Jak Wasze koty zachowują się u weta?

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pon sie 14, 2006 9:30

U mnie każdy reaguje inaczej.
Okruszka wchodzi mi na ręce, czasem trochę fuknie, ale zasadniczo wszystko można jej zrobić.
Murzynek, w domu diabeł wcielony, w lecznicy jest tak zainteresowany otoczeniem, że zapomina protestować. Tak że w jego wypadku nie wyobrażam sobie wizyt domowych.
Myszka boi się każdego opuszczenia domu, płacze cichutko i rozpaczliwie że aż serce się kraje (chyba przypomina sobie kolejne przenosiny z domu do domu przy nieudanych adopcjach). W lecznicy też nie protestuje, tylko siedzi skulona i płacze cichutko. Z transporterka nie chce wyjść, zdejmujemy z wetem górną pokrywę i Myszeńka jest badana w transporterku.
Agatka i Babunia są u weta po prostu idealne, zrównoważone, tyle, że Agatkę w domu trudno zapakować.
Za to Szarotka wyrównuje to w czwórnasób. W domu łagodna, u weta broni swojej niezawisłości jak lwica. Drobna i nie za silna, nadrabia wręcz cyrkową zręcznością (nawet jak na kota to akrobatka nie z tej ziemi). Praktycznie nie ma chwytu z którym by sobie nie poradziła. Trzymana za łapy i kark jeszcze wygnie tak głowę jakimś cudem, że boleśnie ugryzie. Po ostatnim pobieraniu krwi do tej pory mam ślady na rękach. ale mimo wszystko bardziej opłaca się brać ją dobrocią (np. trzymać na ramieniu) niż przemocą. Z tym, że Szarotka bardzo dużo przeszła w lecznicy, kilka razy ciężko chorowała, więc to ją trochę usprawiedliwia. Miała straszliwą kalciwirozę, praktycznie to był niemal umierający młody kociak, nie wiadomo było, czy dożyje trzech dni, a jak wet chciał się jej wkłuć w żyłkę i założyć weflon, nabrała nagle takich sił, tak wiła się jak piskorz, że trzeba było poprzestać na podskórnych, też z trudem i z ranami (naszymi) dawanych.

Anka

 
Posty: 17254
Od: Sob mar 08, 2003 21:23
Lokalizacja: Gdynia

Post » Pon sie 14, 2006 15:01

Mój kocina niestety ma "stresa" ogromniastego! Weta boi się jak ognia- ostatnio byliśmy na szczepionku, no i jestesmy już prawie pod lecznicą (kicia w szeleczkach i na smyczy) a tu weta okazuje się chwilowo nie ma, więc myślę... poczekamy, w sumie długo to nie trwało i nagle mój kot dostał szału, wdrapał sie na mnie :twisted: aż zasyczałam wlazł mi na kark i wpił pazury w warkocz... co się okazało, z daleka zobaczył weta! reakcja Mauryca jest juz po prostu wręcz histeryczna na sam widok weta. Później w lecznicy siedział na stole jak trusia nawet nie drgnął, a w domu sie na mnie obraził skubany.
Mam równiez sunię- owczarzycę niemiecką- rasa jakby się zdawało silna i odważna... ale jak tylko podjeżdżamy do weta to skubana nie chce wysiąść z auta, idzie, a właściwie jest ciagnięta na niskim podwoziu, uszu nie widać a ogon ma tak podwinięty jak się tylko da. Ogólnie mam niezłe przeboje u weta z moimi futrami :D
Obrazek Obrazek
moja kocia miłość za TM

DGrażyna

 
Posty: 271
Od: Wto lis 29, 2005 15:11
Lokalizacja: Głuchołazy

Post » Pon sie 14, 2006 16:33

Bigos potrafi być u weta kompletnie nieprzewidywalny... :roll:
Podczas tej samej wizyty grzecznie i bez żadnych protestów zniósł zaglądanie pod trzecią powiekę, badanie temperatury w pupie i zastrzyk, ale wpadł w szał i pogryzł weta podczas... wyciskania na kark tubki ze strongholdem :roll: .
Z kolei Gulasz jak na razie odwiedził weta tylko 2 razy, i podczas obydwu wizyt był przerażoną kupką nieszczęścia, pozwalającą zrobić ze sobą wszystko.
Obrazek

Domino76

 
Posty: 3301
Od: Śro paź 05, 2005 8:41
Lokalizacja: Wrocławianka mieszkająca w Opolu

Post » Pon sie 14, 2006 16:59

Malizna u weta zachowuje się rewelacyjnie :twisted: Potrzeba trzech dorosłych osób, żeby zrobić zastrzyk kociczce ważącej 1 kg :evil: Wyrywa się, drapie, gryzie jak opętana...

Ale to i tak pikuś przy mojej suce, która waży 25 kg i utrzymać się jej nie da :roll: Ile pomysłowości i dobrej woli ze strony wetów potrzeba, żeby cokolwiek przy niej zrobić... :lol: Kreska nie gryzie, tylko ucieka, za to bardzo skutecznie, więc urządzamy podchody i leczymy ją tak, żeby nic nie zauważyła 8)
ObrazekObrazek

coztego

 
Posty: 642
Od: Czw cze 29, 2006 19:22

Post » Wto sie 22, 2006 14:20

Mój Simbo drogę do weta znosi w spokoju pod warunkiem że jest niesiony w torbie lub na smyczy - w transporterze krzyczy i wrzeszczy przez cała drogę (ogólnie uwielbia spacerki więc traktuje to jako kolejną okazję do wyjścia).
Po wejściu do przychodni zaczyna mieć lekkiego stracha, zaczyna się tulić lekko dygotać i ogolnie udaje że go nie ma.
Po wejściu do gabinetu usiłuje zając strategiczną pozycję na ramieniu któregoś z nas.
Daje się wetom nacieszyć swoim widokiem, pozachwycać się krolewską urodą, wygłaskać koteczka itp. ale całą swoją nature pokazuje podczas zabiegów.
Mieliśmy problemy ze świerzbowcem więc mial serię dosyć bolesnych zastrzyków i czyszczenia uszek. Uszy uszami znosi to dzielnie czasem marudząc coś pod nosem ale zrobienie zastrzyku wiąże się z małymm horrorem.
Nie dość że rzuca się jak szalony (trzymać musi go mój TŻ i weterynarz) bluzga pod nosem to jeszcze usiłuje gryźć i drapać wszysko co znajduje się w zasięgu łap i pazurów.
Najśmieszniejsze jest to że po zrobieniu zastrzyku wcale nie zaprzestaje morderczej działalności tylko jeszcze przez 5min usiłuje z bluzgami na ustach (pyszczku :?: :!: ) dopaść któregoś z prześladowców.
Mój TŻ przyzwyczajony do jego zachowania zwykle zdąży zabrać rękę przed rozwśczieczoną paszczą lub łapą ale weci niewierzący w ostrzeżeni padli już ofiarą mojego kocuraka.
Teraz kiedy tylko wchodzimy w komputerze bez przedstawiania się wklepują jego dane :twisted: i zawsze śmieją się że na tego charakternego norwega trzeba uważać bo on w gabinecie po zastrzyku robi dżihad :oops:
Obrazek + Arctica Obrazek

czarna.wdowa

Avatar użytkownika
 
Posty: 9876
Od: Śro lip 26, 2006 12:51
Lokalizacja: Olsztyn

Post » Wto sie 22, 2006 18:17

Daisy stosuje bardzo standardowy opor bierny - nawet ogon kota jest straaaasznie ciezki :wink: no i nie ruszy zadnym miesniem, nic, zeby pomoc albo pokazac, ze ma swiadomosc gdzie jest :lol:

Telma jest spanikowana strasznie, w drodze zalosnie jodluje, na miejscu usiluje panicznie sie schowac pod czymkolwiek - najlepiej drugim kotem w tym samym transporterku

Muczacza w drodze czesto spiewa, na miejscu - jesli ma zalozone szeleczki - chce chodzic i zwiedzac, ociera sie o wszystko, strzela baranki, wyciera podloge pokazujac brzuch
w transporterku sie drze :twisted:
w ogole wykazuje duze zdenerwowanie, jesli nie daje sie mu pochodzic po lecznicy :roll:

Bajka jest spokojna, chociaz trzeba ja wyciagac z transporterka - ale potem nie chce wcale do niego wchodzic, woli posiedziec na parapecie :wink:

Beata

 
Posty: 31551
Od: Nie lis 03, 2002 18:58

Post » Śro paź 25, 2006 0:43

Wizyta u weta z Melka to koszmar. Nagle ma siłę 10 kocurów, ze cztery dodatkowe łapy i to po 20 pazurów, pazury 5 razy dłuższe. Paszczeki dwie i klawiature rekina :roll:
Ostatnio przy przecinaniu pazurów tak się wściekła, że wszystkich w dodatku obsikała, przy podawaniu pasty antyrobal pogryzła tubkę - poszła tubka by kosz, pół gabinetu w paście :roll:
Niestety to nie tylko złość ale i stres. Za często tam bywała. Z czystej ciekawości (nie odbierzcie tego, że żałujemy albo cos w tym rodzaju bo wydalibyśmy tyle ile trzeba bez odrobiny żalu czy ciężkiego serca - serce ciężkie bo koty szkoda - jak mawia TZ dupiny bidnej szkoda, znowu kłuta) podliczyliśmy ile wydaliśmy na leczenie - ok 2 500 od lutego. Odpukać wreszcie jest wszystko ok i nawet badania sa świetne. Jak wyglądało pobieranie to nawet napiszę - kot był w specjaliztycznym kubraczku
:twisted: Nie miała szansy nawet pazurkiem kiwnąć :twisted:
Obrazek Obrazek Obrazek
KICIA & TOSIA & MELKA (vel Gamina) za TM

malzonka

 
Posty: 248
Od: Sob lut 11, 2006 13:07
Lokalizacja: Warszawa

Post » Śro paź 25, 2006 0:52

Ciekawe skąd Koć wie, że planuję podróż do weta?
Tego dnia wrzuca opcję "Tu nie ma żadnego kota, nigdy nie było i na pewno nigdy nie będzie".
Dematerializuje się.
Wyciągnięta ze zwykłych miejsc dematerializacji i zapakowana w kontener wdraża proces dekotyzacji.
Kiedy dojeżdżamy do weta (po 1,5 minuty) mam prawie pusty kontener.
Tylko nosem w kątku siedzi malutka futrzana kuleczka (5 kg kota) święcie przekonana, że jak ona oprawców nie widzi - dla nich też jest niewidzialna. :evil:
To co następuje później Kocianna znosi z ponurą rezygnacją.
A potem obraża się na mnie i 12 godzin mieszka w szafie.
Obrazek

redaf

 
Posty: 15601
Od: Śro sty 25, 2006 21:32
Lokalizacja: Warszawa

Post » Pt paź 27, 2006 0:16

O ile nie mam problemu z moja suczką , która obojętnie i ze stoickim spokojem reaguje na wizyty u weterynarza , o tyle z kotem jest problem : prychanie , ucieczki po gabinecie , pazury i histeria - oto stały obraz naszych wizyt . A kolejne szczepienie sie zbliża ...
Pewnie to już się nie zmieni . Sądziłam , że dwumiesięczna przerwa od ostatniej wizyty coś zmieni , ale się pomyliłam , niestety .
"Oberwało " się nawet naszej suni ( oprychał ją ) , gdy poczuł zapach , kiedy wróciłam z nią od weterynarza .

Zuzia1

Avatar użytkownika
 
Posty: 1529
Od: Śro lip 05, 2006 12:43

Post » Pt paź 27, 2006 0:23

Pamietam taka scene z leczenia Bajbiego...kotuch strasznie wyrywny był i żeby nie czuł się zbyt pewnie w naszej obecności oddawaliśmy go potem na kroplówy i zastrzyki solo...kiedy kocia przyjeła pani wet która z nim jeszcze nie miała do czynienia, została ostrzeżona przed jego zachowaniem...powiedziała, spokojnie poradze sobie i znikneła za drzwiami gabinetu...po kilku minutach, juz po wszystkim kocia oddały nam... 4 osoby:D :lol:
Obrazek

Ewik

 
Posty: 6713
Od: Pt lip 25, 2003 22:55
Lokalizacja: Warszawa Bielany

Post » Pt paź 27, 2006 0:31

redaf, jest obrazona, bo meczycie taka mikroskopijna kotke :lol:

U nas kazdy kot reaguje inaczej.

Hrupka z racji czestych wizyt u weta i podawanych lekow oraz kroplowek zawsze wie co ja czeka, ale nigdy nie traci animuszu, czytaj: walczy do konca. W drodze do weta wyje (jak wracamy juz nie :wink: ). U weta trzesie sie jak pies i trzymamy ja (wg instrukcji na 3 stronie tego watku) do pobierania krwi, zastrzykow czy kroplowek, zas aktywna osoba jest wet. Mala raczej nie jest agresywna, ale istnieje uzasadniona mozliwosc ze wytrzesie z siebie igle, badz sie wyrwie w sina dal z osprzetem 8).

Rysio weta sie boi i nigdy nie rozumie, dlaczego komus sprawia przyjemnosc grzebaniu kotu w tylku. Tylek to przeciez bardzo osobista sprawa :twisted: . Przy mierzeniu temperatury drobi lapkami i poplakuje. Jednak mimo przemoznego strachu i placzu nigdy nikomu nie robi krzywdy, to nie w jego stylu. Nawet przy cewnikowaniu na zywca nie machnal jednym pazurkiem, czym wbudzil podziw u ekipy w przychodni na Gagarina i nagrode dostal buziaka w czolo od dr Pietronia.

Brucek nie zyczy sobie wet i juz. Zaden wodz nie da sie macac i badac bezkarnie jakiemus faflowi w kitlu. Na dzien dobry wyciagamy z transportera kamienny glaz wazacy 300 kg. Brucek nienawidzi nas wszystkich. Przy jego napietych miesniach wygiela sie juz niejedna igla przy zastrzyku. Do tego syczy bardzo brzydkie inwektywy (wylacznie w przychodni). Trzymamy go bardzo mocno, bo wiemy ze jego marzeniem jest zabic, a przynajmniej pokroic w paski nedznego oprawce. Na szczescie najrzadziej choruje :roll: .
Ostatnio edytowano Pt lis 17, 2006 11:48 przez Anja, łącznie edytowano 1 raz
Obrazek
Pirackie Trio [']:
Brucek 20.10.2001-09.04.2015 / Hrupka 20.10.2001-23.07.2016 / Rysio 20.05.2002-23.06.2018
oraz Wiórka 20.04.2016-26.11.2018

PiNeski: Pirat Lotka i Neska

Anja

Avatar użytkownika
 
Posty: 25600
Od: Śro lis 06, 2002 9:01
Lokalizacja: Warszawa Dolny MoKOTów

Post » Pt paź 27, 2006 2:08

Anja pisze:Rysio weta sie boi i nigdy nie rozumie, dlaczego komus sprawia przyjemnosc grzebaniu kotu w tylku. Tylek to przeciez bardzo osobista sprawa :twisted: . Przy mierzeniu temperatury drobi lapkami i poplakuje. Jednak mimo przemoznego strachu i placzu nigdy nikomu nie robi krzywdy, to nie w jego stylu. Nawet przy cewnikowaniu na zywca nie machnal jednym pazurkiem, czym wbudzil podziw u ekipy w przychodni na Gagarina i nagrode dostal buziaka w czolo od dr Pietronia.

Brucek nie zyczy sobie wet i juz. Zaden wodz nie da sie macac i badac bezkarnie jakiemus faflowi w kitlu. Na dzien dobry wyciagamy z transportera kamienny glaz wazacy 300 kg. Brucek nienawidzi nas wszystkich. Przy jego napietych miesniach wygiela sie juz niejedna igla przy zastrzyku. Do tego syczy bardzo brzydkie inwektywy (wylacznie w przychodni). Trzymamy go bardzo mocno, bo wiemy ze jego marzeniem jest zabic, a przynajmniej pokroic w paski nedznego oprawce. Na szczescie najrzadziej choruje :roll: .

No, to się porobiło!

Wiem, że Koć od dawna ma słabość do Ryśka :1luvu: (uwielbia, tak jak jej Pańcia szczupłych blondynów :mrgreen: )

Ale teraz biedna ma problem.

Bo Ryś to siła spokoju. "Nic co kocie nie jest mi obce". Na pewno niebo gwiaździste nad nim i tak dalej.

A tu nagle objawił się Brucek... 8O
Kwintesencja męskości, pierwotna siła, bezkompromisowe podejście, Arnold Schwartzenegger w czarnym futrze po prostu.

No i ma panna dylemat.

Czy są kocie klasztory?
Bo jak nie, będę musiała od cholery wydać na kociego psychoanalityka.
Obrazek

redaf

 
Posty: 15601
Od: Śro sty 25, 2006 21:32
Lokalizacja: Warszawa

Post » Pt paź 27, 2006 10:21

Zależy w jakim celu przyszliśmy.
Pamięta niemiłe wydarzenie sprzed kilku lat - kastrację i zachowuje ogromną rezerwę.
Jeśli coś mu dolega - jest grzeczniutki, łasi się.
Regularnie chodzimy na pedicur i manucure - wytrzymuje spokojnie obcięcie kilku pazurków a później zamienia się w żbika - ostatecznie pochodzi z Puszczy Białowieskiej - jest syczenie, parskanie, próby kopania. Kiedyś musiałam go podtrzymywać w górze za kark jak małego kociaczka. W przerwach między straszeniem jest przytulanie się do weta, głośnie mruczenie. Ostatnio mnie prawie ugryzł w palec. Dawno temu dwie osoby musiały go przytrzymywać, ktoś inny owinął go całego kocykiem zanim zaczął obcinanie pazurków.
Sami widzicie że mój Mruczuś zaprezentował w swoim życiu chyba wszystkie sposoby zachowania.
...Obrazek...Obrazek

kussad

Avatar użytkownika
 
Posty: 14240
Od: Pt paź 13, 2006 9:59
Lokalizacja: Warszawa

Post » Pt lis 17, 2006 11:11

Demon kiedyś był spokojniutki. Na pierwsze szczepienia jak przychodziliśmy, to praktycznie nie reagował na igły. Zabawa zaczęła się po kastracji. Nie dał sobie dać antybiotyku. Na szczęście nie był konieczny, więc podrapana i pogryziona wróciłam z nim do domu. Później jak się połamał to znów był spokojny (ale u innego weta), pierwsze oględziny, zastrzyki przeciwbólowe i tak dalej znosił bardzo spokojnie. I po pierwszej operacji łapki znów się zaczęło. Już na następny dzień jak pojechałam z nim na antybiotyk to jeszcze chodzić nie mógł a już drapał. Trzeba go było mocno trzymać. Ale jakoś sobie radziliśmy. Zdjęcie szwów to dopiero był horror. Trzymały go 3 osoby (ja, wet i pielęgniarka), a drugi wet rozcinał szwy. W efekcie końcowym moje ręce to było sitko, pielęgniara na szczęście miała rękawice, a wet doświadczenie. No i też skończyło się na kocie skulonym i warczącym w transporterze, a wet opatrywał mi ręce. Aż boje się drugiej operacji, co się będzie działo...
Obrazek
Obrazek

Meridiel

 
Posty: 93
Od: Pon lis 13, 2006 14:06
Lokalizacja: Szczecin

Post » Pt lis 17, 2006 11:20

Kisiel jest stałym bywalce u weterynarza. Chwilę trwa wyciąganie go z transporterka. Na stole siedzi i daje sobie zrobić wszystko ale ciągle się rozgląda jakby szukał miejsca, w którym może się schować. Poza tym oczy podczas badania łzawią mu mocniej niż zazwyczaj.

Z Milką już daaaawno u weta nie byłam, ale z tego co pamiętam, to czeka cierpliwie aż ją włożę do transporterka.

Mrówa jest ze wszystkich kotów najmniejsza a potrafi zdemolować lecznicę! Muszę zakładać grube rękawice i przycisnąć ją do stołu, żeby nie zwiała. Podobnie jest przy przycinaniu pazurów.
Ola
Obrazek Obrazek

Olik, autorka bloga http://matkasanepid.blox.pl/html

ola25

 
Posty: 2644
Od: Pon lis 21, 2005 15:57
Lokalizacja: O 3-miasta

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Silverblue i 310 gości