Łajduskowata

Znowu jedna z takich historii...
Gdy poszedłem dziś karmić osiedlowe, nie czekała na swoim miejscu. Pojawiła się dopiero gdy wracałem. Nie tyle przytuptała, co przykuśtykała chwiejnie, klnąc z bólu. Pozwoliła się obejrzeć - w świetle latarki dojrzałem głęboką raną tylnej łapy, taką że kości z niej wyglądały.
Protestowała przy próbie wzięcia na ręce (czyli jak zwykle ona). Ułożyłem ją na trawie i wróciłem do domu po kontenerek. Potem trwało chwilę, nim ją znowu znalazłem - schowała się pod samochód, ale była jakby jeszcze słabsza. Dała się zapakować. Zaniosłem ją do siebie, żeby podać antybiotyk, zamówiłem taksówkę i zawiozłem do schroniska. Za trochę ponad dwie godziny będzie tam vet.
Zostawiłem razem z kotą info skąd jest i co jej podałem. Nie wiem, czy ta rana to wszystko, czy są jeszcze jakieś obrażenia. Mogą być, bo zranienie jakby świeże i jeszcze czyste, a kota zdawała się półprzytomna. Chociaż może to tylko szok. Za dnia zadzwonię i dowiem się, co dalej. Przykro mi, że dam rady wziąć jej teraz do domu.
A to jest fragment zrobionego na przedwiośniu zdjęcia Łajduskowatej (całe jest w mojej galerii):
Mogła być kiedyś domową kotą, w każdym razie zjawiła się w moim "rewirze" całkiem nagle i mocno spłoszona zeszłej zimy. Przez cały ten czas nie potrafiła znaleźć wspólnego języka z lokalnymi dziczkami. Potencjalnie woli chyba towarzystwo ludzi. Liczy zapewne około 2,5 roku, nie wykluczam, że jest wysterylizowana - nie miała przez te ponad półtora roku ani jednej rui.
Gdy poszedłem dziś karmić osiedlowe, nie czekała na swoim miejscu. Pojawiła się dopiero gdy wracałem. Nie tyle przytuptała, co przykuśtykała chwiejnie, klnąc z bólu. Pozwoliła się obejrzeć - w świetle latarki dojrzałem głęboką raną tylnej łapy, taką że kości z niej wyglądały.
Protestowała przy próbie wzięcia na ręce (czyli jak zwykle ona). Ułożyłem ją na trawie i wróciłem do domu po kontenerek. Potem trwało chwilę, nim ją znowu znalazłem - schowała się pod samochód, ale była jakby jeszcze słabsza. Dała się zapakować. Zaniosłem ją do siebie, żeby podać antybiotyk, zamówiłem taksówkę i zawiozłem do schroniska. Za trochę ponad dwie godziny będzie tam vet.
Zostawiłem razem z kotą info skąd jest i co jej podałem. Nie wiem, czy ta rana to wszystko, czy są jeszcze jakieś obrażenia. Mogą być, bo zranienie jakby świeże i jeszcze czyste, a kota zdawała się półprzytomna. Chociaż może to tylko szok. Za dnia zadzwonię i dowiem się, co dalej. Przykro mi, że dam rady wziąć jej teraz do domu.
A to jest fragment zrobionego na przedwiośniu zdjęcia Łajduskowatej (całe jest w mojej galerii):

Mogła być kiedyś domową kotą, w każdym razie zjawiła się w moim "rewirze" całkiem nagle i mocno spłoszona zeszłej zimy. Przez cały ten czas nie potrafiła znaleźć wspólnego języka z lokalnymi dziczkami. Potencjalnie woli chyba towarzystwo ludzi. Liczy zapewne około 2,5 roku, nie wykluczam, że jest wysterylizowana - nie miała przez te ponad półtora roku ani jednej rui.