - tygrys, niemłody, chłopak - bardzo brudny i wynędzniały.

Wszystkie buraski jakie dokarmiam były na szczęście wczoraj wieczorem na karmieniu. Ale dawno nie widziałam staruszki czarnulki i się wystraszyłam :(
Biedne kocię :cry: :cry: :cry: :cry: Jak można :evil: Raz dzwoniłam do tej lecznicy. Potraktowano mnie jak natrętnego petenta. Nigdy tam nie byłam.