Strona 1 z 7

Jak Wasze koty zachowują się u weta?

PostNapisane: Wto mar 15, 2005 11:53
przez Fifka
Moja kitka jest juz stałą bywalczynią lecznicy nieopodal mnie. Ciągle jakis problem , głównie z wyciekami z oczu,ale mniejsza o choroby.Jej zachowanie to poprostu histeria granicząca z obłędem. Kiedyś taka nie była jak była mniejsza grzecznie znosiła wszelkie zabiegi. Może złe doświadczenia( min.czyszczenie uszu przez weta gdy miala zapalenie, sama nie byłabym zadowolona gdyby ktoś wkładał mi głęęęboko coś do uszu i wiercil w kółko).

Jak tylko wystawie ja na stół weterynaryjny cała się trzęsie, wdrapuje mi na szyje.A jak ma dojśc do jakichkolwiek oględzin-nawet jesli jest to tylko kontrola, to dostaje takiego ślinotoku, ze cały stół jest mokry,az piany na pysku dostaje.Nie wspomnę jak mnie raz podrapała, to wet musiał opatrywać mi rany na dłoniach.Teraz musze urzywac duzo siły i być bardzo stanowcza, by utrzymać ją chwile w bezruchu na stole. Lekarz jak ją widzi to odrazu śmieje się z daleka " ooo to ta wiaritka".

Każda wizyta to straszny stres dla niej i dla mnie, bo serce mi się kraja jak widze ją w takim stanie :(

Czy wy tez macie takie przeboje ze swoimi kociakami?

PostNapisane: Wto mar 15, 2005 12:00
przez eela
Na szczęście moja kotka to ideał :) Zadowolona nie jest ale siedzi spokojnie (mam wrażenie, ze za każdym razem spokojniej), nie wyrywa się, o podnoszeniu łapki na mnie albo na weta nawet nie wpominam. Rekompensuje sobie to dzikim wrzaskiem jakby ja obierano ze skóry przy wszelkich poważniejszych zabiegach (np. pobieraniu krwi)

PostNapisane: Wto mar 15, 2005 12:10
przez Anja
Zaden z moich kotow nie lubi wizyt u weta, najbardziej Hrupka, ktora bywa u niego najczesciej. Trzesie sie jak pies i rzuca. Jednak tak naprawde to nie mamy z nimi problemu, bo nasz lekarz nauczyl nas fachowego obezwladniania kota, z trzymaniem go za 4 lapy i unieruchomieniem karku. Kot sie moze rzucac do woli, ale jedynie wewnetrznie.

PostNapisane: Wto mar 15, 2005 12:18
przez Gracka
Kicha po prostu udaje, że jej nie ma. Widać, że za wszlką cenę stara się zniknąć :lol: Dzięki temu wet ma bardzo łatwe zadanie - kot jest bezwładny i zupełnie bezwolny: można z nią zrobić wszystko.
Ale zestresowana jest bardzo...

PostNapisane: Wto mar 15, 2005 12:21
przez Jana
Mysza, weteranka lecznicowa, po kilku miesiącach praktycznie codziennego bywania, trzech operacjach w ciągu kilku miesięcy, niezliczonych kroplówkach, zdjęciach rtg, usg etc. - jest bardzo agresywna, ale głównie "werbalnie". Podczas wizyty cały czas warczy, puszcza wiązanki i patrzy z wyrzutem.
Szczurek, jako total histeryk, dostaje gorączki już w drodze do lecznicy, jest silny jak koń, więc utrzymanie go to nie lada wyczyn i jest jedynym znanym Garncarzowi kotem, który po wizycie nie chce wejść do transporterka i trzeba go wpychać na siłę (czasem trwa to dłużej od samej wizyty).
Całka jest przerażona, kuli się i cichutko skarży, ale nie stwarza problemów "fizycznych", tylko czasem kombinuje żeby zwiać.
Młody jęczy i totalnie głupieje, też nie ma z nim szczególnego kłopotu (tylko uszy więdną).
Misiek to luzak. Siedzi sobie, rozgląda się, pozwala zrobić ze sobą wszystko (łącznie z mierzeniem temperatury), wzorcowo łyka tabletki, a po skończonym badaniu patrzy jakby pytał "to już?" i grzecznie wraca do transporterka. Aniołeczek jednym słowem.

PostNapisane: Wto mar 15, 2005 12:22
przez Hana
Moja Kitka wciska się w sam koniuszek transporterka, przywiera tam i burczy wystraszona. Żeby ją wyjąć, trzeba rozpinać transporter i zdejmować jego górną połowę. Kitka tak się boi, tak stara się zaszyć w kąciku, że zapomina w ogóle o agresji i o tym, że ma pazury do obrony. Tylko ja mogę ją trzymać, a na weta co najwyżej prychnie. Po badaniu/szczepieniu kicia dosłownie wczołguje się na ugiętych łapach z powrotem do swojego "pudła"-schronienia.

PostNapisane: Wto mar 15, 2005 12:31
przez Fifka
Anja pisze: nasz lekarz nauczyl nas fachowego obezwladniania kota, z trzymaniem go za 4 lapy i unieruchomieniem karku. Kot sie moze rzucac do woli, ale jedynie wewnetrznie.


Ja też stosuje taki patent, innej możliwości nie ma,ale wtedy włączają jej sie zębiska i zabawa zaczyna sie od nowa, no chyba, że ktoś ją jeszcze za głowię trzyma. W domu tez zaczyna grymasić przy wkraplaniu kropelek do oczu, zaczyna się zachowywać jak u weta,a taki aniołek była...

PostNapisane: Wto mar 15, 2005 12:37
przez MariaD
Obecnie wizyty u weta z moimi futrami sa, na szczęscie, tylko kontrolne i profilaktyczne.
Bajra - koci ideał - pelne zufanie do mnie i do lekarza. Weterynarz może zrobić z nią wszystko i nie usłyszy nawet mrukniecia. Nie trzeba prawie jej trzymać na stole, wystarczy że przytuli mi łepek do ramienia i z resztą kota można robić co sie komu żywnie podoba. Jak miała rok temu problemy poporodowe i przyszła na kontrolę lekarka, kocica, zwykle nieufna i ostrożna do obcych, położyła sie obok lekarki na sofie podstawiając jej bolącą dupinę do oględzin :( .
Sońka, no ta to ma temperament :roll: , więc na stole lekarskim rzuca mięsem od samego początku wizyty. Nie ma mowy o pazurach, czy zębach, jednak słownictwo ma bogate i soczyste. Od cichego pomruku: "mnie się to coraz mniej podoba" :( do głośnego wrzasku: "#$%! zabierz ten termometr z mojego tyłka!" :evil: .
Obie po skończonej wizycie w tempie przyspieszonym i w stanie mocno spłaszczonym "wciekają" do kontenerka. :D

PostNapisane: Wto mar 15, 2005 12:44
przez kropka75
Mój diabeł oczywiście grzeczny nie jest, ale jest o niebo bardziej spokojna niż w domu. Nie krzyczy, nie miauka, nie gryzie, drapie tylko gdy ją mocno trzymać w bezruchu i zostawić jakąś wolną łapę.
Poza tym włącza jej się szwędacz i koniecznie chce myknąć ze stołu.
Jedyne zadanie dla nas to ją trzymać, to wszystko.

W przeciwieństwie do zabiegów domowych, gdzie po próbie (nieudanej z resztą) założenia kubraka np. wyglądaliśmy jak pokąsani przez aligatora. ;)

PostNapisane: Wto mar 15, 2005 12:52
przez tyona
A moja Misia nie ma transporterki, tylko taka torbe, z ktorej moze sobie wystawic glowke :P Przewaznie nie musi wychodzic z torby (szczepionki w kartk..) ale gdy ja wyjmujemy, to jest taka plaska (jak lasica ;)) i rozglada sie gdzie by tu czmychnac :]

Pozdrawiam

PostNapisane: Wto mar 15, 2005 13:39
przez kicior
mój kicior bardzo rzadko bywa u weta, ale jeśli już tam jest to zachowuje się grzecznie tylko ciężko go wydostac z transporterka a potem z moich ramion nie można go odkleić, ale jak trafia na stół do badania siedzi grzecznie skulony

PostNapisane: Wto mar 15, 2005 13:59
przez Wawe
Lilo to pełna histeria - wrzaski, wyrywanie się... nawet nie ma mowy o postawieniu jej na stole - wet musi badać ją bezpośrednio na mnie. Na szczęście jest to tylko protest słowno-ruchowy; jeszcze nie zdarzyło się, aby ugryzła czy podrapała...

Leni - mimo mlodego wieku weteranka lecznicowa - jest bardzo dzielna i cierpliwa. :) Owszem, przy jakimś boleśniejszym/nieprzyjemnym zabiegu zapiszczy czy szarpnie się troszeczkę, ale generalnie nie ma z nią większych problemów. Kiedyś postawiłam ją na stole, wet zabrał się za osłuchiwanie i w pewnej chwili stwierdził z wielkim zdziwieniem: 'Niemożliwe! Ona mruczy!'. :)

PostNapisane: Wto mar 15, 2005 14:01
przez Blixa
Moja kotka, kiedy pierwszy raz była u weterynarza, była bardzo niezadowolona, ale nic dziwnego, bo wet czyścił uszka ze świerzbu, koniecznie chciała wszelkimi sposobami uciekać, nawet profesjonalnie głęboko wbiła pazur wetowi w skórę na klatce piersiowej, ale był dzielny i się nawet nie poskarżył :wink: Następnym razem zachowywała się tak samo, tylko bez wbijania pazurów. Potem zmieniłam lecznicę i tu gdzie teraz chodzimy nie wpada w taką panikę :) Nie boi sie tak. Na zastrzyk wystarczy ją trochę przytrzymać, a potem wchodzi mi na ręcę i jest dobrze. Teraz trudno ją utrzymać na stole, bo chce zwiedzać gabinet a nie dlatego, że chce uciekać :D

PostNapisane: Wto mar 15, 2005 14:21
przez Jowita
Oba potwory nie luuuuubią wizyt. Devoniś od czasu, gdy mu podstępnie wyciachano jajka, Gizmuś - od czasu choroby (jeszcze zanim do mnie trafił)
W przypadku obu afera zaczyna się jeszcze w domu, kiedy trzeba wejsć do transporterka. Jakimś cudem zawsze wiedzą, o którego chodzi - i zawsze delikwent chowa sie po łózkiem. Drugi, wyluzowany, siedzi sobie i cieszy się, że nie na niego padło. Po opanowaniu kota-ośmiornicy, złapaniu wszystkich wierzgających i zapierających się łapek, transporter zaczyna żyć własnym życiem, miotając się i telepiąc. Oba koty wydają z siebie również sygnały dźwiękowe, zdolne postawić na nogi połowę osiedla. Po wejściu do gabinetu, należy wyciągnąć z transportera poduszkę, a potem wywlec zapartego kota. Devoniś ostatnio przyjął taktykę mimikry, tak że wet, który zajrzał do przenioski powiedział: ale tam nie ma żadnego kota... 8O Potem kot stara się ewakuować i zazwyczaj trzeba mi go zdjąć z pleców. Potem następuje faza rezygnacji, kiedy trzęsący się jak osika kot wtula się we mnie z płaczem (w tym punkcie moje zdenerwowanie przeradza się w poczatki histerii i też zaczynam ryczeć) Potem kot zwiewa do transporterka i przy akompaniamencie kocich pretensji i skarg wracamy do domu.

PostNapisane: Wto mar 15, 2005 14:29
przez madee
Witam,
Zuzia ucieka na plecy i wtula się;)
Filemon płacze żałośnie jak już zostanie dorwany (a dokładniej wyrwany z transporterka)
Kuba pyskuje na całą lecznicę :) - a jak było kiedyś nie wiem- był kiedyś kotem wetki....

Pozdrowienia