Mam dwie norweskie koteczki i wszędzie ich pełno - zwłaszcza w górnych partiach mieszkania. Prawdę mówiąc, zdecydowanie bardziej wkurzające były kłaki psa, gdy jeszcze posiadaliśmy w domu bernardyna. Tego było wszędzie pełno, w ubraniach, meblach, sprzęcie domowym i innych.
Trochę byłam przerażona, gdy mi opowiadano o kłaczeniu u kotów, ale teraz... jest mi to tak naprawdę obojętne. Odkurzam raz w tygodniu, nie latam ze ścierką czy wałkami - mam jeden dyżurny do odkłaczania ubrań przed wyjściem z domu i tyle.
Raz na dwa tygodnie, przejadę kanapy odkurzaczem z nakładką do tapicerki i jest pięknie, a jak się kłaczki mocniej wbiły to wilgotna ściereczka i wszystko elegancko schodzi.
Wyczesuję kicie co drugi dzień, więc może to jest właśnie przyczyną mniejszego "kudlenia się"