Elzunia urodziła... 16. III rano. Białego chłopaka - łysiolca
i maleńką (42g) białą dziewczynkę - włochacza. Nie pisałam wcześniej, bo bałam się o maleństwo, tym bardziej, że urodziło się w zamartwicy. Dziś jednak mogę się już chwalić - panna waży 65g i rośnie zdrowo
Poród był samodzielny, choć miałam z nim troszkę problemów. Chłopak, który wyłaził pierwszy, pokazał mi ogon i na dłuższą chwilę na tym zakończył pojawianie się na świecie. Po jakiś 15 minutach pokazał jeszcze jedną tylną łapkę, ale drugą za diabła nie chciał się pochwalić. Przy kolejnym skurczu sama wywinęłąm mu drugą łapinę. I tak znowu został: z łapami na wierzchu i głową w środku. Wreszcie, gdy zobaczyłam biodra -pomogłam maleństwu, co zaskutkowapło pojawieniem się malca na świecie i pogryzioną przez Elzunię ręką TŻ-ta. Druga - maleńka panna wyskoczyła już jak z procy...
Prześmiesznie to wszystko teraz wygląda, bo Elzunia od początku zamierzała nie tylko urodzić w asyście starszych kociąt, ale także w tej asyście wychowywać swoje maleństwa. I teraz przy trzech olbrzymach wiją się takie szczurki w poszukiwaniu maminych cyców...
Zdjęcia, oczywiście zamieszczę, ale obawiam się, że dopiero jutro, gdyż albowiem nasz komputer zaczął strajkować i części programów nie obsługuje. Jutro TŻ w pracy obrobi zdjęcia to je zamieszczę, obiecuję...
I na osłodę, po jeszcze jednym zdjęciu starszych kociąt (sprzed 6-ciu dni):
Teraz starsze kociaki mają już piękne devonie uszolce i z ciekawością oglądają świat. Pięknie siadają, łażą na czterech kończynach i są prześmieszne. Te zdjęcia również zamieszczę jutro